Po gorzkim rozczarowaniu „Wałęsą” przekornie sięgnąłem po kolejny dramat Pawła Demirskiego. Tym razem temat wydawał mi się o wiele bardziej chwytliwy i znacznie bliższy życiu młodego dramaturga niż koleje losu Lecha Wałęsy i budowanie struktur samorządowych legendarnej „Solidarności”. Oto bowiem twórca postanowił rozprawić się z krwiożerczym kapitalizmem, zaatakować system oparty na wyzysku szarych obywateli kosztem pławiących się w bogactwie i pełnych egoizmu rządzących. Stworzył dramat polityczny (a przynajmniej o jego istocie i zadaniach, jakie sobie stawia, pisze w niezrozumiałym dla przeciętnego odbiorcy posłowiu Bartosz Frąckowiak) oraz awangardowy teatr groteski i ludycznej zabawy.
Otrzymujemy teatr, który konstytuuje specyficzny demontaż czasu, miejsca akcji oraz przestrzeni. Ta z kolei nabiera umowności poprzez to, że najpierw jest przestrzenią nieokreśloną, a potem w swej umowności nieustannie się zmienia. Autor próbuje pokazać moment dziejowego przełomu, rodzącej się świadomości krzywdzonego przez system obywatela, jego drogę do samowiedzy i katastrofę świata, w którym bogacą się żerujący na krzywdzie biednych. Próbuje, ale nieudolne podrygiwania karykaturalnych postaci, rubaszność ich wypowiedzi, cała seria gagów i lingwistycznych zagadek ukrytych w quasi-dialogach bohaterów niosą w sobie jedynie wszechogarniające podczas lektury odczucie chaosu, z którego niewiele wynika.
Demirski zdemontował w swej wizji twórczej system społeczno–polityczny, ale po demontażu z trudem radzi sobie z przypadkowo rozrzuconymi elementami tego systemu. Rozumiem doskonale potrzebę ucieczki w surrealistyczną wizję, w nieokiełznany świat subiektywnych wrażeń i przeżyć autora, egzemplifikowanych przez wypowiedzi jego bohaterów. Nie rozumiem jedynie hermetyczności tej ucieczki. Szaleńczy świat absurdu z trzech aktów „Śmierci podatnika” jest zamknięty w autorskiej fantazji tworzenia przez dekonstrukcję. Rozbita na atomy i pozwalająca piszącemu na swobodną manipulację rzeczywistość stoi w opozycji do świata, w jakim czytelnik lub widz muszą odczytać kody. Demirski bowiem zakodował swą oryginalną krytykę i sprawia wrażenie, że funkcję użytego kodowania zna tylko on sam.
Fabuły jako takiej w „Śmierci podatnika” nie ma, dlatego trudno jest opisać zdarzenia rozgrywające się w tym tekście. Znajdujemy się w państwie Dyktatora, który jest postacią dość marionetkową, a w swych działaniach wspiera się na Superbohaterze. Ten jegomość jest wykreowanym medialnie lepszym alter ego Dyktatora i to on na dobrą sprawę kontroluje wszelkie poczynania rządzącego bananową republiką. Za większość poczynań odpowiedzialny jest jednak zachowawczy Finansista. Do kraju tego przybywa O Muerte, bawiący swoją groteskową transcendencją przeżyć, oraz Hitman, postać mówiąca o sobie w sposób następujący: „Jestem ekonomistą kształconym w umiejętności podporządkowania ekonomicznego małego kraju w trzy miesiące i stworzenia z niego podległej republiki”. Spotkaniu tych specyficznych person towarzyszy pojawienie się tytułowego Podatnika, który wyraża sprzeciw wobec katorżniczej pracy dla państwa odbierającego mu lwią część dochodów i który poprzez szereg symbolicznych działań (chodzi m.in. o zakup garnituru) manifestuje niezgodę na bycie współczesnym niewolnikiem systemu. Wraz ze wzrostem tłumionej agresji i frustracji Podatnika rośnie także świadomość społeczna pewnego Ochroniarza, który decyduje o wyjściu z roli tępego osiłka i upodobnieniu się do rządzących krajem: „Od teraz chcę rzucać słowa na wiatr, bo to wydaje mi się najlepszą drogą do awansu społecznego”. Pośród tych barwnych postaci odnaleźć można także Wędkarza, osobnika stojącego niejako z boku opisywanych zdarzeń.
Cała dziwaczna siódemka (poza Wędkarzem) jest głośna, wulgarna, złośliwa wobec innych i ukrywa prawdziwe zamiary pod pozorami chwytliwych haseł. Trudno tu dokonać podziału na dobrych i złych, choć niby od samego początku dostrzegamy, kto ciemięży, a kto jest ciemiężony. Postacie stale wychodzą ze swoich ról (Podatnik dodatkowo przechodzi swoistą metamorfozę płciową), kwestionują wzajemnie swoje działania i słowa, zwiększają obecne od początku poczucie absurdu i odrealnienia wszystkich opisywanych sytuacji. Dostaje się w dramacie wszystkim razem i każdemu z osobna. Kiedy przypadkowa detonacja nagle pozbawia kraj podatników, a w rolę jednego z nich nieudolnie wchodzi Hitman, wyraźnie dostrzegamy pierwotną intencję autora i cel jego krytyki. Potem jednak kwestionowane jest dosłownie wszystko, o czym czytelnik czyta, a co widz zapewne ma zobaczyć na scenie. Dramatyczna końcówka wzmaga uczucie pustki i zawieszenia. Okazuje się, że wszystko, co zostało przedstawione, nosi znamiona gorzkiej tragifarsy, ale nie jestem w stanie pojąć, w którym momencie widz oglądający „Śmierć podatnika” na scenie ma przeżyć katharsis, dostrzec punkt kulminacyjny owego dramatu politycznego.
Demontaż rzeczywistości wywołuje jedynie chaos. A trudno jest w chaosie odnaleźć prawdziwe przesłanie tekstu, mającego przecież w założeniu jakieś przesłanie nieść. Po lekturze dwóch dramatów Demirskiego dostrzegam ich wspólny mianownik – ogromny pokład emocji, wielką chęć opowiedzenia o czymś i dodania do tego błyskotliwego komentarza oraz brak pomysłów na to, by wszystko jakoś zrealizować w scenicznej przestrzeni.
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2007
Otrzymujemy teatr, który konstytuuje specyficzny demontaż czasu, miejsca akcji oraz przestrzeni. Ta z kolei nabiera umowności poprzez to, że najpierw jest przestrzenią nieokreśloną, a potem w swej umowności nieustannie się zmienia. Autor próbuje pokazać moment dziejowego przełomu, rodzącej się świadomości krzywdzonego przez system obywatela, jego drogę do samowiedzy i katastrofę świata, w którym bogacą się żerujący na krzywdzie biednych. Próbuje, ale nieudolne podrygiwania karykaturalnych postaci, rubaszność ich wypowiedzi, cała seria gagów i lingwistycznych zagadek ukrytych w quasi-dialogach bohaterów niosą w sobie jedynie wszechogarniające podczas lektury odczucie chaosu, z którego niewiele wynika.
Demirski zdemontował w swej wizji twórczej system społeczno–polityczny, ale po demontażu z trudem radzi sobie z przypadkowo rozrzuconymi elementami tego systemu. Rozumiem doskonale potrzebę ucieczki w surrealistyczną wizję, w nieokiełznany świat subiektywnych wrażeń i przeżyć autora, egzemplifikowanych przez wypowiedzi jego bohaterów. Nie rozumiem jedynie hermetyczności tej ucieczki. Szaleńczy świat absurdu z trzech aktów „Śmierci podatnika” jest zamknięty w autorskiej fantazji tworzenia przez dekonstrukcję. Rozbita na atomy i pozwalająca piszącemu na swobodną manipulację rzeczywistość stoi w opozycji do świata, w jakim czytelnik lub widz muszą odczytać kody. Demirski bowiem zakodował swą oryginalną krytykę i sprawia wrażenie, że funkcję użytego kodowania zna tylko on sam.
Fabuły jako takiej w „Śmierci podatnika” nie ma, dlatego trudno jest opisać zdarzenia rozgrywające się w tym tekście. Znajdujemy się w państwie Dyktatora, który jest postacią dość marionetkową, a w swych działaniach wspiera się na Superbohaterze. Ten jegomość jest wykreowanym medialnie lepszym alter ego Dyktatora i to on na dobrą sprawę kontroluje wszelkie poczynania rządzącego bananową republiką. Za większość poczynań odpowiedzialny jest jednak zachowawczy Finansista. Do kraju tego przybywa O Muerte, bawiący swoją groteskową transcendencją przeżyć, oraz Hitman, postać mówiąca o sobie w sposób następujący: „Jestem ekonomistą kształconym w umiejętności podporządkowania ekonomicznego małego kraju w trzy miesiące i stworzenia z niego podległej republiki”. Spotkaniu tych specyficznych person towarzyszy pojawienie się tytułowego Podatnika, który wyraża sprzeciw wobec katorżniczej pracy dla państwa odbierającego mu lwią część dochodów i który poprzez szereg symbolicznych działań (chodzi m.in. o zakup garnituru) manifestuje niezgodę na bycie współczesnym niewolnikiem systemu. Wraz ze wzrostem tłumionej agresji i frustracji Podatnika rośnie także świadomość społeczna pewnego Ochroniarza, który decyduje o wyjściu z roli tępego osiłka i upodobnieniu się do rządzących krajem: „Od teraz chcę rzucać słowa na wiatr, bo to wydaje mi się najlepszą drogą do awansu społecznego”. Pośród tych barwnych postaci odnaleźć można także Wędkarza, osobnika stojącego niejako z boku opisywanych zdarzeń.
Cała dziwaczna siódemka (poza Wędkarzem) jest głośna, wulgarna, złośliwa wobec innych i ukrywa prawdziwe zamiary pod pozorami chwytliwych haseł. Trudno tu dokonać podziału na dobrych i złych, choć niby od samego początku dostrzegamy, kto ciemięży, a kto jest ciemiężony. Postacie stale wychodzą ze swoich ról (Podatnik dodatkowo przechodzi swoistą metamorfozę płciową), kwestionują wzajemnie swoje działania i słowa, zwiększają obecne od początku poczucie absurdu i odrealnienia wszystkich opisywanych sytuacji. Dostaje się w dramacie wszystkim razem i każdemu z osobna. Kiedy przypadkowa detonacja nagle pozbawia kraj podatników, a w rolę jednego z nich nieudolnie wchodzi Hitman, wyraźnie dostrzegamy pierwotną intencję autora i cel jego krytyki. Potem jednak kwestionowane jest dosłownie wszystko, o czym czytelnik czyta, a co widz zapewne ma zobaczyć na scenie. Dramatyczna końcówka wzmaga uczucie pustki i zawieszenia. Okazuje się, że wszystko, co zostało przedstawione, nosi znamiona gorzkiej tragifarsy, ale nie jestem w stanie pojąć, w którym momencie widz oglądający „Śmierć podatnika” na scenie ma przeżyć katharsis, dostrzec punkt kulminacyjny owego dramatu politycznego.
Demontaż rzeczywistości wywołuje jedynie chaos. A trudno jest w chaosie odnaleźć prawdziwe przesłanie tekstu, mającego przecież w założeniu jakieś przesłanie nieść. Po lekturze dwóch dramatów Demirskiego dostrzegam ich wspólny mianownik – ogromny pokład emocji, wielką chęć opowiedzenia o czymś i dodania do tego błyskotliwego komentarza oraz brak pomysłów na to, by wszystko jakoś zrealizować w scenicznej przestrzeni.
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2007
1 komentarz:
Naprawdę bardzo fajnie napisano. Jestem pod wrażeniem.
Prześlij komentarz