2013-05-03

"Jasnowidz" Bartłomiej Biesiekirski

Wydawca: Prószyński i S-ka

Data wydania: 21 marca 2013

Liczba stron: 392

Oprawa: miękka

Cena det: 32 zł

Tytuł recenzji: Bo lisy są sprytne, a zło czai się wszędzie...



W mieście Odry, mostów i kanałów lepiej przeżyć chwile grozy niż miłość. Udowadnia to wszem wobec znane medialnie hasło „kryminalnego Wrocławia” i marna antologia opowiadań miłosnych "Miłość we Wrocławiu", której to miasto stało się musowo tłem. Debiutancka i świetna rzecz Bartłomieja Biesiekirskiego czyni po raz kolejny „polską Wenecję” miejscem, w którym rozegrają się dramatyczne zdarzenia, gdzie naczelne role będą grać kotłujący się po komisariatach śledczy, z ich wzajemnymi sympatiami i animozjami. „Jasnowidz” to historia wielowątkowa i doskonale oddająca komentarz, jakim obdarzono zwierzę – świadka wypadku i zabójstwa z końca lata 1995 roku, gdy nad brzegiem jeziora Czarna Woda porywa swą zdobycz mimo tego, co widział. Lis. Dlaczego świadkiem jest lis? „Bo lisy są sprytne i niechętnie porzucają swoją zdobycz”. I zdanie to nabierze wiele różnych sensów podczas lektury książki napisanej z rozmysłem, niebywałą zręcznością i psychologiczną wiarygodnością.



Tytułowy bohater to człowiek, na którego pozornie raczej nie zwróciłoby się uwagi. Joachim Grefer, kiedyś Marek, a właściwie to mężczyzna trzech imion i może nawet kilku tożsamości, kiedyś zasłynął dzięki programowi telewizyjnemu. Choć jego jasnowidzenie to raptem – a może aż! – umiejętność przewidzenia dzwonka telefonu oraz prorocze mroczne sny, dzięki telewizji Joachim Marek staje się kimś rozpoznawalnym. Czy w dobrym tego słowa znaczeniu? Bo może to tylko medialny ściemniacz, poszukiwacz zaginionych… pieniędzy zamiast ludzi i ktoś, komu raczej nie można ufać? Ufa mu jednak kobieta, koleżanka ze studiów – Beata Chojnacka. Obecnie jako Rosen wybudza Grefera ze snu rozpaczliwym telefonem. Błaga o pomoc i spotkanie, a nazajutrz podszywa się pod nią kobieta o lodowatym spojrzeniu i równie lodowatym sercu. Do tego dochodzi zaskakujące zaproszenie od prawnika broniącego latami ludzkie szumowiny, który schorowany i umierający prosi znienawidzonego Jasnowidza o pomoc w odnalezieniu… córki. Żony raczej już nie szuka. Wie, że prędzej czy później znajdzie się trup. Dodatkowo ktoś wynosi z domu Grefera jedną z jego szabli, a zdarzenia zaczynają głównemu bohaterowi przypominać traumę pobicia sprzed lat.



Historia zazębia się powoli, ale bardzo dynamicznie. Trop prywatnego śledztwa idzie w parze z tym fachowym, które zaczyna prowadzić przyjaciel Grefera, Adam Serweryn. Panowie konsultują się na huśtawkach; potem ich drogi i działania się rozchodzą, ale wcześniej czy później obaj zbliżą się do mrocznej toni jeziora Czarna Woda, którego otoczenie kryje w sobie nierozwiązane zagadki sprzed wielu lat. Także te świeże, które spowodowały podróże Jasnowidza i Seweryna w teren, gdzie tajemnica goni tajemnicę, a wsiowi policjanci starają się zatuszować kilka spraw, żeby wrocławska „góra” nie zaczęła węszyć. Kiedy jednak obaj mężczyźni – niczym lisy – ruszą w bliżej dla nich niesprecyzowanych kierunkach, okaże się, że za samym umierającym Wilhelmem Rosenem i kobietami z jego otoczenia stoi niejedna mroczna zagadka. W konsekwencji tego padają kolejne trupy i są to zabójstwa nie tyle spektakularne, co wikłające coraz bardziej zrozumienie motywów postępowania tych, którzy chcą poznać morderców. Wydaje się, że prawda o tym, kto zabija, gwałci i zataja fakty jest dużo mniej przerażająca niż motywy postępowania tych, którzy w mniejszym lub większym stopniu stoją za zabiciem żony prawnika i za tajemnicami jego życia, które ma się już ku końcowi.



Biesiekirski prowadzi narrację inteligentnie i z wyczuciem. Nowe zwroty akcji poprzedzone są informacjami o przeszłości, przeżyciach i doznaniach bohaterów. To historia o pokrzywdzonych przez los i innych, o złych kobietach, o fałszu bliskości oraz o traumie życia u boku kostycznej, poniżającej i okrutnej matki. Nieprzypadkowo na pierwszy plan wysuwają się w „Jasnowidzu” kobiety, choć to przecież mężczyźni – co wydawać się może na początku – pchają ten narracyjny wózek do przodu. Poza Beatą Rosen i jej dramatycznym telefonem poznamy także przełożoną Seweryna, jego nową koleżankę z pracy Hasińską, tajemniczą Annę ratującą życie Greferowi oraz tę, która na wstępie podaje się za kogoś, kim nie jest. Kobiety są ciekawsze, bo silniejsze zło kumulują i barwniej o nim można pisać. Biesiekirski bowiem zdaje się udowadniać to, o czym myśli jego główny bohater: „Wszystko, co złe, jest możliwe”. Możliwe jest trwanie w złości, życie z nią w sercu i możliwa jest zemsta doskonała. Czy aby na pewno? „Jasnowidz” ukazuje bohaterów w tak niejednoznacznym świetle, że zła, o jakim doświadczamy, nie sposób zdefiniować ani znaleźć jego wyraźnych źródeł. Ono jest. Pojawiło się w 1995 roku widziane przez lisa. Dojrzewało już wcześniej. Potem przyszła  kolej na bolesne konsekwencje. Bo ze złem w sercu można żyć, ale nie da się zła pozbyć, jeżeli pała się zemstą i pragnieniem unicestwienia czyjegoś życia.



Biesiekirski tworzy postacie bardzo niejednoznaczne. Sam Grefer jest taki – można go lubić, lecz i drażni czytelnika; trudno określić, co się do niego czuje podczas lektury. Ale mamy też piękne niejednoznaczności drugiego planu. Wsiowy głupi policjant Pawlaczek, który przechodzi przemianę. Uznawany za niespełna rozumu Strach Na Wróble  - wcale nie jest takim prowincjonalnym idiotą, za jakiego go mają. Sam Seweryn, broniący prawa, a wciąż na jego skraju. Także aspirant Hasińska z trudnymi do ustalenia… aspiracjami i motywacjami oraz wspomniane już kobiety, które barwnie przekształcają ten kryminał w obyczajowy thriller, którego nie powstydziliby się sowicie opłacanie mistrzowie skandynawskiej prozy z dreszczykiem.



U autora „Jasnowidza” wszystko jest jednak nasze, polskie. Rozpięte gdzieś między Mazurami a podwrocławską prowincją. Bardzo przekonujące i wzbudzające trwogę. Tę książkę czyta się doskonale i równie doskonale zaskakuje ona wciąż na nowo, bo to debiut przemyślany, inteligentny i  wart poznania. Zło Biesiekirskiego ma niejedno oblicze. Autor pokazuje siebie także w różnym świetle. Jeśli taki ma być debiut, dalsze części przygód Grefera mogą stać się zasłużonymi bestsellerami. Nie jestem jasnowidzem, ale wróżę autorowi… jasną przyszłość w mrocznych narracjach, której omawiana pozycja jest rewelacyjną zapowiedzią, o ile nie stanowi zamkniętej całości  z postanowioną świadomie ostatnią kropką.


3 komentarze:

Kinga pisze...

Fantastyczna recenzja. Gołym okiem widać kunszt autora bloga i wnikliwość, z jaką studiował książkę.

Co do samego utworu, od razu rzuca się w oczy piękna okładka (jak ja lubię oceniać powierzchowność :))

Pozdrawiam

Krzysztof, tata Wiktora B. pisze...

No fajnie...
Niech jeszcze recenzent, z tą swoją "wnikliwością" (i "kunsztem"), przestudiuje nazwisko autora.
Biesiekirski drodzy czytelnicy! Książkę napisał Pan Bartłomiej Biesiekirski.

Jarosław Czechowicz pisze...

Panie Krzysztofie, i po co ta złośliwość przy okazji? Zdarzyło się, poprawiam, dziękuję za zwrócenie uwagi.