Wydawca: Znak
Data wydania: 31 sierpnia 2016
Liczba stron: 360
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Europejski gniew
Grażyna Plebanek jest trochę
jak pisarka pozytywistyczna – bardzo się stara być w swojej twórczości na
bieżąco ze wszystkim oraz przystawia skomplikowanej rzeczywistości zwierciadło,
w którym ma się ona przejrzeć i zobaczyć swą prawdziwą twarz. Problematyka
emigracji jest obecna w jej twórczości już od dawna. Dziewięć lat temu ukazała
się „Przystupa”: historia prostej kobiety z Polski, która pokornie znosi swój
los, będąc jednocześnie zaopatrzona w pewien bagaż tożsamości przywiezionej za
granicę. Egzemplifikuje go tomik „Ballad i romansów”, świadectwo bycia z
konkretnego miejsca, także wydobywania się z konkretnej tożsamości i budowania
jej na nowo w konfrontacji z trudnymi realiami emigrantki w Szwecji. Alia – bohaterka najnowszej powieści –
wydobywa się z Konga, którego nie zna i z którym nie może się utożsamić. Jest
obca w europejskim kraju i w pewien sposób wyobcowana wewnętrznie. Ojciec
zabrał ją z ojczyzny, nie pozwalając się w niej zakorzenić. Wszystko, co Alia
ma, to ojcowskie gawędy – wzorowane trochę na twórczości Alaina Mabanckou i
jego estetyce. Bohaterka nie zna ojczystego języka lingala, a w belgijskiej
szkole niczego nie mówią na temat historii i kultury Konga. O ile zatem
Przystupa była poczciwą dziewczyną z prowincji, która chciała się przysłużyć
obcej rzeczywistości Szwecji, o tyle w Alii nie ma nic z poczciwości – wrasta w
nią coraz większa gorycz, znajdują w sercu miejsce bunt i złość. „Pani Furia”
będzie opowieścią o emigracji wyrosłej z niesprawiedliwości dziejowej i
naznaczonej stygmatem skóry. Będzie to historia spisana czarno na białym
(sic!), dyskredytująca zarówno białych udręczonych przybyszami z zewnątrz, jak
i emigrantów, dla których Europa stanie się miejscem walki – czasem tak krwawej
jak dla przodków Belgów, którzy przemocą wprowadzali własny ład na Czarnym
Kontynencie.
To
druga po „Bokserce” powieść, w której Plebanek portretuje kobiecą wściekłość i
kierunki, w jakich się ona wyładowuje. O ile jednak w poprzedniej książce
motywacje wewnętrznego buntu i imperatywu sięgania po bokserskie rękawice nie
do końca były dla mnie czytelne ani przekonujące, o tyle w „Pani Furii”
wszystko jest nam podane niejako na tacy. Drobiazgowo
analizując sytuację rodzinną Alii i nie pozostawiając czytelnikowi zbyt
wielkiego pola do domysłów, Grażyna Plebanek uwiarygodnia konstrukcję
psychiczną dorosłej bohaterki. Kobiety najpierw chcącej się przed europejskim
światem schować, potem wychodzącej mu dzielnie naprzeciw, a następnie dokonującej
wewnętrznej analizy, której efektem jest powtórzona refleksja o tym, że musi
coś z tym światem zrobić. Myślę, że to jest zdanie wiszące nad fabułą tej
powieści niczym miecz Damoklesa. Grażyna Plebanek ukazuje bowiem, jak rozsadza
się wewnętrznie europejski porządek w założeniu oparty na liberalizmie i
poszanowaniu wszelkiego rodzaju inności. Zbyt wielu frustratów może rozmyślać o
tym, o czym myśli Alia. Za tymi wszystkim mogą stać agresja i wewnętrzna
gotowość do rozwiązań siłowych, zgodnie z przekonaniem jednego z bohaterów
książki, że wielokulturowość to europejski burdel i trzeba go posprzątać.
Radykalnie i bez sentymentu.
Ktoś za to sprzątanie się
zabiera. „Panią Furię” otwiera bowiem fragment żywcem wzięty z popularnych
skandynawskich thrillerów. Oto w metalowej szafie zostaje odnaleziony mężczyzna
z podciętymi ścięgnami. Jest anonimowy, ale wiemy, że nie pochodzi z Europy.
Ktoś wymierzył mu karę. Za to, że jest obcy, i za to, że nie szanuje
europejskiego porządku. Takich ofiar będzie więcej. Ktoś decyduje się na
samowolę i karanie tych, których nie chce ukarać system. Jaki związek ma ten
proceder z losami dziewczyny z Konga? Wszystko będzie się wyjaśniać. Niemym i
smutnym świadkiem zdarzeń będzie Bruksela – miasto nomadów. Tak określa ją
czarnoskóry kochanek Emilii z „Bokserki”. Nieprzypadkowo będzie to właśnie
Bruksela. Nie tylko dlatego, że autorka jest związana z tym miastem od lat, ale
przede wszystkim z powodu tej dużej różnorodności przynoszącej jednym wzrost
świadomości społecznej, innym frustracje i gniew, który prędzej czy później
musi znaleźć swoje ujście.
Alia to córka leniwej matki
i operatywnego ojca. Tak bardzo przedsiębiorczego, że po sprowadzeniu rodziny
do Europy sam daje nogę z powrotem do Konga. A Alia jest bardzo związana emocjonalnie z ojcem – w przeciwieństwie do
rodzinnego Konga, które chciałaby naprawdę poznać. Chciałaby także poznać
siebie. Wyrasta w wiecznej opozycji do rzeczywistości. Za czarna, za chuda, za
mało kobieca. Wciąż spotykają ją szykany, stale czuje się zagrożona. Matka
prostuje jej włosy, krzywiąc jednocześnie psychikę. Kolejni mężczyźni na jej
drodze dają świadectwo niedojrzałości. Kobiety, z którymi obcuje, noszą w sobie
złość za podmiotowe traktowanie i za to, że zostały oszukane. W Brukseli stale
ma znaczenie to, kto ma jaki kolor skóry. Dzisiejsza Bruksela pośrednio
obrazuje, czego biali dorobili się przemocą w Afryce, co czarni przez to
stracili i w jaki sposób przemoc wraca – w zupełnie zaskakującej Europejczyków
formie.
Warto wspomnieć o bardzo
wyrazistej bohaterce drugiego planu, jaką jest Issa, siostra ojca Alii. To pod
jej wpływem dorasta główna bohaterka i to ją obserwuje, bo nie ma co obserwować
biernej i roszczeniowej matki tkwiącej przed telewizorem. Alia już od początku
wie od Issy, że dziewczynki zawsze mają pod górkę. Taka ich karma i to ma się
sprawdzić. Jednocześnie Afryka to matka silnych kobiet, w związku z czym
dziewczyńskość Alii szybko przekuta zostanie na oręż w walce ze światem, który
szufladkuje, utrudnia rozwój, stale podkreśla tę pozycję bierności i
wyczekiwania. Alii nie przystoi ani
bierny opór, ani wyczekiwanie. Weźmie sprawy w swoje ręce. Ręce drżące czasami
od gniewu i chcące wymierzać sprawiedliwość po swojemu. Odbierać światu to, co
z niej wydarł, czyniąc marginalizowaną i niepotrzebną.
„Pani Furia” to narracja
kilku konkretnych odczytań, ale także fascynująca powieść inicjacyjna. Historia
dużo bardziej interesująca na początku niż później, kiedy kieruje się w stronę
sensacyjnych rozwiązań. To ważny głos na temat destabilizacji europejskiego
ładu, który obserwujemy w różnej formie i na różnych płaszczyznach. Plebanek
opowiada o kobiecej furii, ale także furii niesprawiedliwości oraz poczucia
skrzywdzenia. Ofiary stają się katami, a odwet zaczyna niebezpiecznie smakować.
To książka otwartego zakończenia, które wydaje się tak samo mroczne, jak cały
przekaz „Pani Furii”. Czytajcie i trwóżcie się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz