2022-09-28

„A gdy obejrzysz się za siebie” Juan Gabriel Vásquez

 

Wydawca: Echa

Data wydania: 28 września 2022

Liczba stron: 464

Przekład: Katarzyna Okrasko

Oprawa: twarda

Cena det.: 49,99 zł

Tytuł recenzji: Rodzina i ideologia

Juan Gabriel Vásquez stworzył poruszającą i inteligentną opowieść o tym, jaką rolę literatura piękna ma przyjąć wobec biografii. Zadał pytanie o to, czy biografia jako taka ma być właśnie beletrystyką, czy też powinna pozostać biografią. Określił granicę między faktem a autorskim zmyśleniem, a następnie umiejętnie ją zatarł. Jest to powieść wynikająca z wielu zaangażowanych rozmów z charyzmatycznym twórcą, a jednocześnie akt twórczości powstały na bazie tych rozmów, w którym Vásquez udowadnia, że to, co powiedziane i wynotowane, może być fundamentem dla niejednoznacznej w swej wymowie narracji. Kolumbijski autor tak jak w „Kształcie ruin” – od których kompozycyjnie ta książka znacznie się różni, bo jest prostsza albo przynajmniej sprawia takie wrażenie – ponownie z powodzeniem jest w stanie balansować na granicy między teoriami stworzonymi na bazie faktów a faktami, które są tu różnie rozumiane, bo sama opowieść kieruje się swoimi prawami. Granice między prawdą a zmyśleniem Vásquez nie tyle wyznacza po swojemu, ile wciąż podaje w wątpliwość. Powstaje z tego bardzo enigmatyczna książka. Jednocześnie jedna z lepszych powieści o rodzinie, jaką kiedykolwiek czytałem, bo nic w portretowaniu więzi rodzinnych nie jest tutaj oczywiste. Każdy problem jest złożony i każda postać wywoła ambiwalentne odczucia. Najważniejsza jest relacja łącząca ojca z synem sportretowana w dwóch pokoleniach: mamy tu dwie pozornie różne konfrontacje, jednakże „A gdy obejrzysz się za siebie” to powieść sugerująca, jak wiele z postrzegania najbliższych zabieramy ze sobą w kolejne pokolenie. Jak wiele tego samego wciąż w nas pozostaje, choć chcemy być innym, lepszym ojcem.

Na początku wydaje się, że kompozycyjnie Juan Gabriel Vásquez wykona jakąś nieprzewidywalną woltę. Że ta powieść wcale nie będzie się opierać na retrospekcjach i barwnym opowiadaniu dziejów ludzi, którym los kazał żyć, funkcjonować i dojrzewać do rewolucyjnej tożsamości na różnych kontynentach i z różnymi definicjami tego, czym jest komunizm i jego utylitarność, czym jest proletariackość, co określa bunt wobec opresji systemu. Nie dzieje się nic niezwykłego, a jednak cała ta spójna opowieść staje się niezwykła. Zwłaszcza gdy widzimy, że to historia tego, jak prywatne relacje i intymne doświadczenia w nich wciąż na nowo stają się jakąś sprawą publiczną. Ludzie portretowani przez Vásqueza wciąż są przekonani, że jako członkowie rodziny muszą stawać wobec spraw ważnych i bezwzględnych. Muszą określać swe relacje rodzinne poprzez działania: społeczne, ale przede wszystkim polityczne. Oni rewolucję mają w sobie i przeprowadzają ją wszędzie. Dołączają do niej w każdym zapalnym punkcie, w którym swoją obecnością można zaznaczyć, że chce się zmienić świat. Jednak najmocniej zmienia się siła ich więzi. Ta rodzina doświadcza emigracji w najbardziej bolesny sposób, a uciekanie przed opresją i przed ryzykiem śmierci to dopiero początek. Tu istotne jest to, w jaki sposób rodzice ideologizują swoje dzieci i jak samotne te dzieci mogą być, kiedy zmuszone są podejmować najtrudniejsze decyzje. Czasem takie, które nigdy nie powinny być podejmowane, bo zmieniają kształt życia na zawsze.

Sergio Cabrera, kolumbijski artysta, aktor, reżyser. Z dala od Kolumbii przygotowuje się do tego, aby opowiadać publicznie o swoich filmach i przekonywać, że estetyka oraz ideologia filmu to projekcja przekonań nabytych pod wpływem różnego rodzaju konfrontacji. Już na pierwszych stronach dowiadujemy się, że Sergio musi zmierzyć się z odejściem ojca. Tego ojca, który gotów był wędrować po całym świecie w poszukiwaniu i realizowaniu słusznych według niego idei, a umiera nagle i w tej śmierci nie ma ani charyzmatycznej buntowniczości, ani świadectwa tego, że oto odchodzi człowiek, dla którego całe życie było historią ideologicznej kontestacji. Nieprzypadkowo Sergio decyduje się na to, by nie uczestniczyć w pogrzebie ojca. Wybiera życie: plan swoich publicznych wystąpień w Hiszpanii i czas dla własnego syna, który u progu dorosłości domagać się będzie tego, czego Sergio być może nie zaznał od swojego ojca. Skomplikowane relacje z przeszłości można określić jednoznacznie: ciągłe konfrontacje. Fausto był ojcem wymagającym, często kostycznym, nieznoszącym sprzeciwu. Ojcem, który oczekiwał, że syn podda się jego wpływom bezgranicznie. Ojcem modelującym jego życie, narzucającym mu światopogląd, ingerującym w tożsamość, przekonanym, że ta najbardziej intymna relacja zawsze będzie się wiązała z tym, co publiczne, nieustanną walką. „A gdy obejrzysz się za siebie” to znakomita opowieść o tym, co się dzieje, kiedy ojcostwo stanie się sprawą ideologiczną, i jakie dramaty mogą kryć się w wychowywaniu dzieci, które mają wybierać jedyną słuszną drogę. Sergio wybiera wolność. A jego syn pyta o doświadczenia, które uczyniły ojca wolnym.

Kiedy ojciec z sentymentem sięga po Barthesa, osiemnastoletni syn chętnie czyta Palahniuka. Juan Gabriel Vásquez na kilka sposobów pokaże, jak wygląda różnica pokoleniowa między człowiekiem, którego świadomość ukształtowały rodzinne wolnościowe historie, a młodym mężczyzną, dla którego świat jest już pewną uporządkowaną całością, w której kontestacja ma zupełnie inny charakter. Do rozmów ojca z synem dochodzi w Barcelonie mającej tutaj znaczenie symboliczne. Miasto pojednania i zrozumienia tego, co tak trudno było zrozumieć w przeszłości. Miasto, z którego syn Sergia nie musi uciekać, a które chciałby ujrzeć oczyma ojca rozumiejącego, że ważna jest przekazywana przez lata pamięć opresji. Rodzinna emigracja, perypetie nękanej konfliktami Kolumbii czy dorastającego do swojej rewolucji świata Chin epoki Mao Zedonga jest jednocześnie wspomnieniem o tym, w jaki sposób historia i polityka kształtują więzi rodzinne. Coś, co w zasadzie nadal ma miejsce, choć Sergio chce porządkować wspomnienia przede wszystkim z powodu tego, co w nich najbardziej okrutne.

Bo jest to opowieść o okrucieństwie idącym w parze z każdą ludzką potrzebą rewolty i imperatywem wspólnego kształtowania zmian. Dziadek Sergia już jako sześciolatek przekonuje się, że za walkę o sprawiedliwość trafia się do więzienia. A potem dzieje rodziny cały czas będą powiązane z definiowaniem pojęcia sprawiedliwości i walką z opresyjnym systemem, w którym przykładami zniewolenia są zakneblowanie ust, blokowanie umysłu, odbieranie wolności przekonania w najbardziej przejmujący sposób. Tylko czy ta historia rodzinna jest opowieścią o tym, że przekonania naprawdę były wolne? Trochę tutaj mitu o byciu społecznie spełnionym i potrzebnym, trochę gorzkiej demitologizacji wszelkich kontestatorskich działań. Czy rodzina Fausta Cabrery poświęciła to, co powinna poświęcić dla idei? Czy społecznikostwo, o którym tutaj mowa, i wieczne rzucanie się w wir ideologicznego sporu ze światem wzmocniło, czy osłabiło więzi między ludźmi, którzy – jak opisuje autor – mimo wszystko się boleśnie zatomizowali. 

W tym wszystkim obraz Kolumbii z jednej strony bliskiej, z drugiej – niesamowicie odległej, także w sensie geograficznym. Wspomnienie choćby obecności człowieka, na którego legendzie autor stworzył swój „Kształt ruin”. Jorge Eliécer Gaitán pojawia się tu w epizodzie, ale znacząco oddziałuje na człowieka wyznaczającego sobie potem swoją drogę ideologiczną i twórczą. A później opowiedziane jest wszystko to, co kształtuje wizerunek Kolumbii – państwa wiecznej przemocy oraz wiecznie nierozwiązalnych konfliktów, w którym wolność to czasem również przemoc. „Dla tego kraju nie ma już ratunku” – pisze w złości i goryczy Sergio po tym, gdy po raz kolejny istotne porozumienia pokojowe stają się w gruncie rzeczy iluzją. Jak bardzo dynamiczna jest Kolumbia zmagająca się z kolejnymi konfliktami wewnętrznymi, tak bardzo zdynamizowane są tu relacje rodzinne, w których najboleśniej ujawnia się chyba dziecięce i młodzieńcze osamotnienie – Sergia i jego siostry. A imię syna Sergia to imię jego partyzanckiej tożsamości. Czy w kolejnym pokoleniu przyjdzie czas, by zbliżyć się do siebie, a nie do ideologii kształtującej każdą relację?

To fascynująca historia rodziny w wiecznej podróży – pośród systemów politycznych, wyzwań społecznych, pośród prywatnej niesprawiedliwości i idei walki z niesprawiedliwością tak w ogóle. To również opowieść o tym, jak mocno kształtują nas doświadczenia przemian i jak bardzo można tęsknić za tym, co oczywiste: bezpiecznym domem, bezpiecznym państwem, bezpieczną i oswojoną przestrzenią akceptacji samego siebie.

1 komentarz:

kkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkjjh pisze...

p.jarosławieproszęspróbowaćnaprwdęwartomiećrodzinę