2016-09-12

"Pani Furia" Grażyna Plebanek

Wydawca: Znak

Data wydania: 31 sierpnia 2016

Liczba stron: 360

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Europejski gniew

Grażyna Plebanek jest trochę jak pisarka pozytywistyczna – bardzo się stara być w swojej twórczości na bieżąco ze wszystkim oraz przystawia skomplikowanej rzeczywistości zwierciadło, w którym ma się ona przejrzeć i zobaczyć swą prawdziwą twarz. Problematyka emigracji jest obecna w jej twórczości już od dawna. Dziewięć lat temu ukazała się „Przystupa”: historia prostej kobiety z Polski, która pokornie znosi swój los, będąc jednocześnie zaopatrzona w pewien bagaż tożsamości przywiezionej za granicę. Egzemplifikuje go tomik „Ballad i romansów”, świadectwo bycia z konkretnego miejsca, także wydobywania się z konkretnej tożsamości i budowania jej na nowo w konfrontacji z trudnymi realiami emigrantki w Szwecji. Alia – bohaterka najnowszej powieści – wydobywa się z Konga, którego nie zna i z którym nie może się utożsamić. Jest obca w europejskim kraju i w pewien sposób wyobcowana wewnętrznie. Ojciec zabrał ją z ojczyzny, nie pozwalając się w niej zakorzenić. Wszystko, co Alia ma, to ojcowskie gawędy – wzorowane trochę na twórczości Alaina Mabanckou i jego estetyce. Bohaterka nie zna ojczystego języka lingala, a w belgijskiej szkole niczego nie mówią na temat historii i kultury Konga. O ile zatem Przystupa była poczciwą dziewczyną z prowincji, która chciała się przysłużyć obcej rzeczywistości Szwecji, o tyle w Alii nie ma nic z poczciwości – wrasta w nią coraz większa gorycz, znajdują w sercu miejsce bunt i złość. „Pani Furia” będzie opowieścią o emigracji wyrosłej z niesprawiedliwości dziejowej i naznaczonej stygmatem skóry. Będzie to historia spisana czarno na białym (sic!), dyskredytująca zarówno białych udręczonych przybyszami z zewnątrz, jak i emigrantów, dla których Europa stanie się miejscem walki – czasem tak krwawej jak dla przodków Belgów, którzy przemocą wprowadzali własny ład na Czarnym Kontynencie.

To druga po „Bokserce” powieść, w której Plebanek portretuje kobiecą wściekłość i kierunki, w jakich się ona wyładowuje. O ile jednak w poprzedniej książce motywacje wewnętrznego buntu i imperatywu sięgania po bokserskie rękawice nie do końca były dla mnie czytelne ani przekonujące, o tyle w „Pani Furii” wszystko jest nam podane niejako na tacy. Drobiazgowo analizując sytuację rodzinną Alii i nie pozostawiając czytelnikowi zbyt wielkiego pola do domysłów, Grażyna Plebanek uwiarygodnia konstrukcję psychiczną dorosłej bohaterki. Kobiety najpierw chcącej się przed europejskim światem schować, potem wychodzącej mu dzielnie naprzeciw, a następnie dokonującej wewnętrznej analizy, której efektem jest powtórzona refleksja o tym, że musi coś z tym światem zrobić. Myślę, że to jest zdanie wiszące nad fabułą tej powieści niczym miecz Damoklesa. Grażyna Plebanek ukazuje bowiem, jak rozsadza się wewnętrznie europejski porządek w założeniu oparty na liberalizmie i poszanowaniu wszelkiego rodzaju inności. Zbyt wielu frustratów może rozmyślać o tym, o czym myśli Alia. Za tymi wszystkim mogą stać agresja i wewnętrzna gotowość do rozwiązań siłowych, zgodnie z przekonaniem jednego z bohaterów książki, że wielokulturowość to europejski burdel i trzeba go posprzątać. Radykalnie i bez sentymentu.

Ktoś za to sprzątanie się zabiera. „Panią Furię” otwiera bowiem fragment żywcem wzięty z popularnych skandynawskich thrillerów. Oto w metalowej szafie zostaje odnaleziony mężczyzna z podciętymi ścięgnami. Jest anonimowy, ale wiemy, że nie pochodzi z Europy. Ktoś wymierzył mu karę. Za to, że jest obcy, i za to, że nie szanuje europejskiego porządku. Takich ofiar będzie więcej. Ktoś decyduje się na samowolę i karanie tych, których nie chce ukarać system. Jaki związek ma ten proceder z losami dziewczyny z Konga? Wszystko będzie się wyjaśniać. Niemym i smutnym świadkiem zdarzeń będzie Bruksela – miasto nomadów. Tak określa ją czarnoskóry kochanek Emilii z „Bokserki”. Nieprzypadkowo będzie to właśnie Bruksela. Nie tylko dlatego, że autorka jest związana z tym miastem od lat, ale przede wszystkim z powodu tej dużej różnorodności przynoszącej jednym wzrost świadomości społecznej, innym frustracje i gniew, który prędzej czy później musi znaleźć swoje ujście.

Alia to córka leniwej matki i operatywnego ojca. Tak bardzo przedsiębiorczego, że po sprowadzeniu rodziny do Europy sam daje nogę z powrotem do Konga. A Alia jest bardzo związana emocjonalnie z ojcem – w przeciwieństwie do rodzinnego Konga, które chciałaby naprawdę poznać. Chciałaby także poznać siebie. Wyrasta w wiecznej opozycji do rzeczywistości. Za czarna, za chuda, za mało kobieca. Wciąż spotykają ją szykany, stale czuje się zagrożona. Matka prostuje jej włosy, krzywiąc jednocześnie psychikę. Kolejni mężczyźni na jej drodze dają świadectwo niedojrzałości. Kobiety, z którymi obcuje, noszą w sobie złość za podmiotowe traktowanie i za to, że zostały oszukane. W Brukseli stale ma znaczenie to, kto ma jaki kolor skóry. Dzisiejsza Bruksela pośrednio obrazuje, czego biali dorobili się przemocą w Afryce, co czarni przez to stracili i w jaki sposób przemoc wraca – w zupełnie zaskakującej Europejczyków formie.

Warto wspomnieć o bardzo wyrazistej bohaterce drugiego planu, jaką jest Issa, siostra ojca Alii. To pod jej wpływem dorasta główna bohaterka i to ją obserwuje, bo nie ma co obserwować biernej i roszczeniowej matki tkwiącej przed telewizorem. Alia już od początku wie od Issy, że dziewczynki zawsze mają pod górkę. Taka ich karma i to ma się sprawdzić. Jednocześnie Afryka to matka silnych kobiet, w związku z czym dziewczyńskość Alii szybko przekuta zostanie na oręż w walce ze światem, który szufladkuje, utrudnia rozwój, stale podkreśla tę pozycję bierności i wyczekiwania. Alii nie przystoi ani bierny opór, ani wyczekiwanie. Weźmie sprawy w swoje ręce. Ręce drżące czasami od gniewu i chcące wymierzać sprawiedliwość po swojemu. Odbierać światu to, co z niej wydarł, czyniąc marginalizowaną i niepotrzebną.

„Pani Furia” to narracja kilku konkretnych odczytań, ale także fascynująca powieść inicjacyjna. Historia dużo bardziej interesująca na początku niż później, kiedy kieruje się w stronę sensacyjnych rozwiązań. To ważny głos na temat destabilizacji europejskiego ładu, który obserwujemy w różnej formie i na różnych płaszczyznach. Plebanek opowiada o kobiecej furii, ale także furii niesprawiedliwości oraz poczucia skrzywdzenia. Ofiary stają się katami, a odwet zaczyna niebezpiecznie smakować. To książka otwartego zakończenia, które wydaje się tak samo mroczne, jak cały przekaz „Pani Furii”. Czytajcie i trwóżcie się.

Brak komentarzy: