Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 16 maja 2013
Tytuł oryginalny: „Dear Life”
Tłumacz: Agnieszka Kuc
Liczba stron: 408
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena detaliczna: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Nic nad życie
Alice Munro czyta się
niespiesznie, bo i forma jej tekstów nie narzuca żadnego tempa. Wydaje się, że
autorka "Kocha, lubi, szanuje..." opowiedziała już wszystko, co miała do
opowiedzenia o skomplikowanej strukturze psychicznej kobiety. Wydaje się tylko,
gdyż kobieta nieprzeniknioną jest, a Alice Munro w każdej swojej książce daje
temu dowód. Specyficznie, bo stawia na formę opowiadania. Pomyśleć można, że
dłuższa opowieść u kanadyjskiej pisarki nie ma racji bytu. Ona doskonale wie,
który życiowy moment penetrować i za każdym razem zaskakuje, bo trafia w ten
najważniejszy. A życie pełne jest przecież niespodzianek i mierzyć się trzeba z
czymś, co nowe do końca swoich dni. Uświadamiają to sobie bohaterowie
najlepszego moim zdaniem tekstu w tym zbiorze – „Dolly”. Małżeństwo w jesieni
życia zaczyna już rozmyślać o śmierci, bo przecież wszystko za nimi i nie
wydarzy się nic, co zmieniłoby ich samych. Tymczasem do domu puka
prostolinijna akwizytorka Gwen. Kobieta z przeszłości Franklina. Tu nie chodzi
o zwykłą zazdrość i przejmujący smutek jego obecnej żony; to początek
konfrontacji z samą sobą tej drugiej, kobiety życia Franka, której już się niczego
nie spodziewała, planując odejście. Bo
życie do końca oferuje zdarzenia przełomowe. To trudne życie. Drogie
życie, mimo wszystko.
Najnowszy zbiór opowiadań
Munro to dziesięć różnych od siebie tekstów – od miniatury „Nieopodal jeziora”
po przesycone napięciem i tajemnicą otwierające książkę, epickie wręcz
opowiadanie „Dotrzeć do Japonii”. Dziesięć tekstów afirmujących życie. Drogim
nazwała je matka pisarki. To o niej i o wczesnym dorastaniu traktują cztery
dodane narracje, w jakich Munro – jak sama twierdzi - ujawnia emocjonalny, nie
faktograficzny autobiografizm. Jej wyznania kładą dodatkowe światło na
przeczytane już wcześniej teksty. Doświadczenia śmierci w dzieciństwie,
bezsenności, okrutnej choroby matki czy surowego wychowania ojca… Munro we
wspomnieniach rodzi się na nowo. W życiu, które przeżyła świadomie. Bohaterki
jej tekstów dążą do samoświadomości różnymi drogami, ale zawsze muszą coś
stracić lub o czymś zapomnieć, by pośród goryczy… odnaleźć to życie takim,
jakie jest. Drogim.
Wyjdźmy od życia w
nieprawdzie, bo to ono czyni egzystencję opresyjną i przez nie nie żyje się
naprawdę. Powrócę do „Dolly”, bo naprawdę warto i wskażę na myśl, nad którą
zastanawialiby się prawie wszyscy bohaterowie tego zbioru. „(…) Najgorsze są
tak naprawdę kłamstwa, które tworzymy i uparcie powtarzamy, żeby ukryć gorycz,
jaka w nas tkwi i nasącza od środka (…)”. Kto żyje w ten sposób? Greta – poetka
i artystyczna dusza, która u boku męża czuje się niespełniona i dopiero
rozstanie pozwala jej zrozumieć, że okłamując siebie, żyła nieprawdziwie? Lea,
która pewnego dnia ucieka z małego miasteczka i ortodoksyjnego ojca, aby potem
wrócić i powielić schematy, jakie ją więziły? Vivien – nauczycielka w
prowincjonalnym szpitalu dla gruźlików, która dla zdrowego rozsądku bierze ślub
z mężczyzną, który chłodno ten krok przekalkulował?
Samooszukiwanie doprowadza
do dramatów, ale dzięki nim bohaterki Munro przeżyją metamorfozę. Nic to, że
widać w nich chwilami odcień feministycznego wojownictwa, a może po prostu
ewolucyjną i powiązaną z feminizmem drogę ku samych sobie. Każde z dziesięciu
opowiadań prezentuje zupełnie inne portrety charakterologiczne. Żadnej z kobiet
Munro nie przyszło nigdy do głowy, by pomyśleć o sobie. Wiele z nich boryka się
z przeszłością – ze śmiercią siostry, ojca, komplikacjami po polio czy
młodzieńczym doświadczeniem, które wciąż kazało błądzić. Alice Munro nie stawia
swych bohaterek w sytuacjach krańcowych. Czasami obok nich nie dzieje się nic.
Świadomość nicości implikuje coś, co trudno nazwać przemianą w życiowych
wyborach. Chociaż przecież są one zmienne i rzutują na przyszłość. Zagadką jest
emocjonalność kobiet Munro. Osadzenie ich w przestrzeni, gdzie zmuszone są
walczyć i ze wspomnieniami, i z tym, co mają teraz, a co każe im na wspomnienia
patrzeć zupełnie inaczej niż przez całe minione życie. Drogie życie. Bo każda
je kocha, bez względu na wiek, pozycję społeczną czy samoświadomość.
„Drogie życie” to Kanada
minionego stulecia w mistrzowskim przekroju społecznym. Niby wszystko gdzieś
obok, a przecież wciąż w sercach i rozumach bohaterek. Druga wojna światowa,
kryzysy, beznadziejność prowincjonalnego życia i mieniące się barwami Toronto.
Surowa północ i … droga, na której Munro stawia swym bohaterkom problemy. Nie
sposób nie zauważyć znaczenia pociągu w rozmaitych interpretacjach, bolesnych
ograniczeń przeszłości; niepewności mimo tego, iż życie jest stabilne i nie
czeka w nim już nic wyjątkowego. A jednak kroki, na jakie decydują się Greta,
Vivien, Oneida czy Corrie to nie sprawy do oceny, ale do uważnego przyjrzenia
się im. Jeżeli jakiś współczesny pisarz potrafi zmuszać do tego, by nauczyć się
empatii, Alice Munro z pewnością jest kimś takim. Bo nawet bohaterka, która po
traumie przeszłości pozornie zatrzymuje w sobie czas i niczego od życia nie
chce (mowa o Belle z „Pociągu”), nie pozwoli sobie na to, by nie skończyć tego,
co zaczęła tak jak ojciec, który zginął pod żelaznymi kołami i pozostawił
niedokończoną powieść.
Cztery ostatnie teksty to
bardzo osobiste wyznania Munro, chociaż autorka stara się pokazać niezbędne
minimum, nie za dużo. Jej samoświadomość jest rozłożona na epizody, sceny i
fabuły, jakie kreuje. Poza tym to pamięć fragmentaryczna, wspomnienia. Chciałoby
się, żeby jej bohaterki wiedziały o sobie tak wiele. Chciałoby się wierzyć, że
Munro zawsze stawia pytania i unika odpowiedzi, bo na nie jest zbyt pokorna
wobec życia. Jej drogiego życia i drogiego życia wszystkich, których
przedstawia w momentach ważnych, choć pozornie niewiele dla innych znaczących.
Cokolwiek pisać o prozie Alice Munro, nie jest to proza zmyślenia, lecz
doświadczenia. Co więcej – wyrastając z konkretnych zdarzeń i mając miejsce w
wyraźnie zaznaczonym czasie historycznym, jej bohaterowie nigdy się nie
zestarzeją. O życiu napisano już wiele i w rozmaitej tonacji. Munro po swojemu
uświadamia nam, iż nie mamy nic droższego niż ono. I nie warto jej oceniać.
Warto się z jej pisania uczyć. Smakując powoli i nie szukając na siłę
odpowiedzi. Życie zaskakuje do ostatniego tchnienia i żaden z nas nie ma prawa
powiedzieć, że je zna. Munro i jej opowieści to piękne narracje o dotykaniu
czegoś, czego dotknąć się nie da. O tajemnicy życia, której Alice Munro wcale
nie chce zgłębiać, a jedynie się przed nią pokłonić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz