Wydawca: Państwowy
Instytut Wydawniczy
Data wydania: 15 października 2019
Liczba stron: 426
Oprawa: twarda
Cena det.: 49 zł
Tytuł recenzji: Odeprzeć śmierć
Holokaust można starać się
opowiedzieć obrazowo tylko słowami tych, którzy go doświadczyli, i tych, którym
z różnych powodów udało się przetrwać. Nie czytałem „Ustnej harmonijki”, więc z
tym większą uwagą śledziłem opowieści z tej książki. „Piekło ocalonych”
uzupełnia wydane już relacje, których wysłuchała Elżbieta Isakiewicz, dodając
do nich kolejne i w przejmującym epilogu po raz drugi literacko ocalając od
zapomnienia postać Henryka Sławika – człowieka, któremu wielu żydowskich
ocalałych zawdzięcza nie tylko życie. To nie jest zwyczajny zbiór opowieści
o traumie i próbach żegnania się z nią. Nie tylko o ocaleniu w sensie
najbardziej oczywistym, które przeradza się w konfesyjną historię o ucieczce z
ramion śmierci. To książka wyjątkowa, ponieważ kontrastuje ogrom traumatycznych
przeżyć ze sposobem opowiadania o nich. Historie zebrane przez Elżbietę
Isakiewicz uległy subtelnym modyfikacjom. Autorka wykorzystała swoją wrażliwość
literacką i postanowiła ich fragmenty uczynić bardziej poetyckimi. Ta formuła
czyni relacje czymś więcej, niż są. Pozwala ujrzeć ich emocjonalną głębię dużo
dosadniej. Bardziej empatycznie.
Na początku z dystansem
odnosiłem się do tego zabiegu i nie byłem przekonany, czy zwroty typu „magma
gorejącego cierpienia” są adekwatne do tego rodzaju zbioru. A jednak dałem się
temu wszystkiemu uwieść. Przekonał mnie oryginalny sposób opowiadania o czymś,
czego nie da się unieść w świadomości oraz sumieniu. „Piekło ocalonych” to
książka, w której literackie elementy w brawurowy i bardzo mocny sposób
podkreślają dosadność pewnych przeżyć oraz doświadczeń. Taki sposób obrazowania
broni się, kiedy wydobywa z tytułowego piekła odcienie melancholii, smutku,
grozy, a także kondensuje tę niebywałą empatię, która pozwoliła Elżbiecie
Isakiewicz na zgromadzenie potworności bolesnych doświadczeń. Ze swoją
poetycką delikatnością stają się uniwersalnymi opowieściami o roli przypadku i
szczęścia w życiu, ale także o przyzwoitości i hańbie. Nic nie zrównoważy tych
motywów bardziej niż literacki język. Tym bardziej że Isakiewicz zna proporcje
i mimo wszystko pozostajemy z bezkompromisowością każdej opowieści. Z jej
bólem, ale także nadzieją.
To polifoniczna historia
ludzkiej tożsamości. Tej, dla której inni ryzykowali życie, a jej posiadacze
byli gotowi się wyrzec tego, kim naprawdę są. To książka mówiąca o tym, jak
bolesne musi być wyparcie się tożsamości, wskazująca jednocześnie, że owo
wyparcie może do niej mocniej przywiązać. Tożsamość żydowska funkcjonuje
pośród osaczenia, deprecjonowania oraz strachu. Jest jednak mimo wszystko
najważniejszym punktem odniesienia. Jest sensem zmieniającym się w fatum i
przekleństwo, ale daje przede wszystkim siłę. Dlatego Isakiewicz łączy
rozważania o tożsamości z umiejętnie i taktownie portretowanym poczuciem
wyobcowania. Te relacje to obrazy szczęścia ocalałych, którym mimo wszystko
wciąż pozostaje w sercu wspomnienie o tym, że nieszczęściem była ich
przynależność – społeczna, kulturowa, religijna. Egzystencjalne piekło ludzi,
którzy dali odpór Holokaustowi, to obraz skomplikowanych relacji, w których w
nieoczywisty sposób objawia się bardzo dużo ludzkiego dobra oraz determinacji.
Część rozmówców autorki już nie żyje. Życie, które mogli wieść po drugiej
wojnie światowej, zawdzięczają niejednokrotnie przypadkowemu pojawieniu się czyjejś
serdeczności i zwyczajnej empatii. Ten przypadek przeciwstawił się śmierci oraz
strachowi przed nią. Isakiewicz uwypukla w prezentowanych biografiach momenty,
kiedy żyć znaczyło naprawdę współczuć. W piekielnym czasie, gdy współodczuwanie
cierpienia było czasem niemożliwe przy nagromadzeniu własnego, które trzeba
było przyjąć i z nim funkcjonować.
Bardzo różne są to opowieści –
w konstrukcji oraz przesłaniu. Miniaturka literacka, jaką jest spowiedź Izraela
Rozenbluma, sąsiaduje z sugestywną i wielowątkową opowieścią Dawida Efratiego,
która mogłaby posłużyć za scenariusz filmowy. Doświadczenia też są bardzo
różne. Łączy je konieczność przetrwania piekła, ale tylko pozornie. Są tu
historie mówiące o tym, że w całym ogromie cierpienia szukało się zawsze w
drugim człowieku dobra. Są też takie, które bez żadnej czytelnej oceny
portretują momenty utraty człowieczeństwa. Isakiewicz chce opowiedzieć o
Holokauście poprzez symbole. Mówiąc o tym, że kochać to czasem znaczy odrzucić.
Że w piekle wojennym można zyskać więcej niż inni, bo dwie matki. Również dwie
utracić. Opowiadając o rzeczywistości, w której kałuża jest ukojeniem, a
wiecznym towarzyszem życia ampułka z trucizną. To wspomniana już historia
chłopca, który chciał za wszelką cenę przeżyć, ale też dzieci zmuszonych do
konfrontacji z rychło nadchodzącą śmiercią. Śmiercią tyleż okrutną, że trzeba
było na nią patrzeć. Czasem umierając gdzieś do wewnątrz – z bezsilności i
trwogi. Jednak była w tym wszystkim siła. „Piekło ocalonych” to książka
przede wszystkim o tym, jak bardzo zdeterminowani potrafimy być, aby odeprzeć
śmierć z miejsc, w których rozgościła się na dobre. Opowiada także, jak bardzo
doskwiera taka gorycz przetrwania. Jak bolesne są wspomnienia o tych, którzy
ryzykowali więcej niż ocaleni, a w efekcie nie udało im się zachować życia.
Zostają w pamięci ludzi szukających po wojnie swego miejsca na nowo. Także
takich, którzy aż do śmierci z dala od wojennej pożogi nie mogli tego miejsca
odnaleźć.
Braha Bergman w swoim
wspomnieniu powtarza znaczące chyba dla tego zbioru słowa: „Pamięć jedno gubi,
drugie odnajduje”. To rzecz o tym, jak zapamiętujemy utracone i jak trudno nam
umiejscowić w pamięci coś, co powędrowało z nami w inny, pozawojenny wymiar
życia. Bohaterowie tej książki pamiętają dobroć polskich rodzin, bez których
nie udałoby się przetrwać. Próbują wydobyć z pamięci obraz bliskich sobie
ludzi, którzy zniknęli nagle i bez pożegnania. Boleśnie i bezkompromisowo. Jak
matka zamykająca swe dzieci w kredensie. Ale pośród pamięci tego, czego już nie
ma, pozostają także ślady po zaskakujących przypadkach. Po kocie, który
uratował życie. Po stosie martwych ciał, spod których wydobył się ktoś żywy i
na zawsze pozostał już tym ocalonym spośród trupów. Są też historie obrazujące
to, jakie słowa lub zwroty były hipotetycznymi wyrokami śmierci. To zatem
publikacja nie tylko o tym, jak zapamiętujemy, ale także o opowiadająca, co
słowo robi z pamięcią, w jaki sposób werbalnie można wyrazić pamiętanie pustki.
To ważna, mądra i potrzebna
książka. Napisana właśnie w takiej formie, o której wątpliwości wspominałem na
wstępie. „Piekło ocalonych” mówi pięknie o ludzkim dobru i bezkompromisowo o
złu, z którego wydobywał się ból dużo bardziej dotkliwy niż ten fizyczny, także
przecież obecny i zapamiętany. Elżbieta Isakiewicz dedykuje tę ważną rzecz
swoim dzieciom. Opowieści o żydowskich rodzinach ocalałych z Holokaustu od
Krakowa przez Radom po Drohobycz stają się jedną uniwersalną historią ludzkiej
wytrwałości w cierpieniu oraz historią tego, jak nieoczekiwanie dobrzy możemy
być dla siebie tam, gdzie zło stara się uniemożliwić wszystkie dobre relacje.
Mocno zapadająca w pamięć książka. Do czytania bez pośpiechu, bo w historiach o
uciekaniu śmierci nie ma już niczego pospiesznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz