2022-10-03

„O zmierzchu” Hwang Sok-yong

 

Wydawca: Bo.wiem

Data wydania: 20 września 2022

Liczba stron: 208

Przekład: Dominika Chybowska-Jang

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 37,99 zł

Tytuł recenzji: Architektura intymności

Mam wrażenie, że cena za ekspansywny rozwój kapitalizmu zawsze jest ta sama, ale nie zawsze narody w nim wiodące chcą o tym mówić lub to sobie uświadamiać. Na szczęście w Korei Południowej jest literatura. Nie wiem, na ile przekonująco oddaje gorycz i rozczarowanie nowoczesnością, jednak próbuje opisać procesy, które nie mają nic wspólnego z budowaniem wielkiego, lśniącego i nowoczesnego świata. Zaglądając w głąb człowieka, koreańscy twórcy sygnalizują, że można boleśnie rozczarować się tym, z czego powinno się być dumnym. W powieści „O mojej córce” pisarka młodego pokolenia Kim Hye-jin jedynie w tle swojej historii, choć bardzo wyraźnie, zaznacza zgubny wpływ koreańskiego kapitalizmu na kondycję współczesnego człowieka. Dużo starszy od niej Hwang Sok-yong zdecyduje, że ten problem będzie wiodący w jego powieści. Jednak „O zmierzchu” to podobnie jak dokonanie Kim Hye-jin powieść o intymności rozczarowania. O tym, jak łatwo od niego przejść do rozpaczy. Tu rozwojowi bohaterowie będą ujawniać stopniowo fatalizm sytuacji, w jakiej się znaleźli. Ale najciekawsze będzie śledzenie, w jaki sposób dwa pozornie odległe od siebie życiorysy splotą się tu w jedną smutną historię.

Park Min-u wie, że jakiekolwiek prywatne troski lub wątpliwości należy zachować tylko dla siebie. Nauczył się doskonałego kontrolowania swoich emocji oraz przeżyć. Świat nie dowie się o tym, co naprawdę myśli. Tymczasem jest on architektem tego świata, usiłuje przekonać sam siebie, że buduje nową Koreę, a jego plany zawodowe podporządkowane są ogólnym założeniom rozwoju kraju. Czy architektoniczna spuścizna, której jest współtwórcą, za dekady będzie źródłem dumy? Czy może jest to coś, co dziś i dużo wcześniej przesiąkło różnymi formami demoralizacji i samo w sobie staje się marzeniem o wielkości projektantów nowych budowli, które niewiele ma wspólnego z ich użytecznością?

Druga opowieść to historia dużo młodszej od głównego bohatera Jeong U-hui. To ona głównie traci na tym, co stanowi zysk Min-u. Kobieta żyje w monotonnym rytmie – zawieszona między pracą artystyczną w teatrze a przyziemnością nocnych dyżurów w sklepie spożywczym, w którym usiłuje dorobić, by ratować skromny budżet i móc zapewnić sobie w miarę bezpieczny kąt, czyli ponure mieszkanie w suterenie. Biografia bohaterki zapewne nie jest wyjątkowa. Poruszające są tu opowieści między innymi o tym, jak Jeong U-hui i jej rówieśnicy poszukują tanich kwater na obrzeżach Seulu, bo tylko to proponuje im kapitalistyczna rzeczywistość, w której walczy się o przetrwanie kolejnego miesiąca. Ta postać w przeciwieństwie do portretowanego mężczyzny uosabia wyjątkową bierność i jest zrezygnowana w wielu aspektach. On ma plany i zamierzenia, które realizuje, uznając swoje życie za spełnione. Ona wciąż szuka jakiegoś istotnego sensu własnego życia. Oboje zaczynają wspominać to, czego doświadczyli. I przeszłość obojga będzie mieć tu istotne znaczenie, bo Park Min-u jasno udowodni, że jesteśmy tym, co zyskaliśmy albo straciliśmy, dorastając.

Park Min-u nie chce pamiętać, ale pamięta wszystko. Rodzinne strony, których już nie ma, bo jego dom nie istnieje. Biedę i wszystkie deficyty, z którymi wiązało się jego dorastanie. Kontakt z małoletnimi przestępcami, stygmatyzująca pamięć siły, której musiał używać, by być szanowany. Spełnione marzenie o stabilizacji i pewności, gdy otrzymuje swój pokój w domu bogatych ludzi, u których pracuje jako korepetytor. Nie znamy wielu dekad życia bohatera, bo poznajemy istotne dla jego rozwoju zdarzenia z dzieciństwa i młodości, a potem przyglądamy mu się jako człowiekowi pozornie spełnionemu. Imponująca jest w jego biografii ta zaciętość w dążeniu do tego, aby zmienić jakość swego życia. Pożegnać wspomnienie ubogiego chłopca, który w jednym z domów musiał przyglądać się temu, jak ryż je tylko jedna osoba przy stole. „O zmierzchu” jest historią usilnego zapominania, a jednocześnie usilnego przypominania sobie, co ukształtowało tożsamość i co zawsze pozostanie trudnym do uniesienia bagażem. Wyjść z ubogiego życia i dołączyć do tego, w którym nie trzeba martwić się o sprawy bytowe – ta droga była trudna, ale została pokonana, teraz nic już nie przypomina o mrocznej przeszłości. Czy na pewno nic? Intryga zawiązuje się w tej powieści stopniowo, a Park Min-u zostanie zmuszony do bardzo trudnej konfrontacji, kiedy uświadomi sobie, kim tak naprawdę jest. Albo kim być może nigdy nie był.

To książka, w której splatają się nitki różnych losów, a fatalizm ich wszystkich obrazowany jest w taki sposób, że „O zmierzchu” staje się historią bardzo różnorodnie portretowanego smutku. Główny bohater jest bacznym obserwatorem rzeczywistości. Umiejętnie rozpoznaje ludzką naturę. To, że przeżywamy komfort pozornie radosnego spotkania po dekadach z kimś dawno temu ważnym dla niego, czy też to, że ludzka pamięć potrafi deformować minione zdarzenia. Jedno i drugie staje mu się bliskie, kiedy w zaskakujący go sposób zmuszony zostanie do wspominania tego, kim był i jakim człowiekiem się stał. Hwang Sok-yong nie jest tutaj drobiazgowym kronikarzem życiowych traum. On jedynie punktuje ważne momenty, od których zaczynają się nowe opowieści. Świetnie opisuje ludzką samotność, ale ta historia najbardziej iskrzy emocjami wtedy, kiedy traktuje o bliskiej relacji, która mogła być jakąś możliwością, a stała się traumą. Nie każdy miał okazję zmienić swoje życie jak Park Min-u. Nie każdy w obecnej Korei ma ku temu jakąkolwiek możliwość. Bohater tej powieści nie chce widzieć się takim, jakim był. Okazuje się, że w życiowym wyścigu niektórzy zaliczyli falstart, a inni nigdy nie wystartowali i na zawsze pozostali tam, gdzie było biednie i gdzie gorycz zapisała się na tyle silnie, by nie można było się jej pozbyć przez całe życie.

Podoba mi się, jak w tej powieści konfrontują się liryzm i okrucieństwo. Jest to przecież książka niezwykle intymnie wkraczająca w obszar wrażliwości swoich bohaterów. Ale cały czas dosadnie podkreśla, że życie to przemiany i powiązana z nimi walka. Potęga współczesnego Seulu została zbudowana być może na skrywanej bezradności tych, o których nikt nie opowiada. „O zmierzchu” to również poruszająca historia miłosna, w której na pierwszy plan wysuwają się przykre okoliczności powodujące, że nie można kochać, nie można się przywiązać. Park Min-u świadomie rusza w drogę, nie oglądając się wstecz. Ale wprawność w niepokazywaniu świata, jaki jest naprawdę, coś tu zaburzy. Co z pewnością siebie bohatera? Co z przekonaniem, że w przeszłości zrobił wszystko, co zasadne i słuszne, aby zdobyć lepsze życie?

Hwang Sok-yong sięga tu do przejmujących kart koreańskiej historii, by pokazać, ile bezwzględności główny bohater musiał się nauczyć, aby stać się niewidzialny w swym dostosowaniu. Wspominając bunty oraz ich konsekwencje dla koreańskiego społeczeństwa, twórca rozważa rolę życiowej kontestacji tak w ogóle. Mamy tu dwoje ludzi – jedno z nich zdecydowane na bunt, który zmienia wszystko, drugie zaś niezdolne do żadnej formy wyrażenia niezadowolenia, choć jest ono wciąż obecne i stale rujnuje życie. Będzie to też poruszająca powieść o tym, kiedy decydujemy się na zakończenie swojego życia. A wszystko połączone z symboliką oczywistych opowieści o tym, w jaki sposób koreańska architektura nie chce pokazywać tego, co było, i jaką to ma cenę dla wszystkich. Bardzo interesująca książka.

Brak komentarzy: