2012-11-09

"Pensjonat Miramar" Nadżib Mahfuz

Lektura „Pensjonatu Miramar”, egipskiego laureata Literackiej Nagrody Nobla z 1988 roku, to dla mnie jak na razie najwyborniejsza ze wszystkich tej jesieni. Książka gorzka, smutna, a jednocześnie przepełniona nadzieją na to, iż ludzki los, ludzką tożsamość, zawsze można odbudować i zmienić; bez względu na polityczne, społeczne czy egzystencjalne uwarunkowania. Choć powieść ta, wydana w 1967 roku, gdy autor borykał się z depresją, mocno osadzona jest w realiach Egiptu, który spalał się w kolejnych przewrotach i rewolucjach, nie można na nią patrzeć tylko przez pryzmat polityki kraju nad Nilem i tamtejszej sytuacji. Jest to przecież przepiękna parabola o tym, kim możemy być, a kim się nie staniemy, jeśli się o to nie postaramy. Przejmujący obraz samotności i pragnienia jej przezwyciężenia. Gorzki obraz tych, co uznają się za straconych i tych, którzy faktycznie stracili wszystko. To rozpisana na kilka głosów narracja o trudzie budowania tożsamości w kraju, który wciąż znajduje się w gruzach kolejnych idei. Egipt Nadżiba Mahfuza to kraj, w którym przejrzeć się może każdy, bo wyraźnie zarysowane postacie mówią językiem symboli, choć przecież opowiadają tylko swoje, bardzo prywatne dramaty wplecione w rzeczywistość końca lat sześćdziesiątych minionego stulecia w konkretnym państwie…

Tytułowy pensjonat założono w 1925 – jak twierdzi jego właścicielka, roku nieszczęść. Kiedyś był miejscem pełnym życia i witalności. Obecnie – ponad 40 lat później – staje się obiektem, w którym zamieszkują ekscentrycy i ludzie gdzieś na marginesie życia, chociaż usilnie starają się dołączyć do jego głównego nurtu. Marianna, która w Aleksandrii prowadzi Miramar, przeżyła dwie rewolucje i każdą z prywatną stratą. Jedna odebrała jej męża, a druga majątek. Marianna za wszelką cenę próbuje uczepić się tych resztek witalności, jakie w niej pozostały. Duchowo przygasła, z promiennym uśmiechem otwiera drzwi przed kolejnymi gośćmi. Ludźmi, którzy spowodują, iż przestrzeń pensjonatu stanie się miejscem kilku duchowych ekspiacji i jednego dramatu, skoncentrowanego na postaci wiejskiej uciekinierki Zuhry Salamy, której Marianna zaproponuje posadę służącej w Miramar.

Do ukochanej Aleksandrii i pod adres Marianny pierwszy przybywa Amir Wadżi. Po niemal dwudziestu latach znowu może spojrzeć w twarz kobiecie, która kiedyś tak bardzo go fascynowała. Szybko zorientuje się, iż uwagę warto przenieść na Zuhrę, ponieważ wiekowa gospodyni nie ma już tak wiele do zaoferowania jak przed laty. Wadżi jest emerytowanym dziennikarzem. Życie za nim, ale tak naprawdę pytania o istotę sensu życia dopiero sobie stawia. Amir Wadżi to taki syn marnotrawny Aleksandrii, który po powrocie nie tyle wyraża skruchę, co próbuje zrozumieć wszystko to, czym było jego życie z dala od tego miasta. Inkrustowana wspomnieniami dziennikarza i koranicznymi surami narracja Wadżiego jest pełna patosu, dostojności, ale też ciekawości świata, jaki go otacza. Nie zapisał się w historii świata tak, jakby tego chciał, bo trudno cokolwiek osiągnąć w pojedynkę, a Amir nie związał się z nikim ani też nie zostawia po sobie potomstwa. Prostoduszna Zuhra wzbudza jego fascynację swoją dziewiczością, ale nie tylko. Wadżi czuje z nią więź, widzi podobieństwo biografii i prosi Boga, którego sam nie jest pewien, by tej prostej dziewczynie dano więcej szans niż jemu.

O ile Wadżi od początku wzbudza sympatię czytelnika, o tyle inni mężczyźni pojawiający się w pensjonacie już jednak nie. Najpierw poznamy jeszcze jednego bohatera starej daty, bliskiego przyjaciela Marianny. Tulba Marzuk przegrał swoje życie nie tylko ideowo. To postać, której pozostaje tylko uciekanie przed demonami przeszłości. Zachowawczy intrygant gotów klaskać nowemu porządkowi w państwie, byle tylko zaspokoił on jego potrzeby. Marzuk z Marianną próbują oszukać upływ czasu i udają, że nie pamiętają tego, co pamiętać powinni. Problemów takich nie mają młodzi goście pensjonatu. Każdy z nich zaczął życie w nowych czasach. Każdy przyjął Egipt takim, jakim jest od lat – niespokojnym, pełnym sprzeczności, wykluczających się idei, niepewnego losu dla tych, którzy nie potrafią walczyć o swoje. Ci mężczyźni mają biografie fatalne i każdy z nich, próbując zbliżyć się na swój sposób do niewinnej Zuhry, przypuszcza atak nie tyle na silną w gruncie rzeczy i wiedzącą, czego chce dziewczynę, ale przede wszystkim na siebie samego.

Najstarszy z nich, Sirhan al – Buhajri, to osobnik moralnie wybrakowany i pełen gwałtowności, któremu niestety będzie chciała oddać swoje serce Zuhra.  Sirhan przez ponad trzydzieści lat swojego życia nie osiągnął tego, o czym marzył. Był nie tyle zachowawczy, co nieuważny; nie umiał obserwować prawdziwego życia. Poznajemy go, gdy znajduje się pod silnym wpływem socjalistów, obserwując niecne poczynania zabijaki i Don Juana. Młodszy od niego Husni Allam zazdrości mu oddania Zuhry i wznieca w sobie coraz większą niechęć do al – Buhajriego. Allam to uparty egocentryk, który odrzucony w dzieciństwie, obecnie wypiera się swego pochodzenia i znudzony Aleksandrią, próbuje na tej egipskiej prowincji znaleźć możliwości zdobycia majątku w łatwy sposób. Bogactwo służy do pomnażania, a kobiety do używania – takie jest życiowe credo Allama, który uważa, że Bóg przymknie oczy na jego rozpustny tryb życia. Nigdy nie zaznał miłości w przeciwieństwie do Mansura Bahiego, najmłodszego rezydenta w Miramar. Mansur, pracownik radia, nurza się w nieszczęściach i gardzi sobą. Zamyka się na wpływy innych i poddaje szaleńczym rojeniom chorego umysłu, który nie może znaleźć w życiu szczęścia. Miłość, wielka i spalająca go, jest dla Mansura źródłem opresji. Imponuje mu pewność siebie Zuhry, bo sam tak naprawdę nigdy nie był pewien choćby tego, kim jest naprawdę. Działa pod wpływem impulsu i to prowadzi go po równi pochyłej ku wciąż coraz większym utrapieniom.

Kto z tej trójki młodych i gniewnych Egipcjan nowych czasów dotrwa do końca ostatniego dnia roku? Kto pożegna się z życiem? Kto zabije? Czy jest możliwe szczęście w świecie, w którym tak trudno o jego definicje? I czy polityczne uwarunkowania naprawdę potrafią nas bardzo zmienić? Nadżib Mahfuz stawia pytania, nie daje odpowiedzi. „Pensjonat Miramar” jest egzystencjalną opowieścią o bólu istnienia i o tym, że człowiek przestaje wierzyć nawet samemu sobie, kiedy wokół słyszy kłamstwa i widzi, że kolejne idee okazują się zdradliwe.

To książka o byciu świadkiem zdarzeń, które trzeba przeżyć i do których trzeba się ustosunkować. Mahfuz pozostawi nas na końcu z samymi sobą, własnymi myślami. Niepokojąca, wspaniała książka. Egipska opowieść o losie, przeznaczeniu i budowaniu własnego „ja” na nowo. 

tłum. Jolanta Kozłowska i George Yacoub

Wydawnictwo Smak Słowa, 2012

1 komentarz:

Latouche pisze...

Bardzo zachęcająca recenzja :)