2016-03-18

"Poleciały w kosmos" Ida Linde

Wydawca: LOKATOR

Data wydania: 26 lutego 2016

Liczba stron: 154

Tłumacz: Justyna Czechowska

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 33 zł

Tytuł recenzji: Bliskość i oddalenia

Subtelne, niepokojące, przesycone wieloznaczną symboliką i przejmująco opowiadające o ludzkich tęsknotach książki Idy Linde to prawdziwe literackie perełki. Po znakomitym zbiorze miniatur literackich "Jeśli o tobie zapomnę, stanę się kimś innym" otrzymujemy kolejną narrację szwedzkiej autorki w znakomitym przekładzie Justyny Czechowskiej. To ten niezwykły tandem - pisarki i tłumaczki - daje nam okazję do obcowania z literaturą inną, wyjątkową, w specyficzny sposób angażującą. Druga książka Linde to także rzecz, która skonstruowana została w taki sposób, że różnorodne opisy świata i jego przeżywania pogrążają nas w niepewności tego, co naprawdę ważne i nad czym należy pochylić się z większą uwagą. Będzie to zatem historia wielu interpretacji. Wspólna płaszczyzna czytelniczego porozumienia może nie być możliwa jak płaszczyzna porozumienia dwóch pokoleń, różnych wrażliwości, odmiennej odwagi do stawania się i decydowania o sobie. To książka zagadek, ale i odkrywania pewnych oczywistych prawd o ludzkiej naturze. W nieoczywistej formie oraz nieoczywistym języku.

"Poleciały w kosmos" to opowieść wielu doznań i przesłań. Podobnie jak pierwsza publikacja Idy Linde dotyka problemu śmiertelności i naszej wewnętrznej niezgody na nią. To ponownie rzecz o trudnych relacjach, bardzo intymnych i niezwykle złożonych. Książka, w której nakreślenie przestrzeni kosmosu może być jednocześnie symbolem wyzwolenia, jak i zagubienia. Linde opowiada o tym, że być razem w życiu to zawsze wybierać. O macierzyństwie przeżywanym na dwa różne sposoby i o dziecięcym pragnieniu akceptacji każdej inności, każdej oryginalnej formy wyrazu siebie.

Eleonore jest matką Silji i Sontag. To one dwie ruszają w kosmiczną wyprawę. Każda w osobnej rakiecie, nastawiona na weryfikację tej drugiej. Obserwują się i analizują, ale robią to z oddalenia. Dotychczasowe życie wymuszało na nich trudną bliskość. Linde bowiem opowiada o tym, jak często tej bliskości towarzyszyć może obcość. Silja i Sontag walczyły o uwagę i uznanie Eleonore. Teraz konfrontują się ze sobą. Być może po raz pierwszy naprawdę. W innej przestrzeni, w której doświadczanie próżni ma metaforyczny wydźwięk. Obok siebie, z dala od siebie, ciekawe i ostrożne. Niecierpliwa i osobna Silja. Zasadnicza, rozważna i dużo bardziej pewna siebie Sontag. Co pozostawiły za sobą? Czym jest ich kosmiczna podróż? Co się zakończy i czy coś rozpocznie w momencie, w którym zdejmą hełmy, poddając się nieznanej im, nieziemskiej przestrzeni?

To w dużej mierze opowieść o tym, jak trudno jest być matką i jakiej formy czułości wymaga aktywne macierzyństwo. To zatem opowieść także, a może przede wszystkim o Eleonore, która staje się matką dwukrotnie. Bohaterka od dzieciństwa żyje do wewnątrz. Odrzuca ten pierwszy okres życia, pragnąc za wszelką cenę zaznać dorosłości. Eleonore ustanawia swój własny ład i porządek. Jest samotna w ontologicznym sensie i wyzwolona w sensie egzystencjalnym. Nie rozumie tego, co istnieje obok niej, i poddaje w wątpliwość porządek rzeczywistości. Linde opowie o kobietach, które tworzą wspólnie pewien mikrokosmos, a potem wyruszają w świat, żegnając się i pozostając w specyficznej bliskości na zawsze. "Poleciały w kosmos" to książka o odkrywaniu siebie w konfrontacji z kimś, kto jest najbliższy, a znajduje się w pewnym oddaleniu. To narracja o kilku rodzajach poszukiwań. Egzystencjalna rozprawa z danym nam raz jedyny życiem, którego koniec jest przecież pewien w bardzo niespokojny sposób.

Matka i córki zamieszkują w domu, który kiedyś był stacją kolejową. Z tego miejsca wyprawiają się w świat niczym pociągi. Każda usiłuje zrobić to samodzielnie, ale żyją w bardzo silnej symbiozie i zawsze ta obok wpływa na kształt myśli i działań drugiej. Eleonore była wiecznie niespokojna, więc jej córki podróżowały w dosłownym sensie po Europie. Dojrzewają do tego, by podjąć się trudu innej podróży. Takiej, której sensu i celu nie narzuca matka. Takiej, w której muszą odnaleźć własny sens i cel. Własną przestrzeń wolności.

To rzecz o kobiecym stawaniu się odpowiedzialnymi za siebie. Mężczyźni w tej prozie są niewidoczni, gdzieś z boku, czekają w rezerwie. Kontakty z nimi - przede wszystkim seksualne - są dla Eleonore zapomnieniem. Linde pokazuje kobiecość podporządkowaną licznym, zmieniającym się bodźcom. Kobiecość przekazaną w kolejnym pokoleniu razem ze swą nerwowością i pragnieniem zdobywania świata na własnych warunkach. Silja i Sontag sporo przejmują od matki, ale dużo też je od niej dystansuje. Nie będą pewne swej tożsamości przy matce. Zawalczą o tę tożsamość - każda na swój sposób.

Linde eksperymentuje tak jak Eleonore, która wciąż na nowo zadaje sobie pytanie o to, czym jest intensywność istnienia. Co przejmą córki od matki? Z czym będą musiały się zmierzyć? Jak daleko potrafimy uciec od siebie i na czym polega nasza grawitacja istnienia? Ida Linde proponuje poetycką prozę o osobności i potrzebie odkrywania drugiego człowieka niczym niezbadanego kosmosu, który kusi innością. Piękna książka przesycona nostalgią i tą specyficzną wrażliwością na sprawy tego świata, które w dużej mierze nosimy w sobie. Szwedzka pisarka zagląda swym bohaterkom do wnętrza. Czule i wnikliwie. Wydobywa z nich to, co ma poruszyć czytelniczą wyobraźnię. I wyprawia w podróż, której znaczenia tylko możemy się domyślać. Bo ludzkie życie to wieczne podróżowanie, a budowane w nim relacje iskrzą niczym konstelacje gwiazd. Czasem gasną, a my nie rozumiemy, co się stało. Linde udziela odpowiedzi na pytania o to, gdzie powstają pęknięcia w relacjach i jak można je uleczyć.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Idealna, oryginalna i ze wszech miar właściwa recenzja. Niewiarygodnie trafna. Równie mocno jak proza Idy Linde.