2018-08-13

„Nigdy się nie dowiesz” S.R. Masters


Wydawca: Burda Książki

Data wydania: 20 czerwca 2018

Liczba stron: 480

Przekład: Monika Wiśniewska

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Gra z przeszłością

Porównanie „Nigdy się nie dowiesz” do dokonań literackich Alex Marwood jest pewnym nieporozumieniem. Łącznikiem jest oczywiście to, że zarówno S.R. Masters, jak i autorka „Zabójcy z sąsiedztwa” stworzyli brytyjskie thrillery z kluczem, ale poza tym nie mają ze sobą wiele wspólnego. Debiutant z Birmingham, gdzie częściowo osadzona będzie akcja powieści, tworzy rzecz zupełnie innego typu niż Marwood. Nie stawia na dynamiczne wolty, imponujące zaskoczenia, buduje narrację dość statyczną i bliższą bardziej powieści obyczajowej niż thrillerowi. „Nigdy się nie dowiesz” to nie jest książka dla niecierpliwego czytelnika. Można by pomyśleć, że nieco za długa w tym, co chce nam zaprezentować, ale to tylko pierwsze wrażenie. Zarówno drobiazgowe retrospekcje, jak i dynamicznie odmierzany czas, kiedy bohaterowie spotykają się po latach, są wyraźnie uzasadnione, kiedy S.R. Masters chce uwiarygodnić swoje postacie i nadać im indywidualne rysy. Nie jest łatwo stworzyć coś oryginalnego z popularnego wątku tajemnic w grupie przyjaciół, które po latach odsłaniają swoje prawdziwe oblicze. Tu uwaga autora nie koncentruje się aż tak bardzo na rozwikłaniu zagadki poczynań jednego z enigmatycznych członków grupy. Myślę, że chodzi w tej powieści o nakreślenie problemu sygnalizowanego jednym ze zdań: „Ludzie oglądają się w przeszłość, jeśli nie są zadowoleni z teraźniejszości”. O osadzeniu w tym dorosłym, przewidywalnym życiu i o tym, jak to życie ukształtowało dorastanie na prowincji, S.R. Masters opowie bardzo dokładnie i z różnych perspektyw. Ukaże, jaką pułapką było spędzanie czasu w Blythe, jaka była specyfika tego czasu i w jaki sposób jego upływ sprzed lat ukształtował dalsze życie ludzi wkraczających dzisiaj w tak zwany wiek średni.

Była ich piątka. Adeline, której autor oddaje narrację pierwszoosobową, co warto w skupieniu śledzić. Dziewczyna niezadowolona z tego, że rodzice przenieśli się do zbyt spokojnego i nużącego zakątka. Adeline chciałaby odkryć więcej i więcej przeżyć. Nie ma pojęcia, w jaki sposób zostanie zmanipulowana w nowej grupie, której akceptację bez problemu otrzymuje. Steve jest niepisanym szefem. Autorytarnym nastolatkiem, w którym kumulują się silne emocje. Steve ustala niepisane zasady funkcjonowania w grupie. To z jego inicjatywy reszta podejmie grę, której stawką będzie przynależność do tej pozornie zintegrowanej paczki. Obok przebojowego Steve’a ktoś będący jego rewersem – mało wyraźny, często niezdecydowany, dość zachowawczy i lękliwy Rupesh. To na nim skupi się część emocji grupy, zwłaszcza w odniesieniu do wspomnianej gry. Jen jest w grupie najbardziej żywotna – szczera, otwarta, ale jednocześnie potrafiąca stawiać warunki. Ma mocną osobowość. Dużo widzi, ale nie zawsze wyciąga trafne wnioski z tego, co dostrzega wokół. I jeszcze Will – ten, który nie pojawi się na spotkaniu po latach. Zamknięty w sobie, ekscentryczny, zdecydowanie odstający od grupy i otrzymujący też czytelny sygnał, że niekoniecznie musi do niej przynależeć. Will, który zwierza się pewnego dnia, że zostanie seryjnym mordercą. Wszyscy śmieją się z tego pomysłu. Prawie wszyscy. A potem prawie wszyscy się boją…

S.R. Masters buduje pozornie bardzo prostą intrygę, kiedy przyglądamy się tworzącym się parom i mamy świadomość, że liczba przyjaciół nie jest parzysta. Nie tylko o skryte i ujawniane emocje będzie chodzić, choć będą one bardzo ważne i właściwe ich odczytywanie pozwoli rozwiązać kilka zagadek jeszcze zanim autor zaproponuje swoje rozwiązania. Chodzi także o status tego, kim się jest dla pozostałych w tej mikrospołeczności nastolatków poszukujących nowych wrażeń, dzięki którym wyrażą swoje relacje. Nigdy się nie dowiesz” bazuje na kilku niezamkniętych sprawach z przeszłości. Pokazuje dzisiejsze relacje przez pryzmat tego, co się kiedyś wydarzyło, i tylko lakonicznie punktuje, jak wygląda obecne życie bohaterów, bo dość szybko okazuje się, że wszystko, nad czym muszą popracować i co zrozumieć, ukryło się właśnie w czasie przeszłym. Na Willu uwaga koncentruje się najsilniej jako na tym nieobecnym. Czy już przed laty był on kimś, kto nie potrafił nawiązać właściwych relacji w grupie? Co rozsadzało ją od wewnątrz i powodowało zawoalowane konflikty? Musi upłynąć sporo czasu, zanim przyjaciele zaczną się nad tym zastanawiać. Zorientują się jednak, że na zrozumienie swoich relacji nie mają jednak tego czasu zbyt wiele. Okazuje się, że ktoś ginie. I ktoś ma zginąć niebawem. Stawką w grze zaczyna być życie tych, którzy postanowili spotkać się po latach.

Brytyjski debiutant sprawnie tworzy atmosferę narastających wzajemnych podejrzeń. Umiejętnie manipuluje czytelnikiem po to, by zmieniał on swoje sympatie. Na początku widzimy dość czytelny podział – ci, którzy kiedyś tworzyli grupę, i outsider, wokół którego gromadzą się niedopowiedzenia. A jednak toksyczna struktura tej paczki wygląda zupełnie inaczej, niż można byłoby przypuszczać. Aby o tym opowiedzieć, S.R. Masters potrzebuje sporo czasu i wielu zdań, w związku z tym nastawieni na dynamikę thrillera odbiorcy mogą utknąć w mieliznach narracyjnych. Nie wówczas, gdy śledzić będą przede wszystkim skomplikowane relacje, a nie to, że grupa poszukuje zabójcy. Coraz trudniejsza staje się obecność obok tej drugiej czy trzeciej osoby, podczas gdy kiedyś byli sobie oddani i równi. Szczęśliwi, zadowoleni z przyjaźni. Na pewno?

Jak wspomniałem, powieść ta może rozczarować, jeśli oczekuje się zaskakujących zwrotów akcji. One w gruncie rzeczy istnieją, ale chodzi bardziej o przestrzeń emocji i przeżyć bohaterów. Najbardziej zaskakujące zmiany odbywają się po prostu w ich umysłach. Bo to zaskakująca książka o wyobcowaniu i poszukiwaniu w czasie przeszłym sensu, którego zabrakło po rozstaniu z bliskimi ludźmi. Tymi ludźmi, którzy po latach są już inni. Nie tak silnie związani ze sobą. A przecież solidarność i wspólnota były najważniejsze. Dla kogoś wciąż takie są… Dużo przyjemności będziemy mieć z tej lektury, gdy potraktujemy ją jak wiwisekcję bliskich relacji wystawionych na próbę czasu. Wszystko w dość filmowej konwencji, bo nieprzypadkowo bohaterowie są fanami filmu. S.R. Masters intryguje także zaskoczeniem. Nie zależy mu na tempie i przemianach. Obserwujemy dość powolną ewolucję myśli i poglądów tych, którzy kiedyś uznali, że są dla siebie najważniejsi. Mroczne i zaskakujące. Warte uwagi.

Brak komentarzy: