2019-09-17

„Ani złego słowa” Uzodinma Iweala


Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie

Data wydania: 18 września 2019

Liczba stron: 270

Przekład: Piotr Tarczyński

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Samotność bez alternatywy

Ta powieść odbiera oddech i przejmuje. Trudno sobie znaleźć miejsce po lekturze, trudno ochłonąć, zebrać myśli, uspokoić się. „Ani złego słowa” to przejmująca i niebywale smutna narracja o świecie, w którym kwestionowana jest ludzka tożsamość, a także o dramacie bliskich, kiedy zakwestionowane zostanie samo życie. Jest niesamowicie realistyczna i w tym realizmie ukazuje, jak silny może być życiowy fatalizm, jak wielu możliwości może pozbawiać. Iweala potrafi opowiadać na wielu poziomach i w wielu rejestrach. Jest liryczny oraz delikatny, gdy odwołuje się do wszystkich zmysłów w scenie niespełnionej inicjacji seksualnej. Jest dosadny, groźny i bezkompromisowy, kiedy buduje trudną do uniesienia konfrontację syna z agresją ojca. To powieść, która fabularnie niczym nie zaskakuje – prezentuje bowiem dobrze znane dylematy, odnosi się do konkretnych problemów, wskazuje sytuacje pozornie jednoznaczne i takie, o których zdążyliśmy sobie wyrobić zdanie, bo są powtarzalne. A jednak ta historia o czarnoskórym młodym chłopcu, który mierzy się najpierw z własną seksualnością, a potem odtrąceniem przez surowych rodziców, zawłaszcza całkowicie, bo pokazuje, że z takiego tematu można wydobyć dużo więcej. Jest zatem Iweala kronikarzem różnorodnych dramatów, ale takim specyficznym – chce zaznaczyć kontekst oraz historię, jednak oddaje głos swoim bohaterom. Niepewnemu swej wartości czarnemu osiemnastolatkowi oraz jego przyjaciółce, która z czasem traci dobry kontakt z kimś, kogo potem będzie pamiętać w taki sposób, o jakim nigdy by nie pomyślała.

Niru jest synem nigeryjskiego emigranta, który uporządkował swoje rodzinne życie w Stanach Zjednoczonych, a w tym porządku apodyktycznie ustalił także czytelne miejsce dla chłopca. Ojciec lubi uporządkowanie, dba o estetykę, zachowanie pozorów, podporządkowuje się karnie każdej instrukcji i każdemu regulaminowi. Jego punkt widzenia na życie ma być punktem widzenia całej rodziny. Niru nie pasuje do wyznaczonej mu roli. Odkrywa swoją homoseksualną orientację i naraża się na gniew ojca. Ten gniew owocuje szaloną podróżą do ojczyzny, ale przede wszystkim takim napięciem w relacjach, które uniemożliwia dalsze porozumienie. Ojciec i syn stają się osobnymi wyspami. Wokół nich krąży jeszcze matka Niru, ale i jej nie uda się przełamać narastającego wyobcowania syna. Niru poddany zostaje dramatycznej opresji. To, co czuje, i to, czego pragnie, to sprawy nie tyle wstydliwe, ile wymagające wyeliminowania z życia, w którym czekają określone przez rodzinę perspektywy, Harvard i bycie posłusznym.

Jedyną osobą, która zdaje się całkowicie akceptować bohatera, jest jego przyjaciółka – biała dziewczyna z domu, w którym rodzicielskie ciepło i czułość to rzecz rzadka, w związku z tym lubi przebywać z rodzicami Niru, wierząc w pozorny ład i opiekuńczość tego drugiego domu. To Meredith zostanie oddany głos po tym, gdy wydarzy się coś, co na zawsze zmieni jej życie. Trudne relacje z Niru spotęgują się, kiedy chłopak zacznie uwzględniać absurdalne warunki właściwego prowadzenia się. Narzucana mu zostaje tożsamość, wobec której stawia opór, ale nie jest on na tyle silny, by Niru wydobył się z przestrzeni opresji. Uzodinma Iweala obrazuje bezbronnego wobec otoczenia osiemnastolatka, który chciałby odkryć prawdziwe życie, poznać jego możliwości, ale przede wszystkim wiedzieć, kim jest naprawdę. Droga do poznania siebie jest tu bardzo dramatyczna. Autor opowiada o tych pragnieniach, które z różnych powodów są nie do zrealizowania, ale przede wszystkim o trudnościach w nazywaniu pragnień.

Bo opresyjne życie, w którym zanurzony jest Niru, będzie wzmagać jego wyobcowanie. Widać to zwłaszcza w ciekawie nakreślonych relacjach rówieśniczych, gdzie bohater doznaje wyjątkowo silnie stygmatyzowania, z którym musiał sobie radzić od dziecka. Iweala pokazuje także pęknięcia w przyjaźni młodych ludzi, którą naznaczają niedopowiedzenia. Decyduje się na to, by swego bohatera zapętlić tak mocno, że czytelnik nie wyobraża sobie ścieżki, po której miałby ruszać w życiową drogę, by poznawać różnorodność świata. Interesująca jest tutaj metafora biegania, jeśli weźmie się pod uwagę zmienność relacji przyjacielskiej oraz kompulsywną potrzebę ucieczki od domu rodzicielskiego, w którym nie ma już możliwości odnalezienia swojego miejsca. Miejsce Niru jest w bliżej nieokreślonym „nigdzie”. Najbardziej boli ta nieokreśloność i to, że wszystko, co spotyka bohatera, jest tak bardzo bezkompromisowe.

Tak, Iweala nie daje wielu możliwości, zamyka bohatera w trudnej dla niego sytuacji, każe mu działać impulsywnie i oddalić się od wszystkich, którzy mogliby pomóc mu oswoić dramat, zmienić bieg jego życia. Dlatego właśnie „Ani złego słowa” prezentuje dramatyczne dylematy inaczej, bardziej drobiazgowo. Niepewny swojej tożsamości Niru zostaje sam z dylematami, które go przerastają. Nie jest w stanie odnaleźć obok siebie nikogo, kto wyjaśni mu sens jego cierpienia oraz to, dlaczego zostało mu ono narzucone. Kiedy myśli się o tym, co może spotkać czarnoskórego chłopaka w Ameryce, i doskonale widzi, jak to jest zarysowane, odnosi się wrażenie, iż każda przedstawiona sytuacja skończy się w sposób przewidywalny. Iweala dodaje do świata przedstawionego dramat nieodwracalności i wówczas jego powieść przestaje być historią o poszukiwaniu możliwości, a staje się mroczną opowieścią o tym, jak wielkim ciężarem będzie pamięć.

To historia dramatycznej samotności opowiedziana w taki sposób, że jej odcienie ujrzymy w zasadzie wszędzie. Najtrudniejsza do zniesienia jest samotność wówczas, gdy nie ma się kontaktu ze sobą albo neguje swoje podstawowe pragnienia, uznając je za nieprzystające do świata, który narzuca każdemu określoną rolę, przynależność. Ale nie tylko dramat Niru jest tu bardzo ważny. Każdy bohater tej powieści zostanie poddany pewnej próbie cierpienia. Każdy będzie musiał mierzyć się z czymś, co nieodwracalne, a jednocześnie zupełnie niezrozumiałe. Niru podczas pobytu w Nigerii widzi doskonale, za co może być wdzięczny lepszemu, dostatniemu światu, w którym żyje. Okazuje się jednak, że zaczyna żyć w opresyjnej klatce. A w gruncie rzeczy nie chodzi o warunki życia, lecz poczucie, że jest ono spełnione, że jest się w nim wolnym. „Ani złego słowa” to poruszająca narracja o tym, co możemy stracić, nie wiedząc nawet o możliwości zysku. O okrutnych zbiegach okoliczności, które wymuszają cierpienie. O tym, że większość poruszonych tu problemów to kameralne dramaty nie do opowiedzenia, nie do wyrażenia. Uzodinma Iweala z szacunkiem i empatią opowiada o tym, jak młodość może być czasem egzystencjalnego piekła. I że to piekło może mieć potem jeszcze bardziej mroczne oblicze.

2 komentarze:

Viper pisze...

"Ta powieść odbiera oddech i przejmuje. Trudno sobie znaleźć miejsce po lekturze, trudno ochłonąć, zebrać myśli, uspokoić się." Do tej pory sądziłem, że eksponowania rozedrganych, polekturowych emocji to specjalność (nad)wrażliwych nastolatek.

Jarosław Czechowicz pisze...

Zdarzają się też wrażliwi czterdziestolatkowie. Pozdrawiam