2012-07-01

"Świat w moich oczach" Tony Giles

Nigdy nawet nie próbowałem ogarnąć tego, jak okrutnym kalectwem może być ślepota. Nie wyobrażam sobie życia w ciemności i nie do pojęcia jest dla mnie także opowieść Tonego Gilesa – Brytyjczyka, który jest głuchy, niewidomy, ma problemy z nerką, a mimo wszystko objechał świat wzdłuż i wszerz, chłonąć świat wszelkimi innymi zmysłami i doświadczając go w sposób, o jakim trudno tak naprawdę napisać.

Mimo całego podziwu dla autora „Świata w moich oczach” nie za bardzo jestem w stanie zrozumieć, na czym ma polegać wyjątkowość jego książki. Fakt, samotne wędrowanie po świecie, którego nie można zobaczyć, to wyczyn niezwykły i naprawdę jedyny w swoim rodzaju. Nie wiem tylko, czym ma być książka o oglądaniu świata, którego nie da się zobaczyć. Tony Giles pisze pretensjonalnie, o zwiedzanych miejscach opowiada mniej więcej tyle, co wyczytać można w Wikipedii, a jego opowieści koncentrują się wokół picia, palenia, wrzeszczenia, ogólnego robienia hałasu, wymiotowania w miejscach publicznych i obnażania się, co rzekomo stanowi fantastyczną formą rozrywki. Odpowiedź, na pytanie o to, czym jest jego książka, daje sam Giles na początku w słowach: „To wyjątkowa historia szaleństwa, przygody, picia, narkotyków, seksu i emocji – od czasu do czasu dla równowagi okraszona jedną czy dwiema historyjkami z podróży”. Myślę, że one doskonale odzwierciedlają to, jaką jakość stanowi „Świat w moich oczach”. Podziwiać można jedynie determinację i ogromny optymizm brytyjskiego podróżnika. W jego pisaniu natomiast nie ma zaś niczego, co warte byłoby podziwu.

Sposób podróży Gilesa jest specyficzny i chwilami naprawdę trudno jest uwierzyć, że udało mu się osiągnąć tak wiele. Świat, który przemierza, jest światem różnorodności. Nie ma w nim miejsca na nudę. Dzięki pomocy oddanych przyjaciół i ludzi spotkanych po drodze Giles może cieszyć się każdą chwilą w kolejnym nowym miejscu. Jego ciekawość świata jest imponująca. Nie narzeka. Praktycznie wszystko mu się podoba. Gdziekolwiek jest, dostrzega same pozytywne aspekty nowych miejsc. A przecież jest mu piekielnie trudno i musi zdawać sobie sprawę ze swoich ograniczeń. Nie może widzieć, ale odbiera klimat zwiedzanych miast, miasteczek, pustkowi i oceanów w taki sposób, że chwilami można się wraz z nim przenieść do Stanów Zjednoczonych, Australii, Nowej Zelandii czy Wietnamu, ale w relacjach z jego podróży nie ma niczego niezwykłego i gdyby nie ślepota, byłyby one historiami, jakich wiele można przeczytać i posłuchać, nie zawsze czytając czy słuchając do końca.

Giles z faktu, iż nie widzi i nie słyszy tworzy coś na kształt prostej ideologii. „A może właśnie dlatego jestem niewidomy, by chłonąć coś, co tylu innym ludziom umyka, a jest prawdziwym odczuwaniem życia?”. Zakłada zatem, iż sposób, w jaki opowiada o swych podróżach ma stanowić specyficzną jakość. Nie stanowi. Co więcej, chwilami jego książka staje się nudna i przewidywalna, a przecież wędrujemy po miejscach dla nas egzotycznych i naprawdę wartych tego, by lepiej je poznać. Poznajemy głównie ekscesy, wokół których koncentrują się zdarzenia. Skoki ze spadochronu czy na linie, ekstremalne picie i włóczenie się po ciemnych zaułkach do bladego świtu. Refleksje może nie tyle płytkie, co po prostu trywialne. Imponujące natomiast jest to, w jaki sposób Giles radzi sobie w często trudnych dla niego sytuacjach. Obraz świata, jaki proponuje, jest jednak dość spłaszczony i nie ma w nim tego czegoś, co zwykle charakteryzuje dobrą prozę podróżniczą.

Stany Zjednoczone są przez niego oswojone choćby z racji wykształcenia i tego, że doskonale wie, jaka jest kultura i na czym opiera się codzienność Karoliny Południowej, Nowego Orleanu czy słonecznej Kalifornii. Wędrówki po Antypodach zawierają w sobie już nieco więcej niedopowiedzeń, ale w gruncie rzeczy nie są niczym odkrywczym. Giles znajduje się w naprawdę wyjątkowych miejscach, ale część z nich swą prostą narracją odziera z wyjątkowości. Chciałoby się pojechać do Nowej Zelandii, odwiedzić Wietnam czy popluskać się w oceanie oblewającym Hawaje. Tyle tylko, że niekoniecznie w towarzystwie Tonego Gilesa, którego hedonizm i czasami brak zdrowego rozsądku może po prostu odstraszać.

„Świat w moich oczach” to połączenie reportażu, literatury faktu i historii, która ma zainspirować oraz pobudzić. Cokolwiek by nie mówić o niewybrednym poczuciu humoru czy dość kontrowersyjnym stylu bycia autora, jego wędrowanie bez oglądania jest na pewno wyjątkowe i niepowtarzalne. Podróże angażują wszystkie inne jego zmysły. Te, którymi może się posługiwać. Niekoniecznie jednak jego sposób pisania i mówienia o tym, jak doświadcza świata może być angażujący. Mamy do czynienia z dosyć mierną literaturą, choć literaturą mówiącą o wielkości, sile i optymizmie człowieka, któremu udaje się realizować własne pasje.

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2012

KUP KSIĄŻKĘ

Brak komentarzy: