Wydawca: MG
Data wydania: 17 lutego 2016
Liczba stron: 144
Oprawa: twarda lakierowana
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Wokół śmierci
Niepokojąca jest książka
Tomasza Kowalskiego, to pewne. Rozczarowuje jednak. Traktuje o zetknięciu się
pewnego amerykańskiego dziennikarza z francuskim katem. To spotkanie ma być
konfrontacją postaw. Zderzają się ze sobą narcyz i poszukiwacz wrażeń, a
efektem rozmowy ma być spektakularny grande finale, który niestety nie jest
taki grande, albowiem można go przewidzieć. Tomasz Kowalski najpierw proponuje
nam przydługi nieco wykład o historii i użytkowaniu gilotyny. Potem każe być
obserwatorem dyskusji światopoglądowej, w której nie padają żadne odkrywcze
stwierdzenia, a całość skomponowana jest jako mroczny traktat o pokładach
ludzkiego barbarzyństwa i o tym, że lubimy przyglądać się przemocy, nie biorąc
za to odpowiedzialności. Do tego dodano oczywiście boski pierwiastek i
akademickie rozważania o obecności boga lub jej braku wobec poczynań człowieka,
który jako jedyny w historii ewolucji inicjuje destrukcję – tę wokół siebie i
tę skierowaną na drugiego człowieka. Zbudowane
napięcie ma teatralny charakter. Bohaterowie są bez właściwości – istnieją w
poglądach, mówią za nich słowa. Odizolowani od świata zewnętrznego toczą
batalię, dyskutując o egzystencjalnym wymiarze kary śmierci i ludzkim na nią
przyzwoleniu. Kowalski z pewnością absorbuje uwagę, jednak nie proponuje nam
nic wyjątkowego. Jedynie czas zdarzeń wkrada się gdzieś między rozmówców i
sygnalizuje, że oto w marcu 1939 roku tyrady Thierry’ego Jacoba to analiza
tego, co za chwilę spotka Europę, która zrodziła już potwory gotowe do
bezwzględnego niszczenia innych.
„Mędrzec kaźni” to po części
moralitet, po części psychodrama. Tekst nadający się do wystawienia na scenie i
dlatego nieprzypadkowo polecany na okładce przez ludzi tejże sceny. Trudno jednoznacznie orzec, czy autor
prezentuje się tutaj jako moralista, czy jako prowokator. Opowiada o granicach
ludzkiego szaleństwa, o drzemiącej w nas pogardzie dla ludzkości, o sile owej
ludzkości oraz jej destrukcyjnych zapędach. O tym, że zawsze bierzemy na siebie
odpowiedzialność za zgładzenie drugiego człowieka. Bo to przecież książka o
socjologicznym statusie ludzkiej śmierci. O tym, kiedy się ją sankcjonuje, co z
tego wynika i dlaczego podejmujemy się decydowania o końcu czyjegoś życia.
Tomasz Kowalski rozważa pozycję śmierci jako aktu z jednej strony łaski dla
uznanych przez społeczeństwo potępieńców, z drugiej jednak – za obecną od
zawsze formę barbarzyństwa, w której tkwią ludzka agresja i niefrasobliwe
poczucie sprawiedliwości czynionej poprzez zgon kogoś, kogo instytucje
społeczne skazują na niebyt. Wszystko w bardzo kameralnej atmosferze, w której
czai się sporo niedopowiedzeń. Początkowo nie możemy rozpoznać kierunku, w
którym wędrują rozmówcy. Potem ich działania budują spektakularny finał, ale
najbardziej przejmujące jest to, co przeczytamy w epilogu. Jest to zatem
powieść przyciągająca uwagę aż do ostatniej strony. Czy jednak zmuszająca do
jakichś nowych, odkrywczych wniosków?
Steven Mulford przybywa do
Paryża z zamiarem napisania sensacyjnego artykułu. Został wybrany do
przeprowadzenia wywiadu z człowiekiem, który we francuskiej stolicy pozbawił
życia blisko czterysta osób. Mulford
liczy na efektowne wyznania. Trupy, lochy, bezwzględność gilotyny. To z
pewnością będzie coś. Nie spodziewa się, co przygotował dla niego Thierry
Jacob. Siedemdziesięciolatek bowiem chce być aktorem z jednoosobową
publicznością. Chce zaskoczyć swojego gościa, zmusić go do pewnych rozmyślań…
ale nie tylko do tego. Mulford jest zwolennikiem kary śmierci i nosi w sobie
wewnętrzne przekonanie, że każdego skazanego prawomocnym wyrokiem można
pozbawić życia, bo zostało to usankcjonowane. Jacob sprawia wrażenie
sympatycznego pedanta i smakosza, który zaczyna opowiadać o tym, że przede
wszystkim wierzy w ludzi. To początek przewrotnej gry, w której ludzkość będzie
pewną kartą przetargową. Rozmowa toczyć się będzie wokół tematu ludzkiej
odpowiedzialności za zło i okrucieństwo. Amerykański dziennikarz straci rezon,
kiedy zorientuje się, że stał się ofiarą pewnej przewrotnej gry.
Tomasz
Kowalski opowiada o tym, jakie oblicza może mieć przemoc, ale także
autoagresja. Motywy postępowania Jacoba są nieco enigmatyczne, niemniej ten
specyficzny bohater chce udowodnić kilka tez. Robi to w sposób
afektowany i nadmiernie teatralny, przez co odnosimy wrażenie, iż nie jest
człowiekiem, lecz światopoglądem – co już zaznaczyłem. Mulford ma w sobie sporą
dozę naiwności. Jego porządek postrzegania świata w łatwy sposób można
zniszczyć, a Jacob wykorzystuje tę okazję także po to, by zaskoczyć własną
formą sprzeciwu wobec ludzkiego okrucieństwa. Kowalski ukazuje czytelnikowi,
jak łatwo możemy usankcjonować w sobie bestialstwo i z jaką swobodą obnosimy
się z nim, łącząc choćby z poczuciem poczciwości czy dbania o przyszłość
rozwoju cywilizacyjnego.
Myślę, że to książka
zmuszająca do osobistych rozważań na temat nie tylko kary śmierci, ale również
sytuacji uwalniających z nas pokłady emocji i działań, których często się
wstydzimy, nie biorąc za nie odpowiedzialności. „Mędrzec kaźni” jest opowieścią o filozofii śmierci i o dramatyzmie
ludzkiego istnienia. O tym, że często wspieramy się skrajnościami i zazwyczaj
budujemy swój światopogląd na opiniach stworzonych przez innych na potrzeby
zachowania tak zwanego ładu społecznego. Jacob przez lata był ostatnim
ogniwem wymiaru sprawiedliwości. Mulford stoi po stronie opiniotwórczej gazety,
która wyznacza standardy tego wymiaru. Ich rozmowa to konfrontacja dwóch
zasadniczo różnych postaw i jednej bezradności wobec śmierci, którą zadajemy
sobie sami. Wszystko dzieje się tuż przed tym, gdy kaci i ofiary zapełnią
europejski kontynent, czyniąc z niego miejsce najstraszliwszego przelewu krwi w
XX wieku. Kowalski ostrzega i przestrzega. Zmusza nas do konfrontacji z istotą
ludzkiego zła – robi to w formie dysputy światopoglądowej, ale jego bohaterowie
od słów przechodzą też do czynów. Rozmówcy Kowalskiego nie zdają sobie sprawy z
tego, że stoją u progu czasu, po upływie którego dyskusje na temat zła w
ludziach, na temat przemocy i terroru nabiorą być może innego znaczenia.
Tymczasem konfrontują się ze sobą lęk, ciekawość, pewność siebie, szaleństwo,
niebezpieczny egoizm i równie niebezpieczna naiwność. Ta teatralna proza z
pewnością pozostaje w pamięci. Szkoda tylko, że nie pozostawi w niej wrażenia,
iż o mrocznych stronach ludzkiej natury przeczytało się coś nowego i innego niż
w dziełach wielkich myślicieli – od Katona Starszego począwszy, bo do niego
odwołuje się Jacob. Ciekawy pomysł, ale także pewien niewykorzystany potencjał tego
pomysłu. Szkoda, bo to mogłaby być naprawdę zaskakująca powieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz