2013-09-03

"Jakuck. Słownik miejsca" Michał Książek

Wydawca: Czarne

Data wydania: 28 sierpnia 2013

Liczba stron: 248

Oprawa: twarda lakierowana

Cena det: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Język na mrozie

Jakuck. Stolica mroźnej krainy. Miejsce specyficzne, bo będące środkiem, a jednocześnie fragmentem ogromnej przestrzeni mrozu, bieli i zanurzone w  czasie, jaki w zimie płynie odmierzany miesiącami, których nazwy wyrażają tylko liczby; wciąż odliczane w bezkresie mgieł, gdzie kształty nie tyle zamarzają, co zanikają na długi czas. Kiin kuorat, miasto-pępek, centrum lodowatego wszechświata, do którego dostęp mają ci, co potrafią przeżyć na mrozie. Takim, który boli i takim, co nie przychodzi, lecz spada, zagarniając wszystko w silnych kleszczach, które wszelkie przejawy życia redukując do minimum.

Miasto, o którym Szczukin czy Gonczarow wypowiadali się negatywnie. Miejsce, jakie jeszcze w latach pięćdziesiątych minionego stulecia Warłam Szałamow nazywał wielką wsią. Z jednej strony prowincja, z drugiej centrum – życia przede wszystkim. Takiego ekstremalnego, bo narażonego na nieustanny chłód, który przenika nie tylko przez wiele warstw ubrań, ale potrafi także zmrozić umysł i wszelkie zmysły. Oto miejsce, do którego udał się Michał Książek. Śladami Edwarda Piekarskiego i Wacława Sieroszewskiego, którzy urodzeni w tym samym roku (1858), mierzyli się z pięknem i okrucieństwem Jakucji na dwa różne sposoby. Książek podąża swoją drogą. Próbuje zrozumieć Jakuck i Jakucję przede wszystkim przez język. Penetruje nie tylko zakamarki zamarzniętego miasta i okolicznych osad, lecz mowę, w której wyraża się bezkres przestrzeni i ludzki respekt do siły lodowatej natury, w której życie ulega spowolnieniu na wiele długich miesięcy.

Autor nie może się chyba zdecydować na to, jaką drogą podążać po Jakucku. Czy głównie śladem Piekarskiego, który na zesłaniu stworzył słownik języka jakuckiego albo Sieroszewskiego, „Sirki”, co poznawał Jakucję z tej niezbyt chętnej do poznawania przez obcych strony. Czy też może zanurzyć się w żywioł życia w wiecznej zmarzlinie i zaprezentować topografię charakterów, dziwactw, trudności i mentalności ludzi, dla których Jakuck to nie tylko miasto, ale przede wszystkim miejsce, gdzie muszą wspólnie borykać się z mrozem, jaki jest uosobiony i towarzyszy przez większą część roku, nieustannie przypominając o swojej wyższości. Jakkolwiek nie patrzeć na ten reportaż, jego niewątpliwą siłą jest próba mierzenia się z odwiedzanym światem poprzez język. Michał Książek tworzy swój własny słownik jakuckiego, by wyrazić podziw, z jakim mowa walczy z chropowatą i lodowatą rzeczywistością. Nieprzypadkowo duża grupa słów odnosi się do przestrzeni. Synonimy grają ze sobą o to, by na wiele różnych sposobów ukazać pustkę i bezkres. Także wielkość, którą trudno przemierzać i o której język jakucki wyraża się aż trzema rodzajami zaimka „tam”. Jak jest zatem tam, w krainie wiecznych mrozów i w miejscu, gdzie 300 metrów ziemi przez cały rok skute jest lodem? Książek ukazuje pewien paradoks. Tam jest przestrzennie, a jednocześnie wszystko bardzo się zagęszcza. ”Jakucja jest wielka jak pół Australii, ale zimą wszędzie jest ciasno”. Kiedy atakuje mróz, przestrzeń się kurczy i ważne jest tylko to, gdzie można się ogrzać. W każdym możliwym sensie.

Sam Jakuck to miasto specyficzne, gdzie życie toczy się w ciągłym pośpiechu, by zdążyć przez zamarzaniem i wciąż w ruchu, dzięki któremu mróz nie zabije, nie wedrze się do wnętrza, nie skończy i tak ledwie pulsującego życia w oczekiwaniu. Jakuck to miasto ciszy. Słychać modrzewiowy szum, on wydaje się wszechobecny. To miejsce, w którym samotne kobiety szybko mężnieją. Gdzie dzieci popełniają samobójstwa. Gdzie kioski z lodami mimo siekącego mrozu czynne są przez cały rok i gdzie psy, pluskwy i ptaki dzielą przestrzeń życia wraz z człowiekiem, na równi z nim nękane przez temperatury spadające poniżej pięćdziesięciu stopni.

A dodatkowo Jakuck to miejsce ciekawej topografii i interesującej zależności z płynącą nieopodal Leną. Ją mróz także spowalnia, zatrzymuje. Michał Książek stara się oddać powagę i majestat tego zatrzymywania się w zimnie, chociaż nie ma w nim niczego majestatycznego, bo to tylko prawa natury, która w Jakucji tak często upomina się o swoje. Autor swoje zdobywa przede wszystkim poprzez penetrację języka. Zapisuje słowa-klucze, słowa potrzebne do zrozumienia sytuacji, ludzi i miejsc, z jakimi przychodzi mu się spotkać. To reportażysta otwarty na wszelką inność. Nie poświęca uwagi konkretnym ludziom czy też konkretnym problemom. Wyrusza z Jakucka ku okolicznym miejscowościom, nieustannie porównuje, przygląda się, zapisuje nowe słówka i próbuje zrozumieć mentalność Jakutów przez to, w jaki sposób mówią i myślą w swoim języku. Stąd też mamy do czynienia z reportażem lingwistycznym i nie bazującym na tym, co jego autor widzi, lecz przede wszystkim na tym, co i w jaki sposób usłyszy. Tym bardziej, że dźwięków w zamarzniętej Jakucji nie jest wiele. Te, które zostaną wydane, mroźne powietrze niesie hen daleko. My możemy przyjrzeć się tej mowie w bardzo ograniczonym zakresie. W takim jednak, jaki przedstawi autor. Musimy się zdać na niego, bo „Jakuck” stawia nas w prostym zdumieniu i bezradności wobec świata, jakim żądzą lodowate reguły hartujące raz na zawsze.

Myślę, że ta książka to dowód na to, iż żeby zbliżyć się do jakiejś kultury czy społeczności, nie wystarczy poznawanie obyczajów i przyglądanie się codziennemu życiu. Trzeba nie tyle mówić, co na początku słuchać. Pochylać się nad różnorodnością dźwięków i nad tym, w jaki sposób opisują świat. Świat przecież bardzo surowy, w którym często nie ma miejsca na nic innego, tylko na walkę o każdy kolejny dzień wielomiesięcznej zimy. Czytając „Jakuck”, poznamy nie tylko nieznane nam oblicze zimowej pory. Przyjrzymy się światu, który często definiuje język. Tylko jemu można zaufać, gdy przy siarczystych mrozach nad światem zapada mgła i szczelnie zasłania świat, który wielki przecież, maleje i gaśnie. Tam jednak wciąż toczy się życie i o tym życiu można barwnie opowiadać. Bez względu na to, że obecna na co dzień w Jakucji jest przede wszystkim biel.

2 komentarze:

Latouche pisze...

O, to bardzo chciałabym przeczytać :) Z przyjemnością czytałam jego "północne" reportaże w cyklu "Na własne oczy" w Polityce.

Latouche pisze...

O, to bardzo chciałabym przeczytać :) Z przyjemnością czytałam jego "północne" reportaże w cyklu "Na własne oczy" w Polityce.