2014-05-18

"Sońka" Ignacy Karpowicz

Wydawca: Wydawnictwo Literackie

Data wydania: 22 maja 2014

Liczba stron: 208

Oprawa: twarda

Cena det: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Miłość, śmierć i opowieści

Połączyć poezję i okrucieństwo - to prawdziwe wyzwanie, bardzo niebezpieczne i mocno ryzykowne. Ignacy Karpowicz w swej nowej powieści podjął je i dał radę. Czyta się "Sońkę" z przerażającym uczuciem, że ludzkie życie jest rozpaczliwie kruche i z niepokojem, czy można ocalić własną tożsamość kiedy to, co nas przerasta, rujnuje cały świat wokół i nas samych także, przede wszystkim nas samych. Po kontrowersyjnych i ekspresyjnych "ościach" Karpowicz wraca do poetyki intymnego wyznania, do prozy kameralnej oraz pozornie spokojnej, do czegoś ujawnionego już w "Gestach", ale teraz niepokojąco wieloznacznego, bo "Sońka" nie budzi niczego tak bardzo jak niepokój i grozę, z którymi trudno sobie poradzić. To mroczna opowieść o bezradności miłości w czasach, kiedy wojna może się okazać czymś wartym pamięci. Bo żadna miłość nie ląduje w niebie, lecz w ziemi. Ziemia chłonie wszystko, co można by ocalić przed zapomnieniem. Bohaterowie tej książki chcą zapomnieć, ale jednocześnie nie mogą i nie wierzą w to, że pamięć im odpuści.

Matka dała Soni życie, a sama odeszła z tego świata. Diaboliczny ojciec przez całe życie wypominał córce, że odebrała mu małżonkę. Sonia dorastała w cieniu jego gniewu i okrucieństwa, wbrew sobie i być może nieświadomie, pielęgnując narastającą nienawiść. Chociaż ojciec ratuje jej życie, Sonia nie jest w stanie wybaczyć. Nie będzie miłosierna, nie będzie dobra. Będzie bezwzględna. Także w miłości, której zabrania jej okoliczna wieś, czas wojny i zdrowy rozsądek.

Obecnie kategorią odniesienia do wszystkiego jest dla starej Soni "dawno, dawno temu". Wtedy wiejska kobieta warta była mniej niż koza. Sonia odnalazła swą wartość w miłości. Niepoprawnej, niestosownej, niemożliwej do spełnienia. Sonia pokochała Niemca i choć była to miłość pośród nienawiści, nigdy nie pozbawił jej żaru ani upływ czasu, ani zmieniające się okoliczności. Druga wojna światowa wdzierała się od czasu do czasu do domostw w sąsiedztwie Soni, ale w niej samej pozostała przede wszystkim jako czas, który chciałoby się powtórzyć. Bo chociaż inni cierpieli, chociaż stu martwych, trzech żywych i muchy przypominały o potworności tego czasu i chociaż ukochany Joachim odszedł bezpowrotnie, ona sama kierowała się logiką własnego serca. Wbrew wojennym uwarunkowaniom, wbrew ostracyzmowi, wbrew skazaniu na samotność i temu, że szczęściem można było łudzić się przez chwilę - Sonia pozostała wierna miłości, wierna sobie i palącemu uczuciu światu na przekór.  W nim wina, w nim przekleństwo. W nim niesamowita siła trwania mimo wszechobecnej, dusznej śmierci. Sonia to kochanka fatalna, która żyjąc za karę, przyglądała się odejściu wszystkich tych odchodzących za szybko i niesprawiedliwie.

Do domu bohaterki trafia przypadkiem Igor Grycowski. Miejski królewicz, przepycha się w życiu, nie patrzy wokół, nie patrzy też w głąb siebie. Igor przeżywa miałkie cierpienia twórczej impotencji, zmaga się z obcością wokół i w sobie, ale przede wszystkim za wszelką cenę chce schować przed światem swą prawdziwą tożsamość, swoje pochodzenie, swoje świata poznawanie i świata odczuwanie. Igor zmuszony jest zostać w domu Soni. Słucha jej opowieści i pożera resztki życia, jakie tlą się w staruszce. Oboje jednoczy to, że nie mają tak naprawdę nic poza sobą. Nicość Igora jest metaforyczna, ta Soni jak najbardziej dosłowna. Poznając opowieść fatalnej kochanki, wiejskiej ladacznicy, uratowanej przez psa i ojca przed śmiercią kobiety, która dawno już duchowo zmarła, Igor pozwala na to, by przeszłość wróciła także do niego. Z historii starszej kobiety buduje sztukę teatralną. Poznając tożsamość rozmówczyni, wraca do tej swojej, zapomnianej. By oddzielić to, co ich łączy, poznane opowieści teatralizuje. Dystans się powiększa, ale nasza rola jako słuchaczy i obserwatorów, rośnie coraz bardziej. To my mamy bowiem ocenić, określić, uznać lub potępić. To my mamy zrozumieć piekło, w którym znalazła się Sonia i które nosiła w sobie tak wiele lat.

Karpowicz rozważa kwestię naszego niebytu i opowieści, które mają udowadniać istnienie. "Jak ktoś nie żyje, czy to znaczy, że kiedyś był naprawdę? Czy już nie? Nigdy?". Chce ocalić od zapomnienia to, czego nie da się zapomnieć, jeśli wciąż się żyje. Dramatycznie pyta o przeszłość i o fakt jej zacierania, o konieczność przypominania i o wątpliwość, co za tym wszystkim idzie. "Sońka" opowiada historię ocalenia i upadku w jednym, jest niemożliwie boleśnie dwuznaczna; to proza niepokojąca w taki sposób, że nie chce się być - w niej ani obok niej. To co pozostaje? Co było naprawdę? Co się wydarzyło, co jest zmyśleniem? Ile w miłości cierpienia i ile cierpienia w kłamstwie? Kto odpowie za to, że mamy złudzenia i możemy w nie uwierzyć? Kto uwiarygodni opowieść tej, którą wojna złamała, ale mimo wszystko nie zniszczyła?

Kiedy w listopadzie ubiegłego roku rozmawiałem z Ignacym Karpowiczem, powiedział mi coś niewygodnego, przejmującego i te słowa mocno we mnie pozostały. Rzekł, iż boi się, że przegramy pokój. Że skryta w testosteronie chęć do tego, by bić i zabijać, u niektórych powoduje żywsze bicie serca. Tutaj  widzimy bardzo wyraźnie, co może nas czekać w każdym czasie i w każdym miejscu. Wojna z tej historii pozornie odeszła, ale jej okrucieństwo naznaczyło na zawsze Sonię i naznacza nas, bo nie możemy po prostu zapomnieć, uznać czasu minionego za miniony naprawdę. Duszna jest atmosfera grozy, w której człowiek człowiekowi jest w stanie wyrządzić największą krzywdę, ale nie może zrozumieć uczuć i kwestionując je, krzywdzi w sposób najbardziej okrutny z możliwych. "Sońka" to książka, która czas wojny czyni czasem wciąż żywym i przerażająco teraźniejszym. Wojnę niesiemy w sobie cały czas i pozwalamy jej się ujawnić w chwilach słabości oraz cierpienia. Nieznośne to wszystko i zmusza to tego, by czytać "Sońkę" - niedługą przecież fabułę - z przerwami na oddech, bo jest za duszno, zbyt męcząco, nie do wytrzymania...

Miłość, śmierć, zdrady, ból i doświadczenie odchodzenia. Opowieść o przegranej i o fatalnych konsekwencjach życia wbrew zasadom i wbrew logice. Dość mocna i wieloznaczna rzecz. Czy cokolwiek można ocalić z historii, w której wszystko jest przeszłością, ruiną, bolesnym wspomnieniem? Czyta się nowego Karpowicza początkowo z niedowierzaniem, że to może być banalne i ograne, a niedowierzanie zamienia się potem na zdumienie. Kto jest w stanie unieść przesłanie tej powieści? Kogo "Sońka" złamie? Czy daje nadzieję? Na tyle przejmujące, że nie pozwala na żaden kategoryczny ton w omówieniu.

5 komentarzy:

martka pisze...

ajjjjj, ale zazdroszczę, że już czytałeś, zapowiada się naprawdę ciekawie!

Anonimowy pisze...

właśnie zamówiłam. dzięki Twojej recenzji. Pozdrawiam :)

natanna pisze...

Zapowiada się faktycznie mocna lektura, taka do przemyśleń, która z pewnością nie pozostawiła by mnie obojętną.

Kuba Grom pisze...

Jak to mówią - miłość nie wybiera.

Kinga pisze...

W ogóle nie zwróciłeś uwagi w tej bieda recenzji na najważniejszy motyw tej książki - na proces tworzenia barthesowskiego mitu.

Weź przystopuj z tą fabryczną produkcją recenzji, bo ci wszystko umyka.