2009-03-23

"Dzieci bohaterów" Lyonel Trouillot

Haiti. Przedmieścia Port-au-Prince. W jednym z domów dochodzi do rodzinnej tragedii. Dwójka dzieci zabija swojego ojca i ucieka w panice. O tym, dlaczego do tego doszło oraz co przeżyli bohaterowie w trakcie trzech dni wolności, jakimi mogli się cieszyć po dokonaniu zabójstwa, opowie Colin. Chłopiec dorasta w domu, w którym ojciec bije matkę; w którym matka przypomina cień człowieka, modląc się oraz przyjmując kolejne razy męża w imię miłości i poświęcenia. To dom, gdzie uczucia wygasają, gdzie Colin i jego siostra Mariela muszą radzić sobie z ich brakiem i sami w pewnym momencie wymierzają sprawiedliwość, pokazując ojcu-tyranowi, że potrafią się zbuntować. Tak oto zaczyna się frapująca opowieść Lyonela Trouillot, która jest nie tylko barwnym przykładem egzotycznej literatury haitańskiej, ale przede wszystkim przejmującym traktatem o samotności, biedzie, rozczarowaniu; o rozpaczliwych próbach wołania o pomoc w świecie, w którym nikt tego wołania nie słyszy. O tym, że przemoc jest wynikiem bezsilności i frustracji. O tym, iż trudno jest budować coś w świecie, który zniszczyła społeczna niesprawiedliwość i od którego można tylko uciekać donikąd.

„Nikt nie wie z góry, kto z nas będzie potworem, a kto bohaterem”. Czy Corazon, na co dzień znęcający się psychicznie i fizycznie nad swoją żoną, topiący smutki i frustracje w tanim rumie, naprawdę jest potworem? Czy potworny nie jest świat, w którym przyszło mu tak żyć? Czy nie jest potworne to, że Józefina oddała całą siebie dla męża, nie pozostawiając niczego dzieciom? Czy dzieci, które zabijają ojca, naprawdę są mordercami? I co spowodowało, że Mariela, na którą ojciec nigdy nie podniósł ręki, zadaje mu śmiertelny cios? Trouillot od samego początku stawia przed czytelnikiem szereg znaków zapytania, pokazując świat, w którym wartości tak bardzo się pomieszały, że trudno jest je już odróżniać. To świat haitańskiej biedy i niesprawiedliwości, ale także symboliczna ilustracja tezy, że bieda i niesprawiedliwość rujnują życie nie tylko w Haiti. „Dzieci bohaterów” udowadniają, iż w świecie, w którym nie istnieje wyraźna definicja dobra i zła, bohater może stać się potworem, a potwór bohaterem.

To bardzo przygnębiająca książka. Opisywany świat jest światem, z jakiego nie można się wydostać i rzeczywistością, w której codzienne życie jest jednocześnie powolnym umieraniem. Colin nie do końca rozumie, dlaczego wraz z Marielą pozbawił ojca życia i zastanawia się nad tym, czy przypadkiem nie uśmiercili go już dużo wcześniej. Z udziałem zakochanej w nim żony. Z udziałem całej beznadziei ich wspólnego życia. „To nasze życie zabiło Corazona. Nasze pieskie życie, tak dalekie od nadziei i tak bliskie śmierci”. Ta śmierć została już niejako przewidziana, ona stała się faktem dużo wcześniej. Corazon umarł jako człowiek, jako mężczyzna, jako mąż i ojciec, bo przygnębiająca codzienność pozbawiła go Serca. W tym sensie haitański prozaik jest fatalistą. Oryginalnie ukazuje jednak prawdę, którą trudno jest przyswoić biednym, poniżanym, zagubionym i przerażonym dzieciom, usiłującym wyjaśnić sobie, przed czym tak naprawdę uciekają.

„Dzieci bohaterów” to powieść, która stawia granicę życiu i śmierci, a potem tę granicę przekracza. Podobnie jest w przypadku portretowania haitańskiej stolicy, ujawniającej dwa oblicza, jakie zupełnie do siebie nie przystają. Lepsze Port-au-Prince zna babka Colina, która w przeciwieństwie do swego syna, potrafiła uciec od rozpaczy i beznadziei. Jej niezależność, a potem emigracja, wywołują w Corazonie lęk i gniew. Man Yvonne to ta, która jednak odbiła się od dna i ta, która odnalazła inną drogę. Opinie babki Colina wyznaczają w myśleniu chłopca różnice między Port-au-Prince znanym i tym, którego nie zna. „Jeśli wierzyć Man Yvonne, były tu jakby dwa miasta w jednym. Dwa martwe miasta odwrócone do siebie plecami. Nasze jest miastem zagrzebanym w ziemi, czarnym, bez ładu i składu. Miasto Man Yvonne, niewidzialne, istnieje po dobrej stronie pamięci”. Colin i Mariela przekroczą te granice. Tyle tylko, że ta nieosiągalna część miasta, do jakiej na co dzień nie mieli wstępu, bynajmniej nie jest lepsza. To miasto, jak i całe państwo, jest smutnym światem, w którym nie można być szczęśliwym.

Trouillot napisał powieść pełną gniewu. Powieść, która przeniesie nas do egzotycznego Haiti i jednocześnie ujawni kilka smutnych życiowych prawd. Takie książki są potrzebne. Nie po to, by przygnębiać. Po to, by głośno i wyraźnie mówić o problemach stale aktualnych.

Wydawnictwo Karakter, 2009

4 komentarze:

Claudette pisze...

Pierwsze zdanie (właściwie słowo) tej recenzji wzbudziło już mój niepohamowany zachwyt. Drugie sprawiło, że się zakochałam w książce. Przyznaję bez bicia, że "w ciemno":)
(Nic nie poradzę, że kocham książki które przenoszą mnie w piękne i magiczne miejsca, które kiedyś chciałabym zobaczyć na własne oczy.)
Natomiast dalej okazało się, że książka nie jest już taka różowa, a wręcz jak to ująłeś "przygnębiająca".
Więc jednak w takiej pięknej scenerii można osadzić historię tragiczną.

Z całą pewnością sięgnę. Ciekawa jestem efektu.

Pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

Jarku, już piszę do wydawcy z prośbą o przesłanie egzemplarza do recenzji.:-)))) Zrobiłeś mi wielką ochotę na tę książkę. Po lekturze podzielę się wrażeniami.

Anonimowy pisze...

Świetna recenzja.

U mnie w serwisie tę książkę można wygrać w konkursie :) Zapraszam: http://www.lekturyreportera.pl/nasze-konkursy/konkurs-na-recenzje-ksiazki/

Anonimowy pisze...

Witam,

powieść jest napisana przez doskonałego pisarza, choć przyznam, że początkowo dziwił mnie dojrzały i pełen metafor język młodocianego, (bo przecież to on stał się narratorem). Oczywiście finalna część powieści rozwiała moje wątpliwości i niejako dałam temu spokój.

Podoba mi się Pańska recenzja, lecz nie mogę zgodzić się z tezą, że jest to powieść pełna złości... Słowa, którymi opowiadana jest historia -oczywiście tragiczna- są dość lekkie, a ofierze w końcu oddaje się minimum sprawiedliwości... Tak przynajmniej ja to czytam. My tutaj -jako odbiorcy- możemy złościć się na własną bezradność wobec haitańskiej biedy, ale jednocześnie podziwiać pokorę wobec niej. Sądzę jednak, że w naszej rzeczywistości, w naszej "Polskiej patologii" pojawia się więcej reakcji skrajnych, wybielających i oceniających jednocześnie, że na ową pokorę, którą wyraził Trouillot nie mamy co liczyć. Może właśnie dlatego wydaje się nam ta powieść tak bardzo egzotyczna... (a niekoniecznie dlatego, że akcja dzieje się na Haiti).

Szkoda również, że nie poświęcił Pan więcej swojej interpretacyjnej uwagi tytułowi, który wydaje się być dość intrygujący.

Tak, czy inaczej bardzo dziękuję za głos w sprawie tej powieści.