2011-06-29

"Książka" Mikołaj Łoziński

Po świetnym debiucie „Reisefieber” długo, długo nic. Już się obawiałem, że Mikołaj Łoziński to autor jednej książki, choć na moment uspokoiły mnie jego bajeczki, których wydanie świadczyło o tym, że jest, nadal istnieje jako pisarz. W prowokacyjnej i przewrotnej „Książce” ujawnia oblicze pisarza dojrzałego. Podejmuje niewątpliwie wielką sztukę zmierzenia się ze swoimi wyobrażeniami o własnej rodzinie. Do owych wyobrażeń Łoziński dokłada anegdoty, usłyszane lub podejrzane sytuacje, jest wiernym kopistą tego, co zobaczy i co zrozumie. A nie wszystko można zrozumieć. Zwłaszcza że tak wiele w rodzinie Łozińskich chciałoby się ukryć, bo zbyt mocno boli mimo upływu czasu.

Niezwykła jest konstrukcja „Książki”. Łoziński opowiada tu o ludziach poprzez przedmioty albo wskazuje wyraźne związki przedmiotów z ludźmi. Przedmioty hierarchizują w pewnym stopniu to, jak autor przedstawia rodzinne dzieje. Bo na przykład prologiem jest dotarcie do kobiety, dla której dziadek porzucił żonę, ale której szuflada pamięci nie jest w stanie się już otworzyć. Przedmioty Łozińskiego to oczywiste klucze do zrozumienia fabuł zamkniętych w formie historii, pomiędzy którymi udzielany jest na chwilę głos ich bohaterom. Mamy zatem telefon i dystanse przemierzane przez Łozińskich za pomocą linii telefonicznych. Mamy zeszyt. Pomarańczowy zeszyt zawierający zapiski o prywatnych rozpaczach oraz tragediach. Mamy też obrączkę babci ze strony mamy. Symbol wierności małżeńskiej. Symbol małżeńskiego piękna. Tymczasem zdecydowanie czym innym było życie u boku mężczyzny lodowatego, wiecznie w mundurze, wiecznie oddalonego od żony.

Bardziej ciekawie od dziadków zarówno ze strony ojca, jak i matki, portretowani są sami rodzice bohatera. Bezsenna noc mamy z powodu awarii ekspresu do kawy. Ojciec, przedstawiony następująco: „Jest inżynierem technologiem na wydziale dźwięku Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Bada detekcję fonograficzną dźwięku”. Niezwykle ciepły i bliski swemu dziecku.

I jeszcze starszy brat. Upomina się w „Książce” o swoje, a jakże. Upomina się o swój rozdział, swój przedmiot i … w gruncie rzeczy tego nie dostaje. To nie jest tak, że Mikołaj ulega prośbom, by pisać o tym, a nie pisać o tamtym. Pisze przede wszystkim w sposób niesamowicie ekscytujący. Zwraca uwagę na szczegóły. Buduje napięcie dzięki niedopowiedzeniom i jest to w takim znaczeniu książka nie o własnej rodzinie, a taka, dzięki której młody jeszcze przecież autor dociera do samego siebie w wieku chłopięcym i daje dowód na to, jak piekielnie ważne przez całe dorosłe życie jest to, w jaki sposób je poznajemy w dzieciństwie.

„Książka” robi wrażenie i napawa optymizmem, że Mikołaj Łoziński idzie dobrą drogą, że piękna polszczyzna jest mu bliska, że potrafi pisać książki naprawdę dotykające. A to, iż można mieć jeszcze dodatkową frajdę przy lekturze, bo Łozińscy to osoby znane, to już zupełnie inna sprawa.

Wydawnictwo Literackie, 2011

3 komentarze:

Pisany inaczej pisze...

Zdecydowanie muszę przeczytać...:-)

Wykop książkę - Ramona i Natalia pisze...

Słyszałem o tej książce, która była prezentowana w jednym z programów telewizyjnych. Krytycy wzięli pod ostrzał zarówno książkę jak i autora, który na równi z nimi prowadził dyskusję. Książkę chciałabym przeczytać, bo wiem, że warto.

Anonimowy pisze...

Przeczytałam tę książkę miesiąc temu - nie mogłam się doczekać, kiedy będę mieć czas. Jestem rozczarowana. Wiele recenzentów zachwyca się stylem, który wyraźnie jest nierówny. Pierwsza część książki tworzona była chyba w bólach, doborowi słów brak wysublimowania, co przypomnina styl wielu drugo- i trzeciorzędnych "modnych pisarzy." Późniejsze rozdziały - mniej więcej od połowy książki - mają dużo więcej życia i to czyta się naprawdę dobrze. "Reisefieber" było na piątkę, a to na trójkę z małym plusem. Naprawdę nie ma się czym zachwycać, a im autor starszy, tym więcej powinno się od niego wymagać.