Wydawca: Czarna
Owca
Data wydania: 15 lipca 2020
Liczba stron: 434
Przekład: Paweł Masłowski
Oprawa: miękka
Cena det.: 34,99 zł
Tytuł recenzji: Związek i walka
Pytanie o to, jakie są granice
poznania bliskiej osoby, z którą jesteśmy w związku, zawsze fascynuje i jest
świeże w każdej relacji, bo w gruncie rzeczy poznajemy się stopniowo, a czasem
bywa tak, że bliska relacja nie gwarantuje zrozumienia. Co wówczas, gdy okazuje
się, że najbliższa nam osoba jest obcym człowiekiem? Jak bardzo zachwiana
zostaje równowaga i ufność, kiedy tam, gdzie powinno znaleźć się zrozumienie
razem z akceptacją, rozpoczyna się walka o przetrwanie i wyeliminowanie
przeciwnika? Melanie Raabe pofantazjowała trochę na ten temat. Jako opowieść
o relacjach małżeńskich i o tym, co dzieje się, kiedy bliski człowiek staje się
wrogiem, jest to powieść rzeczywiście interesująca. Sama intryga jednak tonie
tutaj w pewnych mieliznach, a kiedy Raabe chce zaproponować oryginalne
zakończenie, wygląda to wszystko nad wyraz dziwnie i nie do końca chce się
wierzyć w taki rozwój wypadków. „Prawda” trzyma jednak w napięciu swoją
klaustrofobiczną atmosferą. Raabe doskonale portretuje przerażenie kobiety,
która nie czuje się bezpiecznie we własnym domu, dusi się w nim i jest gotowa
stawić czoło największemu zagrożeniu. Świetnie też wypada kreacja
zdeterminowanej do obrony bohaterki. Tyle tylko że w pewnym momencie trudno już
jasno określić, czego ona broni, i widzi się, że działa bardzo kompulsywnie, w
tym szaleństwie jednak nie ma metody.
Sarah pożegnała mentalnie
męża, który zniknął siedem lat temu na innym kontynencie i nikt nie był w
stanie rozwiązać zagadki tego zniknięcia. Poznajemy ją w chwili, kiedy
symbolicznie ścina włosy. Z krótką fryzurą może być już inną kobietą. Taką,
która wreszcie jest gotowa na życie bez Philippa – człowieka jej najdroższego
przed laty, ale i zabierającego ze sobą w swoją ostatnią podróż istotną tajemnicę
tych dwojga. Sarah lubi porządek, rytm narzucany przez pracę, koncentruje się
na teraźniejszości, jest zadaniowa. Nie chce ani analizować przeszłości z mężem,
ani wracać do traumatycznych doświadczeń rodzinnych. Teraz ma ośmioletniego
syna i własny dom. Nie spodziewa się, że wkrótce będzie musiała stać się
wojowniczką walczącą o jedno i drugie. Nie będzie w stanie zrozumieć, kim jest
jej przeciwnik, ale przede wszystkim tego, skąd ma tak dokładną wiedzę o
mrocznym czasie przeszłym.
Bo okazuje się, że Philipp
żyje. Wraca do domu. Zainteresowanie mediów całą sprawą powoduje, że to
wydarzenie staje się publiczne. Problem jest tylko jeden: Sarah w przybyszu nie
rozpoznaje męża. To jakiś obcy mężczyzna. Doskonale znający historię ich
małżeństwa, przekonujący do siebie otoczenie, ale czujny względem Sarah.
Rozpocznie się interesujący pojedynek. Raabe świetnie kreśli kilka
dramatycznych scen rozgrywających się w domu, w którym nie ma już spokoju.
Mężczyzna i kobieta toczą bezpardonową walkę. Jednemu i drugiemu chodzi o
prawdę. Najpierw o te najgorsze rzeczy, a później o ich konsekwencje. Sarah
będzie musiała zmierzyć się z przeciwnikiem, który jest czujny, bezkompromisowy
i nie ma litości. Kim jest mężczyzna, który nie chce opuścić jej domu?
Fabuła układa się z bardzo
wyrazistych, pełnych napięcia scen. Odnosi się wrażenie, że trudno wytrwać z
daną stroną, jakby słowa na niej parzyły. Dyskomfort idzie w parze z
narastającą ciekawością, bo to wszystko naprawdę zgrabnie zostało połączone.
Nawet jeśli bohaterka się powtarza, za każdym razem przyglądamy się z uwagą
temu, jaka metamorfoza następuje w spokojnej, uporządkowanej mieszkance
przedmieść Hamburga, która musi walczyć o swoją przestrzeń. Ale również
zmierzyć się z demonami przeszłości. Odpowiedzieć na pytanie o to, czym tak
naprawdę było jej małżeństwo. Kim był jej mąż i czy to, co między nimi trwało, można
z perspektywy czasu nazwać miłością. Melanie Raabe jakby trochę pisała na
adrenalinie, bo niektóre sceny – choć mocne i sugestywne – są zbyt mocno
dramatyczne, a ciągi zdań wielokrotnie złożonych podkreślające dezintegrację
osobowości Sarah wyglądają nieco sztucznie. Dlatego wątpliwość budzi struktura
książki, ale jej przesłanie jest frapujące.
„Prawda” to bowiem powieść o
rozpadzie małżeństwa i o tym, że kreujemy w sobie wizerunek partnera, aby
łatwiej zrozumieć, jak wiele może dzielić, gdy łączy pozorna miłość albo
uczucie nazywane przez nas miłością. Koniec tego związku następuje nagle: jego
owoc ma rok, kobieta pozostaje sama ze swoją niepewnością, mąż przed wylotem
analizuje swoją sytuację i nie jest pewien, czy wsiąść do samolotu, czy
pożegnał właśnie kobietę, którą kocha. Potem kolejne lata naznaczają Sarah
pustką, w której rodzą się niepewności. Interesująca jest symbolika zaćmienia
słońca – jest ono najpierw scenerią tworzącej się bliskości, a potem granicą,
poza którą niepewność zamienia się w szereg innych destrukcyjnych odczuć. Raabe
konfrontuje swoich małżonków z wzajemną nieufnością. Rozwijającą się stopniowo,
bo związek rozpada się po pewnej znaczącej dla nich dwojga nocy. Ale nikt nie
spodziewa się tego, jaką wiwisekcję tego małżeństwa ostatecznie zaproponuje
niemiecka pisarka. Jest to oryginalne i zmuszające do przemyśleń, jednak w
pewien sposób ekscentryczne. Bo „Prawda” to rzeczywiście oryginalny thriller,
kiedy zrozumie się źródła strachu bohaterów.
Pisarka stawia swoich bohaterów
w sytuacjach granicznych. Doprowadza do ostatecznych konfrontacji. Mamy tu
bezpardonową walkę na śmierć i życie. Zamkniętą w przestrzeni, w której nikt
nie jest w stanie wesprzeć którejkolwiek ze stron. Ta konfrontacja jest
ostateczna i przejmująca. I dzięki temu powieść buduje bardzo kameralny dramat,
którego istoty nie rozumie otoczenie, przez co Sarah jest podwójnie wyobcowana
i przerażona. Raabe zdaje się sugerować, że paraliżujący strach możemy przekuć
w niezwykłą odwagę, a nieświadomość samego siebie zamienia się w potworną
udrękę – zwłaszcza gdy ktoś inny wie i pamięta dużo więcej niż ten udręczony
pamięcią. Do rozegrania tego dramatu nie byłyby potrzebne w zasadzie żadne
elementy świata zewnętrznego. Widziałbym fabułę tej książki na deskach
teatralnych. Ona, on i oddzielający ich stół. Właściwie bez dekoracji. Surowe
światło oświetlające twarze aktorów. Bo to one byłyby najważniejsze.
Melanie Raabe nie chce być jednak ascetyczna, bo rozumie, że tego typu książce
nie wyjdzie to na dobre. A jednak najciekawsza jest ta esencja, pełen napięcia
i grozy pojedynek dwójki zdeterminowanych ludzi. Poza nimi rozpościera się
przestrzeń niepewności i strachu. „Prawda” to opowieść o tym, że walczymy do
końca – z każdym urojonym wrogiem i każdym dobijającym nas wspomnieniem.
Powieść interesująca, ale dość specyficzna. Chyba jednak w pejoratywnym
znaczeniu tego słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz