2016-09-09

"Puste niebo" Radek Rak

Wydawca: Powergraph

Data wydania: 16 września 2016

Liczba stron: 446

Oprawa: twarda

Cena det.: 42 zł

Tytuł recenzji: Lublin opowieści

Jakie to inne. Jakie fascynujące! Świat przedstawiony nowej powieści Radka Raka może na przemian irytować, hipnotyzować, smucić i zachwycać, ale to taki rodzaj pisania, przy którym czytelnik pozostaje zaskoczony i niepewny – czy to wszystko jest na serio, czy te literackie gry motywami są uzasadnione i czy ta cała opowieść ma być osadzona w kontekstach oraz interpretacjach, a może ma po prostu porwać swoim wartkim nurtem. Jakkolwiek dobrze autor bawił się podczas pisania, proponuje nam mimo wszystko dość mroczny obraz kondycji ludzkiej, hiperbolizuje jej wady, uzasadnia takim, a nie innym tokiem akcji tezę o tym, że bardzo łatwo nam się zgubić i rzadko możemy się odnaleźć. „Puste niebo” to zaskakująca książka. Czego tam nie ma! Mikroświat wierzeń i zabobonów, w których wychowywał się wsiowy głupek, atakuje go ideą rewolucji i ukazuje wielkomiejski świat, gdzie zgubić się bardzo łatwo i nie sposób odnaleźć drogi ku prowincjonalnym bujdom oraz mitom. Rak oferuje dużo i jeszcze więcej. Oblężone miasto. Podziemia ratujące życie i wiodące ku narkotycznym snom. Femme fatale rodem z Narnii C.S. Lewisa. Angelologia upadłych albo zestrzelonych aniołów. Gromady atakujących ptaków rodem z Hitchocka. Przemoc, dzikie instynkty, wierzenia i kwestionowanie tych wierzeń. Świat trupiaków, ćmieli, smoluchów i wierszczy. Rabin przechrzta oraz wierzbowy czart. Wytapianie skradzionego księżyca i groźny pomruk sterowców w powietrzu. Szalona narracja, a może narracja o ludzkim szaleństwie. O tym, do czego prowadzą nas atawizmy, i o świecie zagrożonym. Rosją, co do istnienia której nie ma pewności. Rewolucją, która wygasa. Deficytem na niebie powodującym, że ludzie przestaną się rozmnażać. Radek Rak ma niebywałą fantazję. Tej książki nie można przeoczyć – cokolwiek się z niej wyczyta, będzie świadectwem obcowania z naprawdę działającą na wyobraźnię literaturą.

Tołpi łowi księżyc w sieć. Wiejski chłopak zdobywa coś absolutnie nie do zdobycia. Coś, co warunkuje pewien porządek i światłem utrwala ład świata stworzonego po bożemu. Albo w prostej wyobraźni. Kiedy Tołpi orientuje się, że staje się sprawcą globalnej katastrofy, wyrusza w misję, by zdobyć nowy księżyc i zapobiec szeroko pojętej apokalipsie. Nie wie jednak, że przybywając do Lublina, będzie świadkiem umierania świata bez szans na jakiekolwiek odrodzenie. Duchowość, zdrowy rozsądek, intelektualizm – wszystko zastąpiono przemocą, hipokryzją, hedonizmem i chaosem. Strachliwy Tołpi wydobywa się ze swojego bezpiecznego światka – w którym nigdy nie musiał myśleć ani podejmować decyzji – by znaleźć się w sercu wielkomiejskiego szaleństwa. Zwodzony na kilka sposobów, broni swej prostej tożsamości przed wszelkimi wpływami. Nie będzie ani oddanym komunistą, ani żarliwym kochankiem. Nie zaufa nikomu, bo każdy zdaje się mieć drugą twarz, swoje własne przywary skryte przed światem, a ujawniane w sytuacji, w której porządek zakłócają samoloty na niebie czy drapieżne ptaki.

Postać Tołpiego jest szkieletem konstrukcyjnym szalonej narracji, w której surrealizm miesza się z mitologią, a rzeczywistość niebezpiecznie zmierza w kierunku sennego koszmaru. Prostak ze wsi, której mędrczynią jest babuszka Sławuszka, musi zmierzyć się ze światem, jakiego ram nikt mu nie nakreślił tak wyraźnie jak prowincjonalne zabobony, wokół których organizował sobie swoje prościutkie życie. Narażony na niebezpieczeństwa wykaże się heroizmem. Tak, Tołpi stanie się bohaterem i kilka razy udowodni, że jest w nim siła przemian i moc zdobywania czegoś, co niemożliwe. Widzimy jednak, że bohater przepełniony jest tą życiową nieporadnością, która powoduje, iż wszystko, właściwie nawet każdy kolejny przeżyty dzień, będzie u Tołpiego kwestią przypadku.

Nieprzypadkowo jednak na jego drodze Rak stawia kobiety, dla których – na różne sposoby – chłopak straci głowę. Najpierw poznaje niejaką Madame Chauchat – uwodzicielską i tajemniczą, mającą wpływy w Lublinie, porównywaną na przemian do istoty anielskiej i diabelskiej. Madame wniknie do życia i świadomości Tołpiego jako niewyobrażalna rozkosz, dla której warto zaryzykować oraz zmienić bieg wydarzeń, sprzeciwić się nakazom wysyłającej go do miasta babuszki. Ale kobiecość i erotyzm Madame są bardzo dalekie, wszak estetyka Tołpiego to jędrne, białe piersi i ta swoboda w ich eksponowaniu. Dzikość i naturalizm uosobi Adela. Tak, imię chyba nieprzypadkowe, skoro akcja rozgrywa się w bliżej nieokreślonych, ale czasach Brunona Schulza. Adela ze swą kokieterią pełną wulgarności zaspokaja marzenia Tołpiego o kobiecie, przy której będzie mógł czuć się spełniony. Adela jednak poniesie ofiarę, a konsekwencje będą tragiczne. Tołpi pozostanie zagubiony między pragnieniem odczuwania kobiecej bliskości a tą formą czegoś niemożliwego i nie do pojęcia, co symbolizuje kusząca go Madame.

Radek Rak buduje narrację o nieistniejącym Lublinie. Dużo w niej brawury, ale też czułości dla miasta. Miejsca, w którym można w każdej chwili zginąć lub zniknąć. W Lublinie rabin stanie się przechrztą, wódka będzie się lać strumieniami, trupy na ulicach tworzyć specyficzną harmonię z gwarem ulicy targowej. W Lublinie Raka niebo spotka się z ziemią. Wiara z żarliwym ateizmem. Bogactwo z biedą i transcendencja z ulicznym brukiem. Wędrujemy przez to miejsce wciąż zaskakiwani i nieustannie urzeczeni. Dzieją się rzeczy, dla których nie ma nazw i definicji. Rak mógłby powtórzyć za Italo Calvino, że miasto jest tym, czym jest, ale też wszystkim, czym mogłoby być. Świat w jakiś sposób rozpada się i odnosimy wrażenie, że nic nie jest w stanie zapobiec temu rozpadowi. Lublin ożywa w wyobraźni, cierpi i umiera. Miasto będące twierdzą staje się także siedliskiem grzechu, przemocy, a jednocześnie wiecznych marzeń o tym, żeby żyć dobrze, swobodnie, z dala od upiorów i paktów o duszę. W bezpiecznym kolektywie, w którym każdy ma po równo i nikt nikomu niczego nie zazdrości. Tam też mogą istnieć obok siebie byty zmyślone i boleśnie naznaczone trudem życia. Radek Rak kreśli wyjątkową topografię miasta. Gubimy się w nim jak Tołpi, a jednocześnie jesteśmy w orbicie wpływów instynktów oraz namiętności, do których nie chcemy się przyznać. Lublinianie się przyznają – żyjąc między wiarą a poczuciem pustki. Nie tylko niebo może być puste. Każdą pustkę można jednak opisać. Rakowi udaje się to znakomicie.


PATRONAT MEDIALNY

2 komentarze:

Unknown pisze...

Będę musiał przeczytać.

Unknown pisze...

Będę musiał przeczytać.