Wydawca: Czarne
Data wydania: 3 września 2014
Liczba stron: 200
Tłumacz: Michał Szczubiałka
Oprawa: twarda
Cena det: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Cud przetrwania
Za każdym razem, kiedy
kończę czytać kolejną książkę ocalonego z piekła obozu koncentracyjnego,
obiecuję sobie, że to już ostatnia. Z drugiej strony wciąż nie jestem pojąć
tego, co za czas ludzkości wymierzyły bramy obozowe i wciąż na nowo zadaję
pytanie o to, jak to wszystko mogło być możliwe. Dlatego sięgnąłem po
"Pejzaże metropolii śmierci", poruszające świadectwo izraelskiego
historyka, który w tej książce jest przede wszystkim dziesięcioletnim chłopcem
przywitanym we wrześniu 1943 roku przez ciemność i światła, gdy wagon z
Terezina zatrzymał się u bram obozu Auschwitz-Birkenau. To świadectwo tożsamości zamkniętej w czasie i miejscu, z którego nie
można było się już wydostać. Ta historia dotyka problemu przetrwania w
okrucieństwie i okrucieństwa upływu czasu, jaki wciąż pozostawia ślady i wciąż
każe tkwić w tej bliskości nieistnienia innych. Tych, którym nie dany był cud
wydostania się z obozu.
Otto Dov Kulka wyznaje, iż
poznając historie ludzi, którzy przeżyli to piekło, zupełnie się w nich nie
odnajduje. Rozmyśla nad tym, dlaczego nie widzi siebie w tych wszystkich
bestsellerach o czasach piekła na ziemi. Nie był przecież osobny, ale ma osobną
historię. Ją stara się opowiedzieć. I pewnie z tego też względu wciąż czytam
takie książki. Każde świadectwo jest inne. Każde - podmiotowym zetknięciem z
czasem Zagłady. Tak trzeba traktować tego typu zapis. Oddać szacunek tym,
którzy musieli pożegnać się z człowieczeństwem, a po latach boleśnie
rekonstruują zdarzenia, by zrozumieć, z czego wyrośli, co przetrwali i jak
toczy się ta niekończąca się przecież droga powrotna z obozu. U Dov Kulki jest spokój i lekko jedynie
zarysowana melancholia. Obrazy pojawiają się w pamięci przypadkowo, trzeba
określić je w jakimś porządku. Nie ma dramatyzmu, choć opisane są rzeczy nie do
uwierzenia. Jest pozorny dystans do czasu,
w którym autor jako dziecko poznał pierwszy ważny porządek tego świata -
porządek selekcji i śmierci w morzu ognia, co stale płonie we wspomnieniach.
Otto Dov Kulka wciąż
zastanawia się nad tym, jak rozumieć stan ocalenia po latach. Kiedy w 1978 roku
odbywa podróż do miejsca, z którego miał się nigdy nie wydostać żywy, wita go
cisza pomieszana z pustką. Nie sposób wejść ponownie w świat, o jakim świadczy
muzeum czy ruiny. Nie sposób go także opuścić, choć wydarzyło się tak wiele
niewiarygodnych zdarzeń, dzięki którym można spojrzeć na "metropolię
śmierci" inaczej, głębiej. Dov Kulka czyni wyznanie tak bolesne, że za nim
nie musi stać już ani jedno słowo. "Pozostałem
w metropolii, pozostałem więźniem tej metropolii, niezmiennego prawa, które nie
pozwala na ratunek, naruszenie straszliwej "sprawiedliwości", na mocy
której Auschwitz musi pozostać Auschwitz". Jego Auschwitz było nieco
inne, lepsze. Trafił do obozu rodzinnego o odrębnej specyfice i ocalał mimo
faktu, iż dwukrotnie zmierzał do komory gazowej. Piekące ślady po kontakcie z
drutem podłączonym do prądu czy przeraźliwie monotonny szum krematoriów tuż
obok - to pozostaje do dziś. Teraz, kiedy Kulka wkracza w pewien mityczny sen
uciekiniera. Budując prywatną mitologię
na gruzach piekielnego Auschwitz, wciąż mierzy się ze stygmatem uciekającego,
bo wciąż ucieka i daje świadectwo przede wszystkim za tych, którym ucieczka się
nie udała.
Racjonalizowanie zła, jakiego
doświadczano w Auschwitz, jest równie niemożliwe co opowiadanie o czasie pobytu
tam - mijał inaczej, wyznaczał granice nierzeczywistego, wciąż przypominał o
nieuchronności śmierci i o tym, że niemożliwe będzie życie potem. Otto Dov
Kulka opowiada, jakie ślady prawdziwego życia można było znaleźć pośród
uwięzionych. To czysty sarkazm, ironia niebagatelnych rozmiarów - ten stan, w
którym pośród śmierci można było znaleźć miejsce na życie. Poruszające
wspomnienia ludzi, którzy poznawali kulturę europejską na zgliszczach
ludzkości, w kresie cywilizacji. "Oda
do radości" w cieniu krematorium, czytanie Dostojewskiego, zajęcia
kulturalne, chór czy przedstawienia. Dodatkowo wspomnienie pięknego letniego
nieba nad obozem. To wszystko obok wierszy pisanych u wrót komór gazowych.
Pomiędzy okrucieństwem, którego śladów we wspomnieniach Kulki nie jest wiele,
ale które było przecież wszechobecne, teraz przez autora gdzieś wyparte,
nieobecne w pamięci.
To nie są tylko dramatyczne
wspomnienia chłopca. To opowieść świadomego przemian dziejowych człowieka, dla
którego siłą woli pewien okres czasu historycznego się zatrzymał i w nim skryła
się prawdziwa tożsamość badacza historii wiedzącego, co należy racjonalizować,
a czemu poddać się w pokorze, gdyż stanowi niepowtarzalne doświadczenie
jednostkowe o charakterze traumatycznym. Brama
Auschwitz-Birkenau nadal jest przed Dov Kulką otwarta. Jej znaczenie dostrzec
można wówczas, gdy zrozumiemy celowość mitologizowania świata minionego i gdy uda
nam się wejść w strukturę tej prywatnej mitologii autora, dzięki której może on
wejść do obozu, wyjść z niego i wiedzieć, że brama pozostawia dwa znaczenia.
"Pejzaże metropolii
śmierci" to bowiem książka rozpięta między doświadczeniem śmierci a
rozumieniem człowieczeństwa, które ukształtowało ocalenie. Dov Kulka
sankcjonuje prawo do własnej opowieści właśnie tym doświadczeniem. Ślady
umierania innych pozostają w jego życiu. Życiu ocalonego, uciekiniera. Życiu
dziecka, któremu zabrano wiele, ale i podarowano nadzwyczaj dużo. Przetrwanie i
pamięć. Autor mierzy się nie tylko z bolesnymi wyimkami własnej pamięci. Jego
doświadczeniem jest niemożliwe - ocalał z miejsca, z którego nikt żywy nie miał
prawa wyjść. Ocalał, nie rozumiejąc tego stanu. Do dziś wycieczki w czas
miniony są ustawicznie stawianymi znakami zapytania o to, dlaczego stało się
właśnie tak. Wokół cisza i pustka jak w obozie odwiedzanym w 1978 roku. To
najbardziej przejmujące i najtrudniejsze do wytrzymania. O tym wszystkim jest
właśnie ta książka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz