2014-01-10

"Bellevue" Ivana Dobrakovová

Wydawca: Słowackie Klimaty

Data wydania: 15 listopada 2013

Liczba stron: 292

Tłumacz: Izabela Zając

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Uciec od siebie...

Młoda słowacka pisarka mocno zaryzykowała tą książką. Takie pisanie może być poddane ostracyzmowi przez wszystkich, którzy uważają, że literatura to nie miejsce na przewracanie własnych wnętrzności. Odważne porównania do "Szklanego klosza" mogą nieco zaszkodzić "Bellevue". Plath pisała po prostu emocjami, Dobrakovová emocje podporządkowuje formie opowiadania o nich. A jednak to interesująca książka! Nie tylko dlatego, że o labilności, lękach, wewnętrznych demonach i o trudzie życia z samym sobą opowiada mimo wszystko ożywczo i wnosi do skomplikowanej problematyki życia zaburzonego nowy punkt widzenia. Świetnie wszystko to obrazuje narracja. Na początku mamy do czynienia z naiwnymi i pretensjonalnymi wynurzeniami młodej dziewczyny, jakich wiele. Potem sposób opowiadania o świecie staje się fragmentaryczny, pełen napięć i dramatyzmu. Przejście z narracji pierwszoosobowej do drugoosobowej w finale jest z jednej strony świadectwem bezradności, wobec której trzeba się zdystansować, z drugiej natomiast - wirtuozersko surowym zapisem dramatu, jakiego istoty nie można zgłębić.

Blanka ma konkretny plan na wakacje. "(...) obóz w ośrodku dla niepełnosprawnych w Marsylii, wolontariat, sześć godzin dziennie, zakwaterowanie i wyżywienie za darmo, ukończone osiemnaście lat, a przede wszystkim: wymagana dobra znajomość francuskiego!". Dziewczyna jest w siódmym niebie; zerwie z nudnym, zaczytanym w literaturze argentyńskiej chłopakiem, wyjedzie z kraju, pozna nowych ludzi, nabierze doświadczenia i podszlifuje język. Pracując w Pradze, nie jest w stanie nawiązać żadnej bliskiej relacji z kimkolwiek, pełna nadziei wsiada do autobusu z wesołymi Polakami i jedzie na południe Francji. Bellevue to ośrodek, w którym będzie zmuszona do konfrontacji z czymś, o czym nie myślała zbyt wiele. Z ludzką ułomnością, z bezsilnością ciał na podnośnikach, napełnionymi moczem pistoletami, szpitalnymi zapachami i fanaberiami tych, którym niepełnosprawność daje prawo do bycia nieznośnymi dla otoczenia.

Blanka zderza swoje wycofanie i introwertyzm z witalnością innych młodych wolontariuszy, dla których życie pozostaje radosne mimo faktu obcowania z pokrzywdzonymi przez nie na zawsze. Trudno jej nawiązać bliższy kontakt z rówieśnikami, ale bardzo się stara. Podobnie jak w przypadku tych, którymi ma się opiekować. Stara się być dzielna. Uśmiechać się, gdy trzeba. Być spostrzegawcza i reagować na sygnały pensjonariuszy. Udawać, że wszystko jej wychodzi i na nic się nie skarży. Do czasu. Do chwili, kiedy zrozumie, iż Bellevue to więzienie, w jakim dopadają Blankę demony przeszłości...

Bohaterka nie pojmuje, jak można odebrać sobie życie. Dla niej samobójstwo jest celem zupełnie niezrozumiałym. Blanka trzyma się życia kurczowo mimo tego, że trudno jej po prostu żyć. Manie prześladowcze, lęki, silne zaburzenia w odbiorze samej siebie oraz intencji otoczenia - to wszystko daje o sobie znać wtedy, kiedy Blanka musi obcować z ludźmi dużo bardziej pokrzywdzonymi przez życie niż ona. Wrogiem Blanki jest ona sama. Podobno genetycznie przejęła taką a nie inną konstrukcję psychiczną i już zawsze będzie się musiała wspomagać lekami, by funkcjonować normalnie.

Normalne nie jest przecież życie w Bellevue. Młoda dziewczyna doświadcza bezlitosnego okrucieństwa, jakim jest zależne od innych życie, któremu musi wychodzić naprzeciw. Od tych, którzy są pod jej opieką, niewiele już zależy. Sami stali się marionetkami w rękach sprawnego personelu, który ułatwia im życie, codziennie stygmatyzując bardziej i silniej podkreślając wyobcowanie swoją żywotnością, witalnością, zdrowymi organami, właściwie funkcjonującym organizmem. To, co skryte w Blance i co da o sobie znać, wywołane zostanie konfrontacją z ludźmi, którzy są bezradni, bo nic od nich samych nie zależy. Blanka jest w stanie się kontrolować i chce walczyć. Mimo tego, że jej percepcja z dnia na dzień będzie się bardziej zaburzać; nie odnajdzie się w świecie, w którym chciała stać gdzieś obok, obserwując i zbierając doświadczenia. W miejscu dalekim od wszystkiego, co codzienne, zaczyna się codzienna walka o normalność, którą Blanka toczy w swojej głowie. Dobrakovová swą opowieścią buduje studium wewnętrznego rozpadu. Bellevue stanie się miejscem opresji, ale czy nie jest tak, iż takie Bellevue ma każdy z nas i każdy może znaleźć się w nim o niewłaściwej porze swego zdrowego i uporządkowanego życia?

Wszelkie bliższe relacje bohaterki książki naznaczone są podległością. Nieprzypadkowo wciąż pojawia się w jej myślach fantazja haremu - we Francji bowiem może zostać złapana przez dzikiego Araba i oddana w służbę gdzieś, gdzie nikt jej nie uratuje. Być z mężczyzną to przynależeć do niego. Nie ma możliwości budowania relacji opartej na partnerstwie. Blanka musi być zależna, bo inaczej się gubi. Wśród kobiet także wybiera takie, na jakich mogłaby się oprzeć. Emocjonalnie dziewczynę blokują nie tyle lęki i wyobrażenia, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Większym problemem jest samoświadomość, bolesne odczucie niewystarczającego bycia dla samej siebie. Psuje się wszystko wokół, bo Blance trudno jest odnaleźć porozumienie z sobą. Wiele jej lęków to urazy, jakich nabawiła się, będąc przesadnie ostrożną. Jej mania prześladowcza to efekt zagubienia się w mnogości ludzkich relacji  i zależności, jakich nie akceptuje. Kiedy w Bellevue spotyka się z inną niż własna bezbronnością, mechanizmy obronne nie zdają egzaminu, a Blanka będzie musiała stanąć do walki z czymś, co miała pozostawić daleko, w Słowacji.

Ivana Dobrakovová pisze w sposób śmiały i prowokujący, ale jest w tym wszystkim wiarygodna. Pokazuje pęknięcia gdzieś w podświadomości, załamania wewnętrzne, pustoszenie świata przeżyć poprzez wchodzenie w nazbyt emocjonalne związki z tym, co dookoła. To rzeczywiście książka o przewracaniu własnych wnętrzności. Słowacka pisarka nie popadła jednak w manierę pisania "do wewnątrz", dzięki temu jej książka nie ucieka od życia i nie chowa się w słowa-zagadki. Wyrazista, ciekawa i przejmująca proza o tym, że w życiu może nam się układać, ale tylko do momentu, w którym przyjdzie nam konfrontować się z własnym Bellevue...

2 komentarze:

Unknown pisze...

Wypożyczyłam dziś z biblioteki "Pensjonat Miramar" i w środku znalazłam pieczątkę. Okazuje się, że ta książka została przekazana bibliotece na Rajskiej przez Pana. Zdarzyło mi się to już drugi raz (pierwszy raz to był "Bajarz z Marakeszu") więc pomyślałam, że wpadnę na bloga i podziękuję. Bardzo fajny gest. Biblioteka na Rajskiej to świetne miejsce i cieszę się, że je Pan wspomaga.

Jarosław Czechowicz pisze...

Mnie z tego powodu bardzo miło i cieszę się, że przekazane książki docierają do innych. Pozdrawiam