Wydawca: Czarne
Data wydania: 28 sierpnia 2013
Liczba stron: 248
Oprawa: twarda lakierowana
Cena det: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Język na mrozie
Jakuck.
Stolica mroźnej krainy. Miejsce specyficzne, bo będące środkiem, a jednocześnie
fragmentem ogromnej przestrzeni mrozu, bieli i zanurzone w czasie, jaki w zimie płynie odmierzany
miesiącami, których nazwy wyrażają tylko liczby; wciąż odliczane w bezkresie
mgieł, gdzie kształty nie tyle zamarzają, co zanikają na długi czas. Kiin kuorat, miasto-pępek, centrum
lodowatego wszechświata, do którego dostęp mają ci, co potrafią przeżyć na
mrozie. Takim, który boli i takim, co nie przychodzi, lecz spada, zagarniając
wszystko w silnych kleszczach, które wszelkie przejawy życia redukując do
minimum.
Miasto,
o którym Szczukin czy Gonczarow wypowiadali się negatywnie. Miejsce, jakie
jeszcze w latach pięćdziesiątych minionego stulecia Warłam Szałamow nazywał
wielką wsią. Z jednej strony prowincja, z drugiej centrum – życia przede
wszystkim. Takiego ekstremalnego, bo narażonego na nieustanny chłód, który
przenika nie tylko przez wiele warstw ubrań, ale potrafi także zmrozić umysł i
wszelkie zmysły. Oto miejsce, do którego udał się Michał Książek. Śladami
Edwarda Piekarskiego i Wacława Sieroszewskiego, którzy urodzeni w tym samym
roku (1858), mierzyli się z pięknem i okrucieństwem Jakucji na dwa różne
sposoby. Książek podąża swoją drogą. Próbuje zrozumieć Jakuck i Jakucję przede
wszystkim przez język. Penetruje nie tylko zakamarki zamarzniętego miasta i
okolicznych osad, lecz mowę, w której wyraża się bezkres przestrzeni i ludzki
respekt do siły lodowatej natury, w której życie ulega spowolnieniu na wiele
długich miesięcy.
Autor
nie może się chyba zdecydować na to, jaką drogą podążać po Jakucku. Czy głównie
śladem Piekarskiego, który na zesłaniu stworzył słownik języka jakuckiego albo
Sieroszewskiego, „Sirki”, co poznawał Jakucję z tej niezbyt chętnej do
poznawania przez obcych strony. Czy też może zanurzyć się w żywioł życia w
wiecznej zmarzlinie i zaprezentować topografię charakterów, dziwactw, trudności
i mentalności ludzi, dla których Jakuck to nie tylko miasto, ale przede
wszystkim miejsce, gdzie muszą wspólnie borykać się z mrozem, jaki jest
uosobiony i towarzyszy przez większą część roku, nieustannie przypominając o
swojej wyższości. Jakkolwiek nie patrzeć na ten reportaż, jego niewątpliwą siłą
jest próba mierzenia się z odwiedzanym światem poprzez język. Michał Książek
tworzy swój własny słownik jakuckiego, by wyrazić podziw, z jakim mowa walczy z
chropowatą i lodowatą rzeczywistością. Nieprzypadkowo duża grupa słów odnosi
się do przestrzeni. Synonimy grają ze sobą o to, by na wiele różnych sposobów
ukazać pustkę i bezkres. Także wielkość, którą trudno przemierzać i o której
język jakucki wyraża się aż trzema rodzajami zaimka „tam”. Jak jest zatem tam,
w krainie wiecznych mrozów i w miejscu, gdzie 300 metrów ziemi przez cały rok
skute jest lodem? Książek ukazuje pewien paradoks. Tam jest przestrzennie, a
jednocześnie wszystko bardzo się zagęszcza. ”Jakucja
jest wielka jak pół Australii, ale zimą wszędzie jest ciasno”. Kiedy
atakuje mróz, przestrzeń się kurczy i ważne jest tylko to, gdzie można się
ogrzać. W każdym możliwym sensie.
Sam
Jakuck to miasto specyficzne, gdzie życie toczy się w ciągłym pośpiechu, by
zdążyć przez zamarzaniem i wciąż w ruchu, dzięki któremu mróz nie zabije, nie
wedrze się do wnętrza, nie skończy i tak ledwie pulsującego życia w
oczekiwaniu. Jakuck to miasto ciszy. Słychać modrzewiowy szum, on wydaje się
wszechobecny. To miejsce, w którym samotne kobiety szybko mężnieją. Gdzie
dzieci popełniają samobójstwa. Gdzie kioski z lodami mimo siekącego mrozu
czynne są przez cały rok i gdzie psy, pluskwy i ptaki dzielą przestrzeń życia
wraz z człowiekiem, na równi z nim nękane przez temperatury spadające poniżej
pięćdziesięciu stopni.
A
dodatkowo Jakuck to miejsce ciekawej topografii i interesującej zależności z
płynącą nieopodal Leną. Ją mróz także spowalnia, zatrzymuje. Michał Książek
stara się oddać powagę i majestat tego zatrzymywania się w zimnie, chociaż nie
ma w nim niczego majestatycznego, bo to tylko prawa natury, która w Jakucji tak
często upomina się o swoje. Autor swoje zdobywa przede wszystkim poprzez
penetrację języka. Zapisuje słowa-klucze, słowa potrzebne do zrozumienia
sytuacji, ludzi i miejsc, z jakimi przychodzi mu się spotkać. To reportażysta
otwarty na wszelką inność. Nie poświęca uwagi konkretnym ludziom czy też
konkretnym problemom. Wyrusza z Jakucka ku okolicznym miejscowościom,
nieustannie porównuje, przygląda się, zapisuje nowe słówka i próbuje zrozumieć
mentalność Jakutów przez to, w jaki sposób mówią i myślą w swoim języku. Stąd
też mamy do czynienia z reportażem lingwistycznym i nie bazującym na tym, co
jego autor widzi, lecz przede wszystkim na tym, co i w jaki sposób usłyszy. Tym
bardziej, że dźwięków w zamarzniętej Jakucji nie jest wiele. Te, które zostaną
wydane, mroźne powietrze niesie hen daleko. My możemy przyjrzeć się tej mowie w
bardzo ograniczonym zakresie. W takim jednak, jaki przedstawi autor. Musimy się
zdać na niego, bo „Jakuck” stawia nas w prostym zdumieniu i bezradności wobec
świata, jakim żądzą lodowate reguły hartujące raz na zawsze.
Myślę, że ta książka to dowód na to, iż żeby zbliżyć się do jakiejś
kultury czy społeczności, nie wystarczy poznawanie obyczajów i przyglądanie się
codziennemu życiu. Trzeba nie tyle mówić, co na początku słuchać. Pochylać się
nad różnorodnością dźwięków i nad tym, w jaki sposób opisują świat. Świat
przecież bardzo surowy, w którym często nie ma miejsca na nic innego, tylko na
walkę o każdy kolejny dzień wielomiesięcznej zimy. Czytając „Jakuck”, poznamy
nie tylko nieznane nam oblicze zimowej pory. Przyjrzymy się światu, który
często definiuje język. Tylko jemu można zaufać, gdy przy siarczystych mrozach
nad światem zapada mgła i szczelnie zasłania świat, który wielki przecież,
maleje i gaśnie. Tam jednak wciąż toczy się życie i o tym życiu można barwnie
opowiadać. Bez względu na to, że obecna na co dzień w Jakucji jest przede
wszystkim biel.
2 komentarze:
O, to bardzo chciałabym przeczytać :) Z przyjemnością czytałam jego "północne" reportaże w cyklu "Na własne oczy" w Polityce.
O, to bardzo chciałabym przeczytać :) Z przyjemnością czytałam jego "północne" reportaże w cyklu "Na własne oczy" w Polityce.
Prześlij komentarz