Niezwykła opowieść o pewnej księżniczce z ulicy Gundulicia w Zagrzebiu jest mistrzowską mistyfikacją prawdy. Tytułowa Rita, objawienie przedwojennej chorwackiej sceny teatralnej ma swój rzeczywisty pierwowzór. Historia dziecka, które zdobywa serca zagrzebian, a potem wędruje w swą ostatnią podróż do obozu koncentracyjnego w Polsce, staje się pretekstem do ukazania najgorszych stron chorwackiego społeczeństwa w przededniu wybuchu drugiej wojny światowej. Jergović dokonuje na kartach „Ruty Tannenbaum” bezkompromisowych rozliczeń z obłudą i głupotą. Buduje jednocześnie sugestywną społeczną wieżę Babel, jaka runie równie szybko, jak szybko genialna młoda aktorka stanie się zwyczajną Żydówką, dla której nie będzie już miejsca w świecie.
Autor posiada niezwykły dar opowiadania, łączenia na pozór niezwiązanych ze sobą wątków, kluczenia po meandrach biografii bohaterów. Jergović portretuje szereg różnych postaci, tworząc jednocześnie powieść spójną i zamkniętą. Chociaż w „Rucie Tannenbaum” nikogo nie można obdarzyć sympatią, choć każdy pokazuje mroczną, odpychającą stronę swej osobowości, chociaż jest to książka zanurzona w fałszu, złośliwości i małostkowości rujnującej stosunki międzyludzkie, czyta się ją z głębokim zainteresowaniem i empatią.
Ruta wydaje się być postacią centralną, ale w moim odczuciu jest jedynie autorskim punktem odniesienia do zdarzeń, jakie rozgrywają się obok dziewczynki. A obok widzimy świat pełen obłudy. Brzydki świat, w którym żyją brzydcy ludzie. Ludzie będący dla siebie źródłem frustracji i cierpienia. Bohaterowie z krwi i kości, ale jednocześnie upiory, jakie wzajemnie się wyniszczają i żyją, zatruwając życie innych. Ruta dorasta w świecie, w którym wszystko jest albo nad wyraz proste i głupie albo niejednoznaczne i groźne. Zagrzeb Jergovicia staje się najbardziej wymowną sceną teatralną, a oglądać możemy spektakl narodowej destabilizacji, okrucieństwa i pożogi, w tle której coraz wyraźniej niesie się echo wojennej apokalipsy.
Bardzo dokładnie poznajemy rodzinę Ruty. Dziadek Abraham całe życie prowadził własny sklep, w którym symbolicznie sprzedał całego siebie, a jedyne, co mu pozostało to upokarzająca śmierć i szansa na to, że zdąży odejść z tego świata, zanim rozpocznie się w nim prawdziwe piekło. Córka Abrahama Ivka wyszła za mąż z rozsądku i rozsądnie wiodła życie u boku zakompleksionego i nieszczęśliwego Salomona, który ożywał, kreując sobie nową tożsamość przy butelce rakiji oraz pielęgnował swoich dwadzieścia siedem strachów, po których przychodzi ten strach największy – oczekiwanie na moment, w jakim wyprowadzą go z domu i kiedy po raz ostatni spojrzy na kamienicę przy Gundulicia. Ruta nie jest owocem ich miłości, Ruta pojawia się przypadkiem i wszystko w życiu tego dziecka wydaje się być przypadkowe. Gdyby jej opiekunka Amalija – nieszczęsna matka zmarłego syna i żona mężczyzny, który przez lata kieruje pociągi na właściwe tory, by pewnego dnia skierować lufę pistoletu w głowę niewinnej dziewczyny, a potem ostrze noża ku szyi młodzieńca – nie zaprowadziła Ruty do teatru, nie byłoby wielkiego objawienia, nie byłoby oczarowania jej wzrokiem, jej bezpretensjonalnością i odwagą. Nie byłoby też wielkiej przemiany i jej destrukcyjnej siły, o jakiej tak wyraźnie napisze Jergović.
Wiedząc od początku lektury o losie Ruty Tannenbaum, wraz ze wszystkimi tymi smutnymi ludźmi oczekujemy na zdarzenia, jakie pogrążą Zagrzeb w chaosie. Kiedy gaśnie gwiazda Ruty, rodzi się Niezależne Państwo Chorwackie, dzika agresja ustaszów i niepewność tego, kim się jest, a kim się dotąd było. Jergović pokazuje, jak szybko z Żyda zmienić się można w prawdziwego Chorwata i zginąć z poderżniętym gardłem, a także to, jak iluzoryczne wydaje się własne mniemanie o sobie, rozumienie kulturowej i religijnej inności, budowanie ładu na fundamencie uprzedzeń i skrywanej nienawiści. Autor podjął się próby konstruowania studium upadku człowieka i społeczeństwa. Napisał książkę, która jego rodakom nie da do dnia dzisiejszego spokojnie spać, ale i opowieść ważną dla Europy, nieznaną jej i przerażającą.
Myślę, że żydowska księżniczka z ulicy Gundulicia usiłuje grać swą życiową rolę zapomnienia tak, jak ludzie ją otaczający codziennie starają się zapomnieć, kim byli poprzedniego dnia. Jergović w tej dygresyjnej opowieści stworzył jeden bardzo wyraźny obraz – obraz społecznego cierpienia, od którego nie da się uciec i które pcha ludzi do coraz bardziej podłych czynów. A Ruta Tannenbaum grać będzie do końca, bo w świecie, w jakim przyszło jej żyć pozostaje jedynie wcielanie się w inną tożsamość, kiedy swoją na co dzień się rujnuje.
Zapraszam do przeżycia niepowtarzalnego przedstawienia Miljenko Jergovicia. Przedstawienia, w którym główną rolę odegra zło i szukanie nieskutecznych dróg ucieczki przed tym złem. A kiedy opadnie kurtyna i czytelnik przeczyta ostatnie zdania „Ruty Tannenbaum” myśląc o fantazyjnie opisanych nieszczęśliwych ludzkich istnieniach, warto pamiętać o tym, co autor napisał w posłowiu – „miejsce i czasy nie są zmyślone”. Ma się wrażenie, że nic w tej książce nie jest zmyślone. Niestety…
Wydawnictwo Czarne, 2008
Autor posiada niezwykły dar opowiadania, łączenia na pozór niezwiązanych ze sobą wątków, kluczenia po meandrach biografii bohaterów. Jergović portretuje szereg różnych postaci, tworząc jednocześnie powieść spójną i zamkniętą. Chociaż w „Rucie Tannenbaum” nikogo nie można obdarzyć sympatią, choć każdy pokazuje mroczną, odpychającą stronę swej osobowości, chociaż jest to książka zanurzona w fałszu, złośliwości i małostkowości rujnującej stosunki międzyludzkie, czyta się ją z głębokim zainteresowaniem i empatią.
Ruta wydaje się być postacią centralną, ale w moim odczuciu jest jedynie autorskim punktem odniesienia do zdarzeń, jakie rozgrywają się obok dziewczynki. A obok widzimy świat pełen obłudy. Brzydki świat, w którym żyją brzydcy ludzie. Ludzie będący dla siebie źródłem frustracji i cierpienia. Bohaterowie z krwi i kości, ale jednocześnie upiory, jakie wzajemnie się wyniszczają i żyją, zatruwając życie innych. Ruta dorasta w świecie, w którym wszystko jest albo nad wyraz proste i głupie albo niejednoznaczne i groźne. Zagrzeb Jergovicia staje się najbardziej wymowną sceną teatralną, a oglądać możemy spektakl narodowej destabilizacji, okrucieństwa i pożogi, w tle której coraz wyraźniej niesie się echo wojennej apokalipsy.
Bardzo dokładnie poznajemy rodzinę Ruty. Dziadek Abraham całe życie prowadził własny sklep, w którym symbolicznie sprzedał całego siebie, a jedyne, co mu pozostało to upokarzająca śmierć i szansa na to, że zdąży odejść z tego świata, zanim rozpocznie się w nim prawdziwe piekło. Córka Abrahama Ivka wyszła za mąż z rozsądku i rozsądnie wiodła życie u boku zakompleksionego i nieszczęśliwego Salomona, który ożywał, kreując sobie nową tożsamość przy butelce rakiji oraz pielęgnował swoich dwadzieścia siedem strachów, po których przychodzi ten strach największy – oczekiwanie na moment, w jakim wyprowadzą go z domu i kiedy po raz ostatni spojrzy na kamienicę przy Gundulicia. Ruta nie jest owocem ich miłości, Ruta pojawia się przypadkiem i wszystko w życiu tego dziecka wydaje się być przypadkowe. Gdyby jej opiekunka Amalija – nieszczęsna matka zmarłego syna i żona mężczyzny, który przez lata kieruje pociągi na właściwe tory, by pewnego dnia skierować lufę pistoletu w głowę niewinnej dziewczyny, a potem ostrze noża ku szyi młodzieńca – nie zaprowadziła Ruty do teatru, nie byłoby wielkiego objawienia, nie byłoby oczarowania jej wzrokiem, jej bezpretensjonalnością i odwagą. Nie byłoby też wielkiej przemiany i jej destrukcyjnej siły, o jakiej tak wyraźnie napisze Jergović.
Wiedząc od początku lektury o losie Ruty Tannenbaum, wraz ze wszystkimi tymi smutnymi ludźmi oczekujemy na zdarzenia, jakie pogrążą Zagrzeb w chaosie. Kiedy gaśnie gwiazda Ruty, rodzi się Niezależne Państwo Chorwackie, dzika agresja ustaszów i niepewność tego, kim się jest, a kim się dotąd było. Jergović pokazuje, jak szybko z Żyda zmienić się można w prawdziwego Chorwata i zginąć z poderżniętym gardłem, a także to, jak iluzoryczne wydaje się własne mniemanie o sobie, rozumienie kulturowej i religijnej inności, budowanie ładu na fundamencie uprzedzeń i skrywanej nienawiści. Autor podjął się próby konstruowania studium upadku człowieka i społeczeństwa. Napisał książkę, która jego rodakom nie da do dnia dzisiejszego spokojnie spać, ale i opowieść ważną dla Europy, nieznaną jej i przerażającą.
Myślę, że żydowska księżniczka z ulicy Gundulicia usiłuje grać swą życiową rolę zapomnienia tak, jak ludzie ją otaczający codziennie starają się zapomnieć, kim byli poprzedniego dnia. Jergović w tej dygresyjnej opowieści stworzył jeden bardzo wyraźny obraz – obraz społecznego cierpienia, od którego nie da się uciec i które pcha ludzi do coraz bardziej podłych czynów. A Ruta Tannenbaum grać będzie do końca, bo w świecie, w jakim przyszło jej żyć pozostaje jedynie wcielanie się w inną tożsamość, kiedy swoją na co dzień się rujnuje.
Zapraszam do przeżycia niepowtarzalnego przedstawienia Miljenko Jergovicia. Przedstawienia, w którym główną rolę odegra zło i szukanie nieskutecznych dróg ucieczki przed tym złem. A kiedy opadnie kurtyna i czytelnik przeczyta ostatnie zdania „Ruty Tannenbaum” myśląc o fantazyjnie opisanych nieszczęśliwych ludzkich istnieniach, warto pamiętać o tym, co autor napisał w posłowiu – „miejsce i czasy nie są zmyślone”. Ma się wrażenie, że nic w tej książce nie jest zmyślone. Niestety…
Wydawnictwo Czarne, 2008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz