Wydawca: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 3 marca 2016
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34 zł
Tytuł recenzji: Trup wielce dwuznaczny
Powieść Magdy Rem stanowi
bardzo miłe zaskoczenie w zalewie kryminałów, thrillerów i powieści z
dreszczykiem, które potrafią intrygować tylko we fragmentach, ewentualnie
budują fabułę na wiarygodnych motywacjach bohaterów, ich samych porzucając
potem w wirze niekoniecznie atrakcyjnych dla czytelnika wydarzeń. „Tysiąc róż”
to książka inna na wiele sposobów. Oryginalny pomysł wcale nie jest skradziony
z Hitchcockowskiej „Psychozy”. Tym, którzy przez moment uwierzą, że narracja ta
jest kopią znanego thrillera, autorka dość szybko utrze nosa. Myślę, że nie
tylko w tym przypadku. Rem napisała
powieść pełną dwuznaczności. Niespokojną już od samego początku, zmuszającą do
wytężonej uwagi, zgrabnie budującą atmosferę napięcia. Odnosi się chwilami
wrażenie, że kilka perspektyw i niejedna rzeczywistość zlewają się tu ze sobą.
Trudno odnaleźć moment kluczowy dla interpretacji książki. Trudno
jednoznacznie w nią uwierzyć, ale i nie sposób nie zadać sobie pytania o to,
jakim więzieniem może być związek dwóch osób, jak bardzo opresyjny kształt
przyjmą ich relacje i gdzie właściwie pojawia się słowo lub gest za dużo, by
zrujnować szczęście, a partnerów uwięzić w toksycznej klatce.
Była sobie kiedyś pewna
pisarka. Niezbyt ambitna, ale doskonale znająca się na marketingu, niebywale
pomysłowa i inteligentna na tyle, by czytadła czynić bestsellerami. Był także
jej mąż, który projektował okładki do książek i od pewnego czasu zastanawiał
się, czy jego żona żyje światem realnym, czy też może tkwi w konglomeracie
swoich fikcji literackich, czyniąc małżeńskie pożycie przerażającym i trudnym.
Teraz można śmiało i bez poczucia, że zostanie się oskarżonym o spojlerowanie,
napisać, iż mąż zabija żonę. Jeśli ktoś zacznie się zastanawiać nad tym, co
ostatecznie popchnęło go do morderstwa, szybko się pogubi. Magda Rem uśmierca
główną bohaterkę i dopiero wtedy czyni swą powieść nad wyraz enigmatyczną.
Dowiemy się bowiem przede wszystkim tego, jak wcześniej wyglądał związek
Michała i Elżbiety, szukając w odkrywanych przez autorkę ponurych kadrach z ich
życia odpowiedzi na pytania, których nie będziemy w stanie stawiać
jednoznacznie.
Małżeńska
makabreska to przede wszystkim zadawane sobie rany, nieustanne złośliwości,
teatralne gesty i mnożące się objawy tego, iż jedno ma drugiego serdecznie
dosyć. To nie jest jednak powieść o klasycznym rozpadzie związku. Nie jest to
bowiem thriller, w którym możemy jasno wyznaczyć opozycję ofiary i mordercy.
Dlaczego tak się dzieje, skoro wiadomo, że to Michał zabił, a martwe ciało
Elżbiety stanowi bolesny dowód tego, że życie jednego z nich dobiegło końca, a
drugiego niejako zakrzywiło się w czasoprzestrzeni? Magda Rem fantazjuje nie
tylko o ludzkich odruchach, gdy bronimy się przed krzywdą, niesprawiedliwością
czy odtrąceniem. Ona przede wszystkim odmalowuje obraz niezwykłej miłości.
Takiej do grobowej deski – można by powiedzieć, ale nie wypada, gdy jedno
pozbawia życia drugiego.
Michał zmaga się z traumą
śmierci już od dawna. Przypadek sprawił, że to jego brat, a nie on stracił
życie w absurdalnej sytuacji w ogrodzie zoologicznym. Michał oswoił śmierć,
jednakże starał się wyjść jej naprzeciw oraz udowodnić, że jego siła walki o
życie przetrwa wszystko. Stracił jednak siłę i motywację, by walczyć o swój
związek. Bohater określa swoje małżeństwo jako tkwienie w czymś
niewyobrażalnym. Niewyobrażalnie męczącym czy niewyobrażalnie dobrze
funkcjonującym mimo złośliwości, inwektyw, iluzji poczucia bezpieczeństwa czy
wciąż męczących półsłówek? Wydaje się, że na pewnym etapie wspólnego pożycia
Michał i Elżbieta są dla siebie wrogami, którzy zdolni są do wszystkiego. Co
tak naprawdę dzieje się wówczas, gdy jedno z nich traci życie? Jak to się
stało, że oboje pozwolili sobie w związku najpierw na rysy, potem wyraźne
pęknięcia, a w końcu na dramatyczny finał, bo we dwoje nie mogą już żyć razem?
Okazuje się, że Elżbieta
zostawia po sobie dość uciążliwy spadek, jakim jest jej niedokończona powieść
pod tytułem… „Tysiąc róż” właśnie. Te kwiaty w fabule Elżbiety mają znamionować
oddanie, ale niosą w sobie także groźbę. Michał poznaje świat, w którym nieżywa
żona ukryła niejedną zagadkę. Co stanie się z tą powieścią? Czy Elżbieta
naprawdę nie napisze jej do końca? U Rem
pojawia się coraz więcej zagadek. Wszystkie je kształtuje ta niespokojna
ambiwalencja uczuć, ten dynamiczny kontrast między oddaniem a unicestwieniem. W
gruncie rzeczy to powieść o miłości, ale jaka jest jej siła i przeciw czemu się
obraca?
Magda Rem opisuje nie tylko
to, co może rozsadzać związek małżeński, ale także – a może przede wszystkim –
to, co go cementuje. Jeśli uda się zgrabnie oddzielić fantazje od
rzeczywistości i naprawdę poczuć ból istnienia tych dwojga, dotrze do nas
niejedna niewygodna prawda, której na początku lektury nie sposób było sobie
wyobrazić. „Tysiąc róż” to
powieść o sile przywiązania, która na mocy pewnych zbiegów okoliczności staje
się siłą destrukcji związku. Związku jednak bardzo silnego. Wspólne pięć
lat zmieniło małżonków. Zmienia się też nasza recepcja książki. To nie jest
tak, że śledzimy jedynie zagubionego w sobie Michała, który usiłuje ukryć
zwłoki żony. Miłość u Rem ewoluuje i poddaje się destrukcji, ale nie jesteśmy w
stanie przewidzieć, co stanie się potem. Mamy trupa, to pewne. Mierzymy się
jednakże z wieloma dylematami natury moralnej. A może ze zwykłym strachem,
zachowawczością? W tym wszystkim jest wiele emocji. Gdzieś kryje się miłość.
Nieprzypadkowo historię poznaje ten, który w miejscu domu, gdzie doszło do
zbrodni, próbuje stworzyć sielską atmosferę uroczego pensjonatu.
U Magdy Rem nic nie jest
urocze, ale nic też jednoznacznie brutalne, złe, okrutne czy podłe. Świetnie
czyta się książkę, która zmienia punkt widzenia i ostatecznie pozostawia w
pewnego rodzaju zagubieniu. Bo co tak naprawdę się wydarzyło na kartach tej powieści?
Przewrotna, inteligentnie skonstruowana i frapująca narracja o mrokach ludzkiej
natury oraz sposobach walczenia z własnymi demonami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz