2012-11-04

"Szczęściarze" Joanna Pettersson


PATRONAT MEDIALNY
Zacznę od truizmu. Każdy z nas próbuje osiągnąć szczęście, ale w gruncie rzeczy niewielu je osiąga, bo wciąż stawia sobie kolejne cele, definiując szczęście skalą posiadania, jaką wyznacza droga osiągania owych celów. Ukrywająca się pod literackim pseudonimem pisarka, Joanna Pettersson, proponuje nam książkę, w której ujawni własną wizję szczęścia i rozpisze ją na kilka definicji. Jej bohaterowie, choć ciężko doświadczani przez los i przeżywający w gruncie rzeczy dużo więcej upokorzeń niż radości, osiągają stan szczęścia na drodze zdobywania świata. Dla każdego z nich szczęście będzie czym innym, ale mimo trudności każdy je osiągnie. Pettersson proponuje nam wyborną lekturę w czasach, kiedy wszyscy tak naprawdę szczęścia pragną, a rzadko kto zdaje sobie sprawę, że można być szczęśliwym w najbardziej nawet niesprzyjających okolicznościach. Autorka bawi się tropami i konwencjami literackimi. W tle ważna historia – od rewolucji francuskiej po echa powstania listopadowego. Na przełomie XVIII i XIX wieku rozgrywa się na naszych oczach kilka pasjonujących historii rodem z powieści łotrzykowskich.

Pisarka dość przewrotnie umieszcza w tekście zapis, który jest refleksją jednego z jej bohaterów i tyczy tej powieści: „Nie jest to oczywiście całkowicie oryginalne, trochę w tym Swifta, trochę niemieckich romantyków, echa opowieści o Świętym Graalu i Pieśni o Nibelungach też się tam pałętają. Ale co to szkodzi, i tak nikt oprócz mnie tego nie przeczyta”. Ano przeczytać warto, bo choć przesycenie wątkami i nawiązaniami do historii, literatury i mitologii jest chwilami wadą tej powieści, „Szczęściarze” dostarczą nie tylko przyjemności rozwiązywania intertekstualnych zagadek i literackich tropów. To w gruncie rzeczy prosta historia opowiedziana z kilku różnych punktów widzenia. Po co? Między innymi po to, by pokazać wiele definicji szczęścia, ale przede wszystkim, by udowodnić – co już wspomniałem – że nie trzeba za nim gonić, bo czasem jest w nas samych i musimy je po prostu dostrzec.

Klamrowa kompozycja to otwarcie książki opowieścią o losach hrabiego Feliksa, który pozbawiony majątku ucieka do Hiszpanii i rozpoczyna karierę torreadora oraz zamknięcie – historia Feliksa z innego pokolenia, lekarza i naukowca, który popada w obłęd, by dopiero w innej perspektywie ujrzeć świat takim, jaki jest naprawdę, krzywdząc jednocześnie siebie i doprowadzając do tragedii. Między tymi biografiami opowieści o losach ludzi, dla których Historia nie była łaskawa, ale którzy za wszelką cenę usiłowali odnaleźć w niej swoje miejsce, a potem stabilizację i swój własny ogródek, najlepiej na łonie natury, z dala od cywilizacji. „Szczęściarze” to książka o męskiej przyjaźni, o miłości i homoseksualnym erotyzmie, o malarskim pięknie i o paradoksach wielkich przewrotów rewolucyjnych, od których trzeba uciekać. Książka o wędrówce, poznawaniu siebie i życia; o wiecznej potrzebie bycia zależnym od kogoś i o tym, jak wiele w życiu może zmienić czułość i okazanie drugiej osobie przywiązania. Także historia o tym, jak wciąż żywe mogą być tradycje pisarstwa oświeceniowego i romantycznego, w ramy których włożyć można – dzięki uwspółcześnionemu językowi, jakim posługują się bohaterowie – opowieść jak najbardziej współczesną, bo przecież symboliczną i ważną. Opowieść o szczęściu, które przychodzi zupełnie nieoczekiwanie. Mimo pożogi, śmierci, mimo tęsknoty, rozstań, chorób i społecznych uwikłań, przez które jesteśmy tacy, a nie inni. Joanna Pettersson to autorka przewrotna, bo napisała powieść o przewrotności losu. Pisarka trudna do osadzenia w jakimś kontekście, bo wciąż poza kontekst w swej narracji wychodząca. Dzięki „Szczęściarzom” możemy poznać zarówno ją samą, jak i wyraźnie zarysowane postacie z krwi i kości, które prowadzą nas przez trudne życie, z którego nieco szydzili Wolter, Diderot, Rousseau czy Swift.

Jean de Pierre – Saint to dziecko wspomnianego hrabiego Feliksa. Niekoniecznie jego własne. Podrzutek, którego hrabia najpierw chciał się pozbyć, z czasem wyrasta na człowieka żyjącego w przeświadczeniu, iż ojciec uchylił mu nieba. Bo przecież zrobił to, kiedy wreszcie zrozumiał, iż osierocone dziecko to nie balast, lecz trampolina ku nowej drodze życia, w której można być komuś potrzebnym. Jean jako dorosły mężczyzna porzuca studia prawnicze, oddając się wojskowemu życiu i rzucając w wir kampanii napoleońskiej. Kiedy w bitwie pod Somosierrą ratuje mu życie niejaki Bazil Blanchett, Jean nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo zmieni się jego życie u boku tego mężczyzny. Bo z Bazilem połączy go przyjaźń i zakazana namiętność. One będą dla obu motorem napędowym do działań. Jean nie zna przeszłości Bazila. Młodziutki paryski ulicznik zaznał wielu upokorzeń i wie, jak trudne jest życie. Swe homoseksualne skłonności uznaje za ohydne i uwłaczające mu; z drugiej strony biernie poddaje się żądzom, kupcząc ciałem i oddając je tym, którzy na nie nie zasługują. Kiedy zbliży się do niego Jean, Bazil zmieni perspektywę patrzenia na własne życie. Mężczyźni fatalni i mężczyźni szczęśliwi jednocześnie – to dwuznaczna definicja tej dwójki, przy której znajdą się też inni, poszukujący szczęścia i spełnienia. Kastor i Polluks, Ganimedes i Anioł, w końcu po trosze Kubuś Fatalista i jego pan. Obaj niespokojni i poszukujący. Obaj szczęśliwi – mimo wszystko. Obaj naznaczeni piętnem samotności, od którego nie mogą się uwolnić.

„Szczęściarze” to dość ekscentryczna opowieść o szczęśliwych ekscentrykach. Chociaż dużo, może za dużo w niej śmierci i cierpienia, jest w gruncie rzeczy historią bardzo ciepłą i urzekającą. Być może byłaby przystępniejsza, gdyby – o czym już wspomniałem – zabawa z konwencjami i tradycjami ograniczyła się np. do kilku tropów. Momentami jest to także powieść, która powtarza wciąż to, o czym zdążyliśmy się przekonać albo co zdążyliśmy poznać dużo wcześniej. Niemniej jednak – czytana różnorako – daje dużo estetycznej przyjemności i przypomina o wartościach podstawowych, o których często się zapomina, gdy przygniata nas więcej niż moglibyśmy znieść. Jean, Bazil i inni bohaterowie też książki znoszą bardzo wiele. Cierpią, ale są szczęśliwi. Jak to możliwe? Zapraszam do lektury.

Warszawska Firma Wydawnicza, 2012

7 komentarzy:

Viv pisze...

innymi słowy - mamy szczęście, że takie książki powstają :)

Z tekstu wynika, że książka jest dosyć wybuchową mieszanką w stylu "wszystkiego po trochu", ale brzmi nietuzinkowo, może warto by przeczytać - zwykle o0 szczęściu pisze się w kategorii "ucieczka-z-wielkiego-miasta-mały-pensjonat-gdzieś-na-zadupiu", a tu proszę - o szczęściu inaczej.

Jarosław Czechowicz pisze...

Jest wybuchowo, do tego chwilami dłużyzny, ale masz rację - nietuzinkowa książka i bardzo się cieszę, że mogę ją wspierać medialnie. Pozdrawiam :)

Joanna Pettersson pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Joanna Pettersson pisze...

Głęboki ukłon za piękną recenzję. Z dłużyznami bywa różnie (przepraszam za kolejną intertekstualność). Pewnym cztelnikom dłużyzny się podobają, odbierane są jako pogłębienie charakterystyk postaci. Ale zapamiętam sobie Pana opinię. I jeszcze raz dziękuję!

Joanna Pettersson pisze...

czytelnikom - że też nie daje się w komentarzach poprawiać literówek...

Furatus pisze...

Nie mogę się doczekać na kopię - najpierw Sandy, teraz Nor'easter... to nie burza w szklance wody!

Joanna Pettersson pisze...

Ze świątecznymi pozdrowieniami:
http://nordponte.blogspot.no/2012/12/zrodo-httpliterat.html