Wydawca: Rozpisani.pl
Data wydania: 6 kwietnia 2020
Liczba stron: 258
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 44 zł
Tytuł recenzji: Możliwości
Bardzo lubię literaturę
wprowadzającą w stan niepokoju. Ale robiącą to w taki sposób, że przychodzi on
stopniowo, a po przeczytaniu historii do końca – pozostaje i dręczy. Debiutant
Wiktor Konrad Jastrzębski radzi sobie doskonale nie tylko z umiejętnym
niepokojeniem czytelnika. Ta książka, opowiadająca przecież konkretną
historię, tak przedstawia wydarzenia, by udowodnić, że literatura jest właśnie
tym, co tutaj ukazane – konglomeratem fantazji, opisów możliwości i
niemożliwości, zaskakującym światem, w którym znajdzie się autonomiczne miejsce
dla faktu i zmyślenia. Trudno powiedzieć, że historia w „Drodze” się
opowiada, choć początkowo można odnieść takie wrażenie. Ona rozwarstwia się na
to, co byłoby prawdopodobne, i na to, co z nieustępliwą bezkompromisowością
nastąpiło. A wszystko w zgrabnej metaforze jazdy tramwajem, który może
przemierzać przestrzeń (namiastka wolności), ale zawsze podporządkowany jest
swojej linii i układowi torów. Poza tym przemieszcza się od miejsca do miejsca,
gdzie musi zawrócić. Trasa tramwajowa funkcjonuje tutaj również dosłownie, bo
tytułami rozdziałów są nazwy przystanków. Przypomniała mi się czułość do tych
maszyn bohatera powieści „On” Zośki Papużanki. U Jastrzębskiego tramwaj będzie
synonimem nadziei i tragicznego końca. Czymś, co przemierza doskonale znaną
przestrzeń, ale wciąż wraca, powtarza się w swym ruchu. To obrazuje życie
głównej bohaterki. Bardzo tajemniczej, ale Jastrzębski konsekwentnie portretuje
swoje postacie w półcieniach. Opowiada o ich życiu punktowo, pozostawia ciemne
plamy w życiorysach, jest z nimi intensywnie, lecz tylko w konkretnych
miejscach i w konkretnych sytuacjach.
Magda decyduje się wsiąść do
tramwaju niejako kompulsywnie. Dawno tego nie robiła, nie jechała bez celu, a
być może z celem bardzo sprecyzowanym, ukazywanym na wyświetlaczu przez
maszynę, która za chwilę ruszy z pętli na północnym zachodzie Krakowa. Rozmyśla
o swoim życiu, czując się niewidoczna, zbędna. Dowiadujemy się o synu, który
właściwie nie potrzebuje opieki, o utracie pracy i poczuciu bezcelowości. Mijając
kolejne przystanki wraz z bohaterką, poznajemy jej życie. Albo tylko nam się
wydaje, że tak się dzieje. Podróż będzie jednocześnie początkiem i pewnym
końcem. Odrobina głębszej refleksji w przyziemnym otoczeniu? Bardzo ciekawy
zabieg, bo doświadczenie znane i oczywiste. Nieoczywiste wnioski i kierunki, w
jakich podąża narracja autora.
Jastrzębski proponuje nam
znajomość z kobietą, która zastanawia się nad charakterem swoich życiowych
relacji z ludźmi. To, że były niesatysfakcjonujące, jest czymś oczywistym. Ale
autor nie chce być oczywisty. Sugeruje, że Magda grała, udawała,
niejednokrotnie nie wykorzystywała potencjału nawiązanego kontaktu. Ma sobie do
zarzucenia także to, że nie umiała odnaleźć życiowej stabilizacji, nie
potrafiła się do nikogo przywiązać. Jej samotność jest zatem wypadkową wyborów,
jakie podejmowała świadomie i dojrzale. Czyniąc życie emocjonalne pustynią, a
świat wokół – opresyjną rzeczywistością. To spontaniczne działanie, by po
prostu wsiąść do tramwaju i przejechać jego trasę, ma być formą odkupienia
samej siebie, ale też czasem namysłu nad tym, jakie szanse wykorzystała, a
które bezpowrotnie straciła. W retrospekcjach pojawią się ważni dla niej
mężczyźni. Najpierw ten pierwszy, który odbił ją przyjacielowi, zaoferował
nastoletnią czułość i przywiązanie. Magda musiała wybierać. Zdecydować o tym,
kto i na jakich zasadach będzie jej życiowym partnerem. Tymczasem męskie
postacie z drugiego planu sugerują różne możliwości. Jak wyglądało życie
bohaterki, które doprowadziło do dramatu, gdy dotarła do końca trasy
tramwajowej?
„Każdy, kogo spotykamy, może
nas skrzywdzić, ale może też być szansą”. Słowa jednej z postaci prowadzą nas
przez tę niejednoznaczną narrację, która skupia się na tym, kim możemy być dla
siebie w relacjach, a czego w nich nie rozumiemy. To też pełna humanistycznej
zadumy powieść o tym, że nasza tożsamość to pokłosie różnych zbiegów
okoliczności i przypadków. To, kogo los stawia na naszej drodze, nie
jest naszym wyborem. Wybieramy stosunek do tej osoby. Decydujemy o charakterze
relacji. Wciąż jednak i za każdym razem są do wybrania inne drogi. I zawsze
pojawia się refleksja o tym, kto stałby na tych pozostałych.
Podoba mi się stonowany i
dojrzały styl autora. Choć są momenty, kiedy sentymentalizm i nostalgia
zamieniają się w strumień dość pretensjonalnych wynurzeń, na szczęście dla
książki pojawiają się rzadko, właściwie w dwóch miejscach. Reszta jest bardzo
intensywną impresją melancholii. Smutek budowany przez Jastrzębskiego staje
się przez czytelnika oswojony, ale z natężeniem wspomnianego we wstępie
niepokoju trudniej już sobie poradzić. Zwłaszcza że kolejne rozdziały odsłaniają,
jaki jest naprawdę zamysł autora i o czym ta książka ma opowiadać. Kiedy
prowadzi nas ku przypadkowemu, ale dosadnemu zdarzeniu, stara się zwrócić uwagę
na to, że coś w życiu może wydarzyć się tylko raz i nie będzie szans na to, by
nauczyć się na błędzie, być może ruszyć inną drogą. Świetne jest to, że powieść
sugeruje te wnioski, tworząc trochę klaustrofobiczną atmosferę czasu
dokonanego. Opowiada o możliwościach w kontekście życia, dla którego możliwości
już nie ma. Ale oczywiście wychodzi poza przypadek Magdy, starając się zwrócić
naszą uwagę na to, że każdy człowiek obok może być istotny. Każdy może mieć
wpływ na to, jak dalej będziemy funkcjonować i myśleć.
Dodatkowym atutem „Drogi” jest
świetnie zarysowany klimat Krakowa. Wielbiciele i mieszkańcy miasta będą chyba
usatysfakcjonowani. Wiktor Konrad Jastrzębski pokazuje to, co w Krakowie
unikalne, i to, co zwyczajnie męczy. Nie decyduje się na nonszalancki styl
opowieści o tym, gdzie się w tym mieście bawił i jak bardzo intensywnie. Pomaga
perspektywa jadącego tramwaju, który mija miejsca oddalone od centrum. W Krakowie
można się przywiązać do rejonów bardzo oddalonych od popularnego środka. Miasto
jest tu też świadkiem zdarzeń, które w mniejszym lub większym stopniu zapadają
w pamięć nie tyle bohaterce książki, ile jej czytelnikowi. To przemyślany
debiut, kompozycja wskazuje na świadome podążanie konkretnym tropem i panowanie
nad językiem. Jeśli przeczyta się biogram autora, można pofantazjować, że w
głównej bohaterce ukrył trochę siebie. A może umiejętnie oddał emocje kobiety
po to, by w nich intensywnie ujawniło się to, co czuje, myśli i przeżywa
mężczyzna. Ważna jest jednak nie kategoria płci, lecz rozpoznania. Nic w
tej powieści nie jest tym, czym może się wydawać na początku. Ciekawa rzecz, z
którą zostaje się na dłużej. Zabiera się ze sobą niepokój. Ale też przeświadczenie
o tym, że pewne oczywiste wnioski i przemyślenia Jastrzębski potrafi ująć w
nietuzinkową formę opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz