Z twarzą w betonie umiera ojciec. Po nim betonowe miejsce spoczynku przypadnie matce. Gdy pewnego dnia czwórka rodzeństwa odetnie się od przeszłości oraz pozostanie pośród kurzu, cementu i gruzów sąsiednich wyburzonych domów, rozpocznie się spektakularny dramat, w którym dzieci przejmą role dorosłych i będą próbowały sankcjonować nowy ład powstający przy swobodnym upływie czasu, na granicy snu i jawy.
Debiutancka powieść McEwana to przejmujące studium odkrywania tożsamości, studium osamotnienia i walki z wyobcowaniem. To książka, w której rozegra się na naszych oczach kontrowersyjny proces inicjacji seksualnej, egzystencjalnej i dokona się wyraźne zakwestionowanie mitycznych archetypów związanych z funkcjonowaniem rodziny. Rodzina McEwana to bowiem specyficzna forma żerowania na sobie, wzajemnego wyniszczania i pielęgnowania coraz to silniej rozwijających się lęków. Wydaje się, że Julia, Sue, Jack i Tom mogą na nowo odbudować wspólnotę, zrekonstruować świat oparty na spokoju i pewności w momencie, gdy pożegnają się z tymi, którzy taki świat powinni im stworzyć.
Od lat głośno o tym, że to książka śmiała obyczajowo, makabryczna, przygnębiająca i mroczna. Czy opinię publiczną rażą śmiałe sceny erotyczne o kazirodczym charakterze, czy pozorna atrofia emocjonalna dzieci względem swoich rodziców, jedno jest pewne – McEwan w „Betonowym ogrodzie” eksploruje te pokłady emocji, wrażeń, doświadczeń i pragnień, o jakich najwygodniej mówić w zacisznych gabinetach psychoterapeutów i nazywać je swoimi sekretami. W tej powieści przyglądamy się nieśmiałym próbom ucieczki od rzeczywistości poprzez nadanie jej nowych ram. Wszystko w swej dziecięcej naiwności i prostocie tak niewyobrażalne, że… aż możliwe. Możliwe i prawdziwe, choć tak bardzo bolesne.
Narratorem „Betonowego ogrodu” jest Jack i prawdopodobnie jego punkt widzenia wydaje się najważniejszy. Jack bowiem próbuje racjonalizować sobie większość zdarzeń, jakie mają miejsce w opuszczonym przez rodziców domu. Jego próby kończą się niepowodzeniem i w efekcie wywołują swoistą abnegację, niemą zgodę na wszystko, co dzieje się wokół. Jack jest przekonany, że nowy porządek tworzony po śmierci rodziców kwestionuje męskość, a zaborcza Julia nakazuje rodzeństwu zniesienie granic płciowości kosztem budowania coraz mocniejszego muru, który odgrodzi dzieci od świata. Najstarsza z rodzeństwa staje się gwarantem bezpieczeństwa nowej przestrzeni, do której nie ma prawa wedrzeć się nikt z zewnątrz.
Choć całej czwórce zależy przede wszystkim na ochronie samych siebie przed wpływami nieprzyjaznego świata, walka płciowości rozgrywa się dość wyraźnie na pierwszym planie. Rozpoczyna się od feminizacji najmłodszego Toma i dyskusji światopoglądowej między Julią a Jackiem na temat prawdziwości granic stworzonych w społeczeństwie między płciami: „Dziewczyny mogą nosić dżinsy i strzyc krótko włosy, nosić koszule i sportowe buty, bo dziewczyna może wyglądać jak chłopak – to zaszczyt dla niej! Ale jeśli chłopiec wygląda jak dziewczynka, to – twoim zdaniem – poniża go, w skrytości duszy wierzysz, że upokarzające jest być dziewczyną”. Potem mają miejsce coraz wyraźniejsze manifestacje kobiecej siły i ta dominacja spowoduje, że w efekcie obaj chłopcy znajdą się w dziecięcym łóżeczku, nago, z kciukami w ustach… Czy Jack jest mizoginem? To kwestia dyskusyjna. Pewne natomiast jest, że Tom cierpiał, bo bał się ojca i jedyną osobą bliską obu chłopcom była matka. Ścieżek interpretacyjnych bez liku…
Siłą tej powieści jest takie budowanie w niej napięcia, że czytelnik dopiero w ostatniej chwili orientuje się, iż oto został po raz kolejny wepchnięty w zdarzenie, w którym trudno jest mu uczestniczyć. Bywa i tak, że przez kolejne rozdziały chce się przemknąć jak najszybciej z rozpaczliwą myślą o tym, iż tak po prostu być nie może, że tak człowiek nie jest w stanie żyć ani w ten sposób bronić się przed opuszczeniem, brakiem akceptacji. Czwórka niepełnoletnich outsiderów ma w sobie jednak niesamowitą moc wskrzeszania samych siebie na nowo i tylko dzięki tej mocy ich betonowy ogród rozkwita, zaś oni sami wyzwalają się z lęków, zahamowań, frustracji i pozwalają sobie na realizację pragnień, jakie dają spełnienie.
To książka o emocjonalnym kalectwie oraz o tym, w jaki sposób żyć, żeby je zrozumieć i zaakceptować. Książka, w której zakończenie stanie się jednocześnie początkiem zrozumienia tej wieloaspektowej historii. To też książka niebezpieczna. McEwan nie udał się do zacisznego gabinetu terapeuty, on po prostu nadał prawdzie ramy literackie.
Wydawnictwo Znak, 2008
Debiutancka powieść McEwana to przejmujące studium odkrywania tożsamości, studium osamotnienia i walki z wyobcowaniem. To książka, w której rozegra się na naszych oczach kontrowersyjny proces inicjacji seksualnej, egzystencjalnej i dokona się wyraźne zakwestionowanie mitycznych archetypów związanych z funkcjonowaniem rodziny. Rodzina McEwana to bowiem specyficzna forma żerowania na sobie, wzajemnego wyniszczania i pielęgnowania coraz to silniej rozwijających się lęków. Wydaje się, że Julia, Sue, Jack i Tom mogą na nowo odbudować wspólnotę, zrekonstruować świat oparty na spokoju i pewności w momencie, gdy pożegnają się z tymi, którzy taki świat powinni im stworzyć.
Od lat głośno o tym, że to książka śmiała obyczajowo, makabryczna, przygnębiająca i mroczna. Czy opinię publiczną rażą śmiałe sceny erotyczne o kazirodczym charakterze, czy pozorna atrofia emocjonalna dzieci względem swoich rodziców, jedno jest pewne – McEwan w „Betonowym ogrodzie” eksploruje te pokłady emocji, wrażeń, doświadczeń i pragnień, o jakich najwygodniej mówić w zacisznych gabinetach psychoterapeutów i nazywać je swoimi sekretami. W tej powieści przyglądamy się nieśmiałym próbom ucieczki od rzeczywistości poprzez nadanie jej nowych ram. Wszystko w swej dziecięcej naiwności i prostocie tak niewyobrażalne, że… aż możliwe. Możliwe i prawdziwe, choć tak bardzo bolesne.
Narratorem „Betonowego ogrodu” jest Jack i prawdopodobnie jego punkt widzenia wydaje się najważniejszy. Jack bowiem próbuje racjonalizować sobie większość zdarzeń, jakie mają miejsce w opuszczonym przez rodziców domu. Jego próby kończą się niepowodzeniem i w efekcie wywołują swoistą abnegację, niemą zgodę na wszystko, co dzieje się wokół. Jack jest przekonany, że nowy porządek tworzony po śmierci rodziców kwestionuje męskość, a zaborcza Julia nakazuje rodzeństwu zniesienie granic płciowości kosztem budowania coraz mocniejszego muru, który odgrodzi dzieci od świata. Najstarsza z rodzeństwa staje się gwarantem bezpieczeństwa nowej przestrzeni, do której nie ma prawa wedrzeć się nikt z zewnątrz.
Choć całej czwórce zależy przede wszystkim na ochronie samych siebie przed wpływami nieprzyjaznego świata, walka płciowości rozgrywa się dość wyraźnie na pierwszym planie. Rozpoczyna się od feminizacji najmłodszego Toma i dyskusji światopoglądowej między Julią a Jackiem na temat prawdziwości granic stworzonych w społeczeństwie między płciami: „Dziewczyny mogą nosić dżinsy i strzyc krótko włosy, nosić koszule i sportowe buty, bo dziewczyna może wyglądać jak chłopak – to zaszczyt dla niej! Ale jeśli chłopiec wygląda jak dziewczynka, to – twoim zdaniem – poniża go, w skrytości duszy wierzysz, że upokarzające jest być dziewczyną”. Potem mają miejsce coraz wyraźniejsze manifestacje kobiecej siły i ta dominacja spowoduje, że w efekcie obaj chłopcy znajdą się w dziecięcym łóżeczku, nago, z kciukami w ustach… Czy Jack jest mizoginem? To kwestia dyskusyjna. Pewne natomiast jest, że Tom cierpiał, bo bał się ojca i jedyną osobą bliską obu chłopcom była matka. Ścieżek interpretacyjnych bez liku…
Siłą tej powieści jest takie budowanie w niej napięcia, że czytelnik dopiero w ostatniej chwili orientuje się, iż oto został po raz kolejny wepchnięty w zdarzenie, w którym trudno jest mu uczestniczyć. Bywa i tak, że przez kolejne rozdziały chce się przemknąć jak najszybciej z rozpaczliwą myślą o tym, iż tak po prostu być nie może, że tak człowiek nie jest w stanie żyć ani w ten sposób bronić się przed opuszczeniem, brakiem akceptacji. Czwórka niepełnoletnich outsiderów ma w sobie jednak niesamowitą moc wskrzeszania samych siebie na nowo i tylko dzięki tej mocy ich betonowy ogród rozkwita, zaś oni sami wyzwalają się z lęków, zahamowań, frustracji i pozwalają sobie na realizację pragnień, jakie dają spełnienie.
To książka o emocjonalnym kalectwie oraz o tym, w jaki sposób żyć, żeby je zrozumieć i zaakceptować. Książka, w której zakończenie stanie się jednocześnie początkiem zrozumienia tej wieloaspektowej historii. To też książka niebezpieczna. McEwan nie udał się do zacisznego gabinetu terapeuty, on po prostu nadał prawdzie ramy literackie.
Wydawnictwo Znak, 2008
4 komentarze:
Bardzo mi się podoba ta książka, pomimo, że jej nie czytałam. Ja ją przeczytam.
Sięgnęłam po tę książkę, zachęcona powyższą recenzją. Mnie "Betonowy ogród" bardzo zmęczył i zaniepokoił, ale warto było go przeczytać. Na pewno kiedyś do niego wrócę. Pozdrawiam.
"Betonowy ogród" to książka, którą warto przeczytać. Mnie wciągnęła....kontrowersyjna, jednak bardzo realne i czasem makabryczne opisy mogą nie spodobać się lubiącym tkliwą beletrystykę.
po przeczytaniu powietrze staje się gęste.
Prześlij komentarz