2020-06-15

„Droga” Wiktor Konrad Jastrzębski


Wydawca: Rozpisani.pl

Data wydania: 6 kwietnia 2020

Liczba stron: 258

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 44 zł

Tytuł recenzji: Możliwości

Bardzo lubię literaturę wprowadzającą w stan niepokoju. Ale robiącą to w taki sposób, że przychodzi on stopniowo, a po przeczytaniu historii do końca – pozostaje i dręczy. Debiutant Wiktor Konrad Jastrzębski radzi sobie doskonale nie tylko z umiejętnym niepokojeniem czytelnika. Ta książka, opowiadająca przecież konkretną historię, tak przedstawia wydarzenia, by udowodnić, że literatura jest właśnie tym, co tutaj ukazane – konglomeratem fantazji, opisów możliwości i niemożliwości, zaskakującym światem, w którym znajdzie się autonomiczne miejsce dla faktu i zmyślenia. Trudno powiedzieć, że historia w „Drodze” się opowiada, choć początkowo można odnieść takie wrażenie. Ona rozwarstwia się na to, co byłoby prawdopodobne, i na to, co z nieustępliwą bezkompromisowością nastąpiło. A wszystko w zgrabnej metaforze jazdy tramwajem, który może przemierzać przestrzeń (namiastka wolności), ale zawsze podporządkowany jest swojej linii i układowi torów. Poza tym przemieszcza się od miejsca do miejsca, gdzie musi zawrócić. Trasa tramwajowa funkcjonuje tutaj również dosłownie, bo tytułami rozdziałów są nazwy przystanków. Przypomniała mi się czułość do tych maszyn bohatera powieści „On” Zośki Papużanki. U Jastrzębskiego tramwaj będzie synonimem nadziei i tragicznego końca. Czymś, co przemierza doskonale znaną przestrzeń, ale wciąż wraca, powtarza się w swym ruchu. To obrazuje życie głównej bohaterki. Bardzo tajemniczej, ale Jastrzębski konsekwentnie portretuje swoje postacie w półcieniach. Opowiada o ich życiu punktowo, pozostawia ciemne plamy w życiorysach, jest z nimi intensywnie, lecz tylko w konkretnych miejscach i w konkretnych sytuacjach.

Magda decyduje się wsiąść do tramwaju niejako kompulsywnie. Dawno tego nie robiła, nie jechała bez celu, a być może z celem bardzo sprecyzowanym, ukazywanym na wyświetlaczu przez maszynę, która za chwilę ruszy z pętli na północnym zachodzie Krakowa. Rozmyśla o swoim życiu, czując się niewidoczna, zbędna. Dowiadujemy się o synu, który właściwie nie potrzebuje opieki, o utracie pracy i poczuciu bezcelowości. Mijając kolejne przystanki wraz z bohaterką, poznajemy jej życie. Albo tylko nam się wydaje, że tak się dzieje. Podróż będzie jednocześnie początkiem i pewnym końcem. Odrobina głębszej refleksji w przyziemnym otoczeniu? Bardzo ciekawy zabieg, bo doświadczenie znane i oczywiste. Nieoczywiste wnioski i kierunki, w jakich podąża narracja autora.

Jastrzębski proponuje nam znajomość z kobietą, która zastanawia się nad charakterem swoich życiowych relacji z ludźmi. To, że były niesatysfakcjonujące, jest czymś oczywistym. Ale autor nie chce być oczywisty. Sugeruje, że Magda grała, udawała, niejednokrotnie nie wykorzystywała potencjału nawiązanego kontaktu. Ma sobie do zarzucenia także to, że nie umiała odnaleźć życiowej stabilizacji, nie potrafiła się do nikogo przywiązać. Jej samotność jest zatem wypadkową wyborów, jakie podejmowała świadomie i dojrzale. Czyniąc życie emocjonalne pustynią, a świat wokół – opresyjną rzeczywistością. To spontaniczne działanie, by po prostu wsiąść do tramwaju i przejechać jego trasę, ma być formą odkupienia samej siebie, ale też czasem namysłu nad tym, jakie szanse wykorzystała, a które bezpowrotnie straciła. W retrospekcjach pojawią się ważni dla niej mężczyźni. Najpierw ten pierwszy, który odbił ją przyjacielowi, zaoferował nastoletnią czułość i przywiązanie. Magda musiała wybierać. Zdecydować o tym, kto i na jakich zasadach będzie jej życiowym partnerem. Tymczasem męskie postacie z drugiego planu sugerują różne możliwości. Jak wyglądało życie bohaterki, które doprowadziło do dramatu, gdy dotarła do końca trasy tramwajowej?

„Każdy, kogo spotykamy, może nas skrzywdzić, ale może też być szansą”. Słowa jednej z postaci prowadzą nas przez tę niejednoznaczną narrację, która skupia się na tym, kim możemy być dla siebie w relacjach, a czego w nich nie rozumiemy. To też pełna humanistycznej zadumy powieść o tym, że nasza tożsamość to pokłosie różnych zbiegów okoliczności i przypadków. To, kogo los stawia na naszej drodze, nie jest naszym wyborem. Wybieramy stosunek do tej osoby. Decydujemy o charakterze relacji. Wciąż jednak i za każdym razem są do wybrania inne drogi. I zawsze pojawia się refleksja o tym, kto stałby na tych pozostałych.

Podoba mi się stonowany i dojrzały styl autora. Choć są momenty, kiedy sentymentalizm i nostalgia zamieniają się w strumień dość pretensjonalnych wynurzeń, na szczęście dla książki pojawiają się rzadko, właściwie w dwóch miejscach. Reszta jest bardzo intensywną impresją melancholii. Smutek budowany przez Jastrzębskiego staje się przez czytelnika oswojony, ale z natężeniem wspomnianego we wstępie niepokoju trudniej już sobie poradzić. Zwłaszcza że kolejne rozdziały odsłaniają, jaki jest naprawdę zamysł autora i o czym ta książka ma opowiadać. Kiedy prowadzi nas ku przypadkowemu, ale dosadnemu zdarzeniu, stara się zwrócić uwagę na to, że coś w życiu może wydarzyć się tylko raz i nie będzie szans na to, by nauczyć się na błędzie, być może ruszyć inną drogą. Świetne jest to, że powieść sugeruje te wnioski, tworząc trochę klaustrofobiczną atmosferę czasu dokonanego. Opowiada o możliwościach w kontekście życia, dla którego możliwości już nie ma. Ale oczywiście wychodzi poza przypadek Magdy, starając się zwrócić naszą uwagę na to, że każdy człowiek obok może być istotny. Każdy może mieć wpływ na to, jak dalej będziemy funkcjonować i myśleć.

Dodatkowym atutem „Drogi” jest świetnie zarysowany klimat Krakowa. Wielbiciele i mieszkańcy miasta będą chyba usatysfakcjonowani. Wiktor Konrad Jastrzębski pokazuje to, co w Krakowie unikalne, i to, co zwyczajnie męczy. Nie decyduje się na nonszalancki styl opowieści o tym, gdzie się w tym mieście bawił i jak bardzo intensywnie. Pomaga perspektywa jadącego tramwaju, który mija miejsca oddalone od centrum. W Krakowie można się przywiązać do rejonów bardzo oddalonych od popularnego środka. Miasto jest tu też świadkiem zdarzeń, które w mniejszym lub większym stopniu zapadają w pamięć nie tyle bohaterce książki, ile jej czytelnikowi. To przemyślany debiut, kompozycja wskazuje na świadome podążanie konkretnym tropem i panowanie nad językiem. Jeśli przeczyta się biogram autora, można pofantazjować, że w głównej bohaterce ukrył trochę siebie. A może umiejętnie oddał emocje kobiety po to, by w nich intensywnie ujawniło się to, co czuje, myśli i przeżywa mężczyzna. Ważna jest jednak nie kategoria płci, lecz rozpoznania. Nic w tej powieści nie jest tym, czym może się wydawać na początku. Ciekawa rzecz, z którą zostaje się na dłużej. Zabiera się ze sobą niepokój. Ale też przeświadczenie o tym, że pewne oczywiste wnioski i przemyślenia Jastrzębski potrafi ująć w nietuzinkową formę opowieści.

Brak komentarzy: