2012-07-31

"Sierpniowy żar" Andrea Camilleri

Zawsze zastanawiał mnie fenomen pisarzy „cyklicznych”. Takich, co to nie napiszą jednej dobrej książki, ale rozciągają się z tym pisarstwem na wiele woluminów, które opatrzone są marką świetnego bohatera prowadzącego. Bohater prowadzący jest nie do pokonania, nie do podrobienia i nie do opisania w jednym tomie. Wyjdzie z każdego kłopotu, zapobiegnie wielu dramatom, jest zawsze tam, gdzie ma być i robi to, co nie każdy mógłby zrobić. Uciekając od rozsławionych medialnie powieści „cyklicznych” – pozwalam sobie na ironiczny cudzysłów, bo zasadniczo są to kryminały – dałem się z przekory wciągnąć w hawańskie perypetie bohatera książek Leonarda Padury. Mario Conde był jakością jednej, dwóch książek. Bojąc się rozczarowań, nie sięgnąłem po kolejne tomy cyklu opowieści kryminalnych Yrsy Sigurdarđóttir, którą bardzo cenię za dwie przeczytane książki. Nie wspominam o bardziej popularnych wytworach literatury „cyklicznej”, bo na nie brak mi było siły i odwagi. Andreę Camillierego poznałem jako autora ciekawej pozycji „Szary kostium”. Postanowiłem przyjrzeć się poczynaniom jego bohatera roboczego, którym jest sycylijski policjant Salvo Montalbano. Nie jestem pewien, którą częścią jego przygód jest „Sierpniowy żar” (przyznam, że nie chce mi się tego nawet liczyć), ale muszę się podzielić wrażeniami po lekturze, albowiem nie tylko rozczarowanie mi podczas niej towarzyszyło.

Fabuła jest prosta i bardzo, bardzo przewidywalna. Montalbano znajduje dla swoich przyjaciół nadmorską willę w Pizzo. Szybko okazuje się, że nie jest to miejsce, w którym można wypoczywać. Pomijając fakt, iż wypoczynkiem nie można nazwać nawet minuty obcowania z koszmarnym synalkiem Laury i Guido, wybrana przez Salva willa to siedlisko karaluchów, myszy i pająków oraz miejsce zbudowane wbrew wszelkim możliwym pozwoleniom – co, podobno, na Sycylii jest normą – i kryjące w swych podziemiach trupa oraz mroczną zagadkę kryminalną sprzed wielu lat.

Nieprzyjazna przestrzeń dużego domu to już wystarczająco ograny chwyt literacko – filmowy, by było się czym zachwycać. Dużo gorsze jest to, w jaki sposób Camillieri buduje swoją fabułę. Wkraczamy w wydarzenia nagle, bez żadnej introdukcji. Po prostu dzieje się i ma się dziać mnóstwo już od pierwszej strony powieści. Prawdopodobnie po napisaniu i wydaniu wielu z nich, w których komisarz Salvo Montalbano skupiał na sobie całą uwagę czytelnika, włoski autor uważa, że bez zbędnych szczegółów można przejść do sedna sprawy. W związku z tym kobiecy trup w kufrze i topornie wymyślana intryga zabójstwa nastolatki na tle seksualnym, o którym zapomniano przed laty, nużą już od pierwszych stron. Podejrzenia padają na wiele osób. Między innymi na budowniczego willi, który wspierany przez lokalną władzę i prawdopodobnie mafię może robić, co mu się żywnie podoba i nie przejmować się konsekwencjami swych poczynań. Montalbano przygląda się wielu życiorysom, ale jego największą uwagę wzbudzi zmysłowa Adriana – siostra bliźniaczka zamordowanej. Komisarz jest w związku z kobietą, która wydaje się względem niego co najmniej oschła. Nic więc dziwnego, że poddaje się urokowi Adriany i dzięki niej rozwiązuje zagadkę pochylonej w lewo willi, w której podziemiach drzemie koszmar sprzed lat.

Zastanawiam się, czym mnie – czytającego o nim po raz pierwszy – ma zachwycić Salvo Montalbano jako rzekomy filar „Sierpniowego żaru”. Tym, że pije wino i siada za kierownicą? Że gra cwaniaczka, często blefuje i manipuluje ludźmi? Czy też może niewyszukanym dowcipem i irytującym sposobem bycia, a także tym, iż nieregulaminowo zdobywa informacje w prowadzonym śledztwie? Chyba najbardziej ciekawy jest schizofreniczny rys bohatera, który – rozwiązując problemy – pisze listy sam do siebie i dzięki temu zyskuje przekonanie, iż kroki, jakich się podejmuje, są słuszne. Zakładając, iż takie listy pisze sporo ludzi bez żadnych zaburzeń psychicznych, ostatni argument można wziąć za czepianie się. Owszem, czepiam się, ale jest czego. Książki, która składa się głównie z dialogów, jest po prostu przegadana i bardzo nieudanie zmierza do ostatniej kropki, kiedy to Montalbano ma wzbudzić chyba jeszcze większą sympatię czytelnika. Może kochają go ci, którzy przeczytali o nim już miliard innych opowieści i wcale nie neguję tego, że do takiego bohatera literackiego można się przekonać. Salvo jest przecież w sposób doskonale niedoskonały. Ma słabości, jak inni i tak jak inni błądzi. Jest inteligentny, ale często kieruje się intuicją, a nie rozumem. To też może wzbudzić zainteresowanie. Nie wiem tylko, czy można interesować się tym, o czym traktuje „Sierpniowy żar”, bo książka zapowiada się jako wielopłaszczyznowy kryminał z wątkami, które trudno przewidzieć, a tak naprawdę jest powieścią słabą i napisaną jakby na odczepnego.

Camillieri być może napisał za dużo i prawdopodobnie napisał też sporo ciekawego. Mnie osobiście postacią komisarza Montalbano odstraszył. „Szary kostium” – bez niego, na szczęście – czarował niedopowiedzeniami i umiejętnie zbudowaną atmosferą dwuznaczności. W „Sierpniowym żarze” wszystko jest czarno – białe. Dobrzy bohaterowie i źli bohaterowie. Właściwe postępowanie i takie nieetyczne, które ma być piętnowane. Być może z jakimś uprzedzeniem zacząłem czytać tę książkę, a być może jako literacka jakość kompletnie się ona nie broni. Chyba jednak lepiej nadal trzymać się z dala od powieści „cyklicznych”, bo wypalenie autorskie zdarzać się może już po jednej, dwóch książkach, ale hurraoptymizm wokół piszącego trwa nadal, bo jest to poprawne politycznie, medialnie czy jakkolwiek inaczej.

Panie komisarzu Montalbano, ja panu podziękuję za towarzystwo po tej jednej książce.

tłum. Stanisław Kasprzysiak

Oficyna Literacka Noir sur Blanc, 2012

1 komentarz:

Hankaskakanka pisze...

Tak to jest, kiedy się czyta wyrywkowo książkę w kiepskim tłumaczeniu i, najprawdopodobniej, bez cienia wiedzy na temat współczesnej Sycylii.