Było sobie, a może i jest
nadal, pewne małżeństwo. Rytm ich życia regulowały zwyczaje, które w codziennej
rutynie dawały poczucie pełni bycia razem. Małżonkowie wspólnie biegali. Robili
też inne rzeczy, ale to od biegania się zaczęło. Ona pewnego dnia postanawia
upiec szarlotkę, zamiast wskoczyć w dres i przebiec z mężem regulaminowe
kilometry dnia codziennego. On przyjmuje jej decyzję z zaskoczeniem. Pomiędzy
nimi pojawia się coś trudnego do opisania. Burzącego strukturę ich małżeństwa.
Pomiędzy nimi kryją się pragnienia przeżycia czegoś inaczej. Ona chce poczuć,
jak to jest, gdy mieszka się samodzielnie. Burzy porządek ustalony przez niego.
Kiedy okaże się, iż rewolucyjne odmiany nie czynią niczego złego w ich
relacjach, ona zastanawiać się będzie nad tym, co innego, nowego jest teraz
pomiędzy nimi…
Pozwoliłem sobie zacząć od
wskazania na ostatnie, dwudzieste opowiadanie rewelacyjnego zbiorku „Pomiędzy”.
Jest nie tyle najlepsze, co zdecydowanie najbardziej wyraźne. Anna
Onichimowska, która początkiem roku 2012 wydała mało błyskotliwą opowieść o
nastoletnim „comming oucie”, drugą książką udowadnia, że ma do opowiedzenia
kilka ważnych historii. Ta z „Końca gry” była nie tyle nieistotna, co
przejaskrawiona. W zbiorze opowiadań Onichimowskiej wszystko ma właściwe barwy,
właściwe proporcje i udowadnia, że nie
trzeba opasłych woluminów, by pisać o życiu zagadkowo, a relacje międzyludzkie
traktować jako źródło i opresji, i niewysłowionej harmonii jednocześnie. Tej
drugiej trudno się dopatrzyć, kiedy teksty opowiadają o relacjach zaburzonych,
trwających wbrew zdrowemu rozsądkowi, mimo jakiejkolwiek logiki. „Pomiędzy” to
zbiór nie tylko opowiadań o braku normalności, ale i o całkiem normalnym
postrzeganiu tych, którzy są inni albo też tacy musieli się stać. Dwadzieścia
lakonicznych, skrótowych miniatur literackich z anonimowymi bohaterami;
dwadzieścia historii za każdym razem innych, ale zawsze zdradzających, iż
autorka przygląda się ludziom nieco inaczej niż wszyscy wokół.
Miniony rok dwukrotnie
udowodnił, iż sztuka pisania opowiadania to nie czynność archaiczna i że można nimi
przykuwać uwagę. Męski przykład takiego pisarstwa to „Przewrotka” Jacka
Wangina. Kobiecym jest „Wszystko dla niej” Beaty Rudzińskiej. Myślę, że
„Pomiędzy” to trzeci wartościowy i godzien uwagi zbiorek 2012 roku charakteryzujący
się wartkimi, gęstymi od ukrytych znaczeń fabułami oraz enigmatycznymi
zakończeniami tych fabuł, które – wbrew pozorom – wyjaśniają prawie wszystko z
tego, co niewyjaśnione wcześniej. Motto do tej książki to myśl Edwarda A. Murphy’ego
dotycząca okoliczności, w jakich człowiek decyduje się na rozsądne
postępowanie. Trudno o bardziej skomplikowaną definicję rozsądku niż ta, jaka
jawi nam się po lekturze opowiadań Onichimowskiej. Jej bohaterowie są rozsądni,
ale co to naprawdę znaczy i dlaczego mowa o rozsądku? Czyż nie jest rozsądnym
poszukiwanie życiowej harmonii na łonie natury i u boku pasterza przez kobietę
zmęczoną miejskim korpożyciem? Czy nie postępuje rozsądnie matka, która chroni
swe dziecko z wąsami przed medialnym szumem, czyniąc ze stygmatu potomka kartę
przetargową ku lepszemu życiu? Czy nie jest rozsądnie zaopiekować się zgubionym
dzieckiem we wsi nawet wtedy, gdy jest się samotnikiem, a wiejska społeczność
wroga jest względem obcych?
Obok realizmu mamy dużo
groteski, ironii i czarnego humoru. To czyni większość opowiadań Onichimowskiej
nieprzewidywalnymi. Nie wiemy, do czego może doprowadzić konfrontacja dojrzałej
kobiety z wściekłym i wulgarnym małolatem z nożem w ręce. Trudno przewidzieć,
jak skończy się dla pewnego małżeństwa zakup latającego dywanu. Nie wiadomo, co
zrobi pewna projektantka wnętrz, którą przypadkowo zaczepia starsza pani z
przekonaniem, iż jest jej matką. Akcja miniatur z „Pomiędzy” to oczywiście nie
wszystko, choć jej nieokreślenie daje możliwości wyobraźni i przykuwa do
tekstów na dłużej. Bohaterowie Onichimowskiej podejmują wybory niepewne, ale
jednocześnie konieczne. Często nieodwracalne. Poznają siebie w momencie, kiedy
muszą podjąć decyzje, jakie wpłyną na ich dalsze życie. Zwykle oszukują siebie,
a zmiany pozwalają im ujrzeć prawdę. Albo czasami znacznie się od tej prawdy
oddalić. Ci ludzie są zwykle nieszczęśliwi i zagubieni. Dlaczego? Przecież
można myśleć tak, jak entomolog – pisarz z jednego tekstu: „(…) Czymże jest
szczęście, jeśli nie brakiem nieszczęść?”. W taką definicję może uwierzyć
kierowca tira, którego dręczą wyrzuty sumienia po ucieczce z miejsca wypadku
czy też zdradzany mąż próbujący samemu pobawić się w kochanka, ale niezbyt mu
wychodzi to robienie żonie na złość.
„Pomiędzy” to historie
przepełnione niepewnością, lękiem, znakami zapytania i specyficzną magią, która
z prozy życia czyni historie przypominające parabole ludzkiego losu. Opowieści
o niewidzialnych słoniach, elfach czy syrenach zbliżają się do konkretu wypalenia
uczuć po latach związku czy niemożności nawiązania z innymi jakichkolwiek
satysfakcjonujących relacji. Onichimowska ryzykownie, ale i ze śmiałością bawi
się konwencją samego opowiadania na granicy prawdy i fałszu. Staje obok swoich
bohaterów, ale jest też nimi samymi jednocześnie. W małych formach opowiada o
wielkich sprawach. Ludzkich sprawach. Takich, których nie wyjaśnimy, odwołując
się do rozsądku. Rozsądnie także jest spojrzeć na bohaterów „Pomiędzy” jak na
ludzi w sytuacjach granicznych. Tyle się dowiedzą o sobie, na ile sami siebie
sprawdzą.
Agencja Edytorska Ezop,
2012
2 komentarze:
Z przyjemnoscia przeczytalam Twoje uwagi o Pomiedzy. To znakomita, blyskotliwa ksiazka choc w moich oczach znacznie blizsza realizmu niz fantastyki. "Z kogo sie smiejecie? Z samych siebie sie smiejecie." Mam wrazenie, ze Onichimowska zaglada do naszych wnetrz jak do akwarium. Co opowiadanie, to mowie sobie, to ja, to moj brat, to moja przyjaciolka, ktora wlasnie przemycila muszle z Tajlandii, choc uprzedzano ja o surowych karach... To my, na chwile obnazeni, prawdziwi, a autorka nam mowi, ze nie jestesmy sami. Czytamy ksiazki wlasnie dlatego, zeby sie upewnic, ze nie jestemy sami (Lewis, tworca Narni).
Pozwol, ze wroce do innej ksiazki Onichimowskiej - Koniec gry - ktora bardzo surowo potraktowales.
Osobiscie bardzo mi ona odpowiada jako tzw ksiazka gatunkowa (literatura dla nastolatkow), a tym przypadku raczej "urban fairytale" czyli basn wielkomiejska. Czytelnicy basni nie oczekuja podrozy do dalekiego kraju ani spadku z Anglii, tylko zapewnienia, ze bohater, ich alter ego, zyc bedzie dlugo i szczesliwie, choc po drodze przezyje niejedno cierpienie. Przejaskrawione, mowisz, zgoda, takie wlasnie ma byc. Nie wydaje mi sie, ze jest ona adresowana tylko dla GLBT, niemal kazdy wrazliwy nastolatek moze sie poczuc OBCYM czy INNYM, czasem tylko dlatego, ze lubi inna muzyke niz disko-polo czy inaczej sie ubiera, na przyklad na czarno. Osobiscie znam nastoletniego geja ktory mi powiedzial, ze ksiazka Onichimowskiej jest dla niego podreczna nadzieja. Inny powazny zarzut - styl. No coz, moi ukochani pisarze gatunkowi Simenon i Patricia Highsmith, wlasnie w ten sposob, zwiezly, chlodny i neutralny, pisza. Onichimowska nie powinna sie wstydzic porownania z tymi pisarzami... Przy okazji polecam ostatnia (potem zmarla) ksiazke Ptrycji Highsmith wlasnie, inna basn wielkomiejska "Small g" - piekna i niewinna "ksiezniczka", przesladowana przez "zla czarownice" zostaje ocalona przez "ksiecia" wspomaganego przez GLB przyjaciol. Moze nieistotna, na pewno przejaskrawiona i w jakis sposob do Konca Gry podobna.
Jeszcze dodam, ze Onichimowska akurat bardzo lubi stylistyczne eksperymenty, co pokazala w Trzecim Oku, rowniez polecam, choc nie jest to bajka i nie nalezy sie spodziewac happy-endu.
Właśnie za ową "nieprzewidywalność|, a może nawet "niepoczytalność" tak doceniam niniejszą książkę. Pozdrawiam
agnieszkazietek.pl
Prześlij komentarz