2015-04-09

"Jak przestałem kochać design" Marcin Wicha

Wydawca: Karakter

Data wydania: 16 marca 2015

Liczba stron: 264

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 35 zł

Tytuł recenzji: Projekt na siebie

Zaczyna się od katalogu urn i od śmierci, ale tak naprawdę od człowieka, który odszedł, lecz pozostawił po sobie umiłowanie właściwego porządku. Syn - grafik żegna ojca - architekta. Tego, w którego domu żyło się jak w enklawie, bo poza próg nie była wpuszczana systemowa brzydota PRL-u. Gust ojca kiedyś narzucał estetykę, teraz w znacznym stopniu światopogląd. Marcin Wicha snuje rozważania o polskim wzornictwie, o istocie projektowania, o jego absurdach i bolączkach oraz o polskiej drodze przechodzenia z jednego nieładu w drugi, po przemierzeniu której można już tylko dumnie oświadczyć, co głosi tytuł książki z wymowną okładką. Design w oczach ojca Wichy powinien tworzyć świat dostosowujący się do użytkownika. Syn bada te skomplikowane zależności, pisząc książkę ironiczną, gorzką, przesyconą niepowtarzalnym poczuciem humoru i zbudowaną z krótkich form, tak jak niewielkie są fragmenty polskiego wzornictwa, którym Wicha przygląda się uważnie i ze złośliwością.

"Jak przestałem kochać design" to książka o związkach ludzkiej świadomości z wytworami jej rojeń. Z projektami, które przyjmują kilka ról jednocześnie - mają być zamysłem i czynem, mają porządkować lub manipulować, dyscyplinować w ramach określonych kategorii poznawczych i wprowadzać zamęt. Nade wszystko jednak inspirować do zmian, bo tylko zmiany warunkują doskonałość designu, a w tej książce dają możliwość wyciągania wniosków z analizy niemal czterdziestu lat polskiego projektowania, które rzadko kiedy brzmiało dumnie.

Wspomnienia domowych kątów zagospodarowanych wprawną ręką ojca to pewien mikrokosmos idei, z którymi Marcin Wicha idzie się konfrontować w życiu. Autoironicznie mówi o swym zawodzie grafika, gdzie przez czternaście godzin poprawia się jakiś uśmiech słoneczka i gdzie trzeba być nastawionym na ciągłe zmiany i szeroko pojętą zmienność, której skutki mogą być dramatyczne. Dystans do siebie idzie u autora w parze z dystansem do największych nawet szkaradzieństw albo absurdów tak zwanej sztuki wzornictwa z lat minionych. Wicha o przeszłości mówi jednoznacznie: "Mieszkaliśmy wśród czasowników niedokonanych. W próżni między założeniem a realizacją". Czy zmiany ustrojowe w Polsce pozwoliły czymś załatać ową próżnię? Czy anglicyzm w miejscu różnie kojarzonego wzornictwa to sygnał, że nowoczesność uporała się z karykaturami czasu minionego? Co to znaczy projektować i jaką rolę w codziennym życiu ludzkim odgrywa bardzo szerokie przecież pojęcie designu? Czytając Wichę, widzi się sporo niedostrzegalnych do tej pory zależności i uważnie wpatruje w te miejsca, które nie niosły w sobie żadnego znaczenia. To historia o kalekich szczegółach i o absurdach uznaniowego nazywania czegoś pięknym bądź modnym. Książka, która zabiera w świat rzeczy nieoczywistych. Pokazuje świat zaniechań, ambicji i idei oraz świat pomysłów rażonych gniewem systemu. Szarego i ponurego, ale pewnego swego inaczej niż dziś, kiedy w feerii można się zagubić i gdy mieszanie kolorów ogólnodostępnych niebezpiecznie znów zbliża do szarości, innej nieco, jednak równie nieciekawej.

Lata sześćdziesiąte minionego stulecia były we wzornictwie latami przedmiotów. Potem design rósł w siłę, by zmarnieć w następnym dziesięcioleciu, a w lata kapitalizmu wprowadzić przede wszystkim zmienność i nietrwałość, które okrutnie kwestionowały wzorce rzekomo na zawsze, propagowane w innym systemie i z innym podejściem do tego, co w projektach praktyczne i oczekiwane. Wicha wyraźnie oddziela to, co było ładne, od tego, co stanowiło szczyt praktyczności. Opowiada o tym, że design wciskał się wszędzie, ale omijał jakoś coś tak praktycznego jak czytelny wzór karty do głosowania dla wyborców. Wolnorynkowy szał projektowania zwalniał od odpowiedzialności za wzory i konstrukcje. Wynikało to z braku podmiotowości, ale również z tego nędznego przeświadczenia, iż projektuje się tylko na chwilę, a motorem napędowym prawdziwego designu jest ustawiczna zmiana, szybkość i brak możliwości przywiązywania się do tego, jak dekorowany jest na chwilę świat wokół nas.

A temu światu Marcin Wicha przygląda się nadzwyczaj uważnie. Ta książka to dowód troski o to, że mimo wszystko pewien porządek i styl trzeba mieć w sobie zakodowany i niekoniecznie nazywać go własnym gustem, lecz raczej szerzej pojętym poczuciem właściwej estetyki. Poznajemy losy i ideologie tych rzeczy i projektów, dla których Wicha nie ma poważania, ale również tych, co znikały wyjątkowo szybko, a stanowiły dowód na to, iż design może brzmieć dumnie. Podoba mi się metafora ludzików Lego kryjąca w sobie opowieść o dojrzewaniu do bycia podmiotem projektu na szerszą skalę. W zabawkowych postaciach kryje się wszystko, co naznaczało odbiorców wzorów i projektów. Od uniformizacji po futuryzm i gadżety popkultury - to nie tylko transformacja postaci z klocków Lego. To przemiany zachodzące w nas samych oraz te dyktowane wpływami kolejnych projektów. Różnych tak samo jak ich koncepcje. Czasem agresywnie afirmatywnych, czasami podstępnie wdzierających się do świadomości, na ulicę czy do mieszkań. Marcin Wicha z humorem i sporą dozą goryczy wskazuje nie tyle grząski grunt kanonów piękna i sensownego projektowania, ile kondycję egzystencjalną jego odbiorców, dla których produkt końcowy był czymś bezdyskusyjnym i zbyt często zwyczajnie przyjmowanym.

Wspomnienia, refleksje, analizy i tezy. "Jak przestałem kochać design" jest w gruncie rzeczy o zbyt wielu kwestiach naraz, ale ten przesyt nie jest tutaj męczący. Ważne jest ciągłe podkreślanie perspektywy odbiorcy designu - tego, co w niej jest zaniedbane, i tego, zostało przez lata wręcz zrujnowane. Mamy przedmioty, do których pała się sentymentem, i wzory będące źródłem nieokiełznanej złośliwości. Poza tym wszystkim otrzymujemy bardzo sensowną rozprawę z tym, co jest li tylko rzeczą gustu, a co efektem manipulowanych przez system oczekiwań. Świetny styl, ciekawe refleksje, doskonała podróż w czasie po miejscach, rzeczach i śladach zaniedbania, których współczesny design nie chce pamiętać, wciąż wyrywając się naprzód i często bez refleksji o tym, z czego wyrasta.

1 komentarz:

Magda pisze...

Z większością Pana opinii zgodzę się. Uważam jednak, że Wicha nie jest li i jedynie gorzki i złośliwy, potrafi też docenić to, co w polskim designie dobre. (Inna sprawa, że tych jasnych stron nie jest dużo). Jeśli jest Pan zaciekawiony naszą polemiką, zapraszam do przeczytania mojej quasi-recenzji morizon.pl/blog/jak-przestalem-kochac-design-czyli-rzecz-o-projektowaniu/
PS: Czy czytał Pan już najnowszą książkę ideologicznego przyjaciela Wichy - Springera? Tenże przeprowadził również b. ciekawy wywiad z Wichą na łamach "Wyborczej".