2007-11-24

"Sahib" Nenad Veličković


Inteligentnemu pisarzowi nie jest trudno bez pardonu skrytykować swoje rodzinne miasto i państwo. Dużą dozą autoironii i dociekliwością wykazuje się natomiast ten pisarz, który dokona takiej krytyki oczyma kogoś z zewnątrz. „Sahib” jest przykładem tego, iż Veličković potrafi to zrobić, albowiem w jego powieści epistolarnej najnowszej generacji (złożonej wszak z e-maili, a nie listów) noszącej znamiona reportażu, kroniki i pamiętnikarskiej gawędy obserwujemy Sarajewo oraz całą Bośnię opisywaną przez zesłanego tam na misję pokojową Anglika.

Nie poznajemy jego imienia, dowiadujemy się tylko, iż zostaje nazwany Panem (Sahibem). Jest on nim niewątpliwie nie tylko z racji tego, że całkowicie panuje nad przedstawianym światem. To przede wszystkim on będzie dyktował warunki swego pobytu w Bośni i on tę Bośnię krytycznie oceni z pozycji wyższego, lepszego. Sam natomiast jest zakochanym w swym szoferze gejem, który wysyła do swego londyńskiego przyjaciela niezwykle opisowe maile, w których codzienność obcowania z inną kulturą i narodowością nabiera znamion inicjacyjnej podróży w głąb samego siebie. Wątek homoseksualny jest tu istotny, ale nie na nim skupia się struktura tej powieści. Veličković wprowadził takiego, a nie innego bohatera, by wyraźniej zaakcentować jego odmienność i wyobcowanie. Trudno bowiem odnaleźć się w Bośni typowemu Anglikowi, który prasuje sobie skarpetki, niszczy buty podczas półkilometrowego marszu do bankomatu, czy też z żoną swego szofera dyskutuje na temat bośniackich sposobów na skuteczny peeling, manicure czy pedicure.

Rozpoczynam tę recenzję zabawnie, bo w takiej też konwencji najpierw będzie przedstawiane Sarajewo. Nasz Sahib jest uważnym obserwatorem, wszak natychmiast zauważa rzecz arcyważną: „Zauważyłem, że pluje się tu na dwa różne sposoby. Pierwszy – przez spowodowane próchnicą dziury w przednich zębach, drugi – z głębi gardła. Potrafię odróżnić je już po samym odgłosie: przy pierwszym „cssis”, przy drugim „hrkk-mff-pfuj. Do tego dochodzi także humorystyczny opis bośniackich toalet i problemów, jakie można napotkać, kiedy dopada nas ból: „(…) w aptekach można dostać krajowe lekarstwa. Są bezpłatne, bo wszyscy, którzy mają pieniądze, kupują leki importowane. Jeśli boli cię ząb i łykniesz trzy środki przeciwbólowe miejscowej produkcji, ból zęba nie minie, ale zacznie boleć cię głowa. Udowodnione”.

Rubaszność pierwszych stron książki zamienia się potem w gorzki, smutny i bardzo realistyczny opis Bośni i Hercegowiny, nazywanej przez samego Sahiba czymś na kształt państwowego cyborga. Zderzenie kulturowe i światopoglądowe człowieka Zachodu z tym, co obserwuje na ulicach Sarajewa tworzy tak silny kontrast, że chwilami wydaje się, jakby bohater pochodził z całkiem innego świata. A przecież takie zderzenie jest bliskie i nam, Polakom wyjeżdżającym do zachodniej Europy, stąd też moje przypuszczenie, iż powieść Veličkovića przeżyjemy bardziej osobiście, po polsku.

Autor wnikliwie analizuje stan świadomości społeczeństwa upodlonego latami komunistycznego reżimu i wyraźnie pokazuje, jak silny wpływ mają jego zaszłości na to, w jaki sposób teraz żyją Bośniacy. Dodatkowa wojna domowa zdruzgotała niejako umysły autochtonów i dokonała przerażających przetasowań w ich systemie wartości. Pisząc o wojnie, autor używa określeń dosadnych, a jednocześnie mocno działających na wyobraźnię. Dowiadujemy się między innymi, że „Tutaj ludzie nienawidzą się z miłości. Prowadzą wojnę, jakby to była miłość. Bez wojny są jak bez seksu. Sfrustrowani. Tak ich edukują, i rodzina, i szkoła. Większym honorem jest umrzeć za dziadków niż żyć dla wnuków”. To jednocześnie naród, w którym młodym ludziom nie chce się pójść na wolne wybory, bo dla nich wybór jest prosty – inny świat, inna Europa, z dala od ojczyzny, której granic nie można nawet właściwie ustalić. Ta nieokreśloność świata widoczna jest także w mowie, będącej w swej warstwie semantycznej i leksykalnej konglomeratem rozmaitych języków zbliżonych do siebie brzmieniowo. To także naród, który nie jest w stanie określić swojego miejsca na ziemi, ustalić jasno własnej tożsamości, pozbierać się po wojnie, odbudować integralnej kultury i historii. Autor z ubolewaniem pisze, że „Jedną twarz mają dla Zachodu, drugą dla Wschodu, jakby to był podkoszulek, który rozciąga się i kurczy w zależności od potrzeby”.

Dzięki Wydawnictwu Czarne polski czytelnik otrzymuje powieść odważną, demaskatorską i taką, w której także ze swoimi narodowymi wadami i bolączkami będzie mógł się przejrzeć. To nie jest typowa proza bałkańska z typowymi dla tego regionu elementami pisarstwa. „Sahib” wydaje się być uniwersalną przypowieścią o Obcym, który oswaja Inne. W końcu przecież główny bohater połączy się specyficzną więzią z państwem, którego tak nie znosił, ale o tym opowie już zakończenie, które ujmuje prostotą i subtelnością jednocześnie.

Wbrew dotychczas wyrażanym opiniom, nie uważam „Sahiba” za opowieść smutną. Jest na pewno mądra, momentami przygnębiająca, do bólu prawdziwa i przede wszystkim przejrzysta. Takich książek brakuje w polskiej literaturze. Dobrze, że płyną do nas tak dobre przykłady (i przekłady, gratulacje dla Doroty Ćircić) z południa Europy.

Brak komentarzy: