Wydawca: Amaltea
Data wydania: 30 listopada 2018
Liczba stron: 222
Przekład: Radosława
Janowska-Lascar
Oprawa: miękka
Cena det.: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Życiowa relacja
Filip Florian zaskakuje po „Dniach króla” – pisze powieść bez odwołań do przeszłości, bez analizy swojego i swoich
bohaterów stosunku do Rumunii, konstruuje ujmującą i kameralną powieść
inicjacyjną, w której uzupełniają się dwa ciekawe nurty retrospekcji. „Wszystkie sowy” to piękna opowieść o
niezwykłej przyjaźni, dzięki której można było ujrzeć więcej, dostrzec
niewidoczne. Nie tylko wypracować wyostrzony sposób percepcji świata
charakteryzujący tytułowe ptaki, ale także godnie odnaleźć się wśród zdarzeń
minionych, nadać im po latach właściwe znaczenie. Emil, starszy z bohaterów,
zaznacza: „Dobrze, że moja pamięć rdzewieje powoli”. Florian opowiada o tym,
jak wielkie znaczenie ma to, z kim dorastaliśmy i poznawaliśmy świat, dzięki
czemu możemy stale nosić w sobie tę świeżość pamięci – dowód na to, jakimi
ludźmi się staliśmy.
W tej powieści wszystko
pozornie wydaje się oczywiste. Senny
nieco rytm plastycznej narracji obrazuje nam świat zapamiętany zarówno przez
młodego narratora oceniającego po latach status znajomości ze starszym
mężczyzną, jak i wspomnienia tego mężczyzny dotyczące tego, co i jak go
ukształtowało oraz co być może sprawiło, że pewnego dnia pojawił się na
prowincji, gdzie swoim głosem uratował jedenastolatka od pięści. Ten drugi
wciąż po latach zadaje pytania o to, czym była ta niezwykła znajomość, i stara
się pokazać, w jakiej opozycji stała do jego codzienności, w której istotne
były więzi rówieśnicze i odkrywanie świata w dziecięcy sposób. Emil nadał temu
odkrywaniu inny wymiar. Przynosząc ze sobą także swoje historie o konfrontacji
z czymś nowym, które jego dziecięcy kompan wyczytuje z żółtego zeszytu. Filip
Florian portretuje specyficzną więź gdzieś poza pokoleniami, nadając jej
konsekwentnie enigmatyczny charakter. Może i pojawia się lekkie rozczarowanie,
kiedy motywy postępowania zwłaszcza Emila do samego końca skryte są pośród
domysłów i niedopowiedzeń. Myślę jednak, że „Wszystkie sowy” to proza pytań,
nie odpowiedzi. Plastycznie i sugestywnie zajmująca się wspomnieniami, męskimi
punktami widzenia, męskimi doświadczeniami tego, co zaskakująco różne od
siebie. Ale to też książka o porozumieniu i pogodzeniu z tym, czego się
doświadczyło.
Emil zastanawia się: „Nie
mam pojęcia, jak będzie lepiej: zapomnieć czy pamiętać?”. Zmusza nas do
zadawania pytań, które nie dają spokoju jego młodszemu przyjacielowi. Co
skierowało go właśnie w ten rejon Rumunii? W jaki sposób jego życiowa podróż ukształtowała
taki, a nie inny jej finał? W
retrospekcjach Emila nie ma agresywnego rumuńskiego komunizmu i nie ma tak
wielu odcieni strachu przed reżimem, które budowały niejedną powieść na
przykład Herty Müller. Florian
prowadzi nas przez sześćdziesiąt powojennych rumuńskich lat w zupełnie innej
tonacji. To, co złe, jest czytelnie sygnalizowane, ale nie narzuca
interpretacji opowieści. Czterolatek doświadczający wojennej
bezkompromisowości staje się nastolatkiem naznaczonym nieobecnością ojca czy
charyzmą dziadka, a następnie mężczyzną podejmującym trudne decyzje, by
zachować porządek w życiu, nadać mu proste cele, odnaleźć się pośród nich. Ale
nie ma tu żadnej prostej ścieżki czy jednoznacznych rozwiązań. Emil zastyga
trochę w czasie przeszłym, jednak ma zaskakująco dużo do zaoferowania
młodziutkiemu Lucianowi. Czy oczekuje czegoś w zamian? Czy to relacja
podległości, jakiegokolwiek warunku, oczekiwania?
Lucian wie, że przy Emilu
można odbierać świat inaczej. Obcowanie ze starszym mężczyzną jest dla niego
antidotum na złe męskie wzorce z domu – ucieka od pijącego ojca czy puszącego
się brata, obu trzymających Luciana na dystans. Przy Emilu dystansu nie ma.
Jest specyficzne partnerstwo oparte na tym, by ujrzeć świat inaczej. Ciekawe jest interpretowanie tęsknot wobec
życia – inne ma nastolatek, inne dojrzały mężczyzna. A jednak symbolicznie
łączą ich sowy. I pewne poczucie wyobcowania, z którym muszą iść przez życie
trochę wbrew sobie.
Florian jest melancholijny,
ale nie smutny. Momentami bardzo zabawny – jak wówczas, gdy poznajemy losy
pewnej myszy w słoiku czy opowieści o spotkaniach z niedźwiedziami. Istotne
jest portretowanie rumuńskiej prowincji jako miejsca, w którym pewne rzeczy
widzi się wyraźniej, a niektórych bodźców doświadcza bardziej intensywnie. Bohaterowie tej książki chcą nadać
codziennym zdarzeniom ze swojej przeszłości wartość swoistego azymutu –
doświadczenia mają wpływać na wybory, jednakże ważne jest również to, co Emil i
Lucian dają sobie nawzajem. Dlatego „Wszystkie sowy” to wyjątkowa historia
przyjaźni i tego, jak silna może być więź, której początek daje zwykły
przypadek. Filip Florian pochyla się nad swoimi bohaterami z empatią i
wrażliwością na każdy aspekt postrzegania przez nich świata. Stąd też tak
istotne są w tej książce opowieści: Luciana o zdobywaniu świata w gronie
rówieśniczym i Emila, który w większości trudnych spraw musiał konfrontować się
przede wszystkim sam ze sobą.
Wejście w specyficzny nurt
tej narracji pozwala potem odnaleźć się obok bohaterów. Filip Florian zaprasza do wyjątkowej podróży w czasie. Opowie o
wszystkim, skupiając się na tych detalach, jakie zwykle nie mają po latach
znaczenia. Pokaże, jak intrygująco z przeszłości wydobywa się ludzka
indywidualność. Razem z nią tożsamość. Nigdy nie mamy pewności, w którym
momencie naszego życia stanie przed nami osoba zasadniczo wpływająca na jego
rozwój i kształt. A tu jest zaskakująca relacja pokazana w sposób zwyczajny,
normalny, niestawiający też początkowo pytań, co potem jednak się zmienia. „Wszystkie
sowy” to bardzo intymna historia, ale także świetna opowieść o tym, jak
oswajamy sobie to, co najbliższe, i o tych momentach, kiedy jesteśmy gotowi
zmierzyć się z tym, co dalej od nas. Podoba mi się enigmatyczny trochę
charakter tej powieści i nie zadaję pytań o to, czy historia jest w jakimś
stopniu autobiograficzna. Akceptuję ją taką, jaka jest. W swej podwójności i
jednoczesnym ukazywaniu, że prawdziwa męska przyjaźń nie zna granic pokolenia
czy mentalności. Wartościowa i ciepła książka o tym, że warto podjąć wysiłek,
by bliżej poznać kogoś, kto niezamierzenie zmienia bieg naszego życia. Także
lektura obowiązkowa dla miłośników sów, którzy swoją miłość do tych ptaków
skonfrontują z ciekawymi metaforami Floriana.
PATRONAT MEDIALNY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz