2013-06-11

"Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach" Filip Springer

Wydawca: Karakter/Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Data wydania: 14 maja 2013


Liczba stron: 259


Oprawa: miękka ze skrzydełkami


Cena det: 49 zł

Tytuł recenzji: Bo architektura jest filozofią…

Ponieważ staram się ogarnąć jak najwięcej nowości wydawniczych, podczas skupiania się na beletrystyce często gubię po drodze dobrych reportażystów młodego pokolenia. Tak oto minąłem się i z „Miedzianką”, i ze „Źle urodzonymi”, ale wiem, do czego wrócić, bo dzięki pasjonującej opowieści o Zofii i Oskarze Hansenach chylę teraz czoła przed Filipem Springerem, który analizując temat, poświęca się mu całkowicie i tworzy dobry reportaż z tezą. Tym samym zaś – kierując się w stronę interpretacji czytelników – realizuje coś na kształt literackiej Formy Otwartej, a tę architektoniczną, wizję i teorię Hansena, odkrywa stopniowo, pozostawiając tyle miejsca na niedopowiedzenia, iż mamy do czynienia z rzeczą nie tylko wartą uwagi, ale przede wszystkim inteligentnie napisaną.

Oskar Hansen zmarł w szpitalu dla nerwowo i psychicznie chorych. Taki koniec dany został komuś, kto przez lata mógł być posądzany o to, iż jest niespełna rozumu, projektując architektoniczne dziwactwa, dorabiając do nich filozofię, pragnąc rewolucjonizować system budownictwa miejskiego i przede wszystkim nawołując wciąż do tego, by pytanie o istotę właściwej architektury rozważać także moralnie. Kim był Oskar Hansen? Genialnym urbanistą czy szalonym projektantem, który umieścił tysiące ludzi w blokowisku na Gocławiu, dorabiając im filozofię życia w zygzakowatej komunie z wielkiej płyty, a sam z żoną uciekł do cichego, wiejskiego domku w Szuminie? Bo przecież takich rozwiązań oczekuje człowiek, a nie męki w ciemnym mieszkaniu z widokiem na galerię, gdzie sąsiad sąsiadowi w okno spogląda i gdzie tak naprawdę wszyscy żyją obok siebie. Był wyrastającym poza miejsce i czas wizjonerem, czy zasadniczym, kostycznym, mało sympatycznym i posługującym się językiem pełnym technicznych zawiłości uzurpatorem, który zawsze twierdził, że jego projekty przyniosą innym szczęście? Czy Hansen popełnił błąd, że u progu swej kariery powrócił do zrujnowanej Polski powojennej, a nie pozostał na Zachodzie, gdzie z pewnością doceniono by jego talent i innowacyjne podejście do architektury? A może to przede wszystkim człowiek – zagadka, oddany swoim wizjom i przekonaniom społecznik, dla którego architektura to filozofia, a cel nadrzędny to dawanie architektonicznych niedopowiedzeń wszędzie tam, gdzie narzeka się na budowle skończone, bez wyrazu i bez fantazji?

Zofia Hansen jest tu raczej postacią drugiego planu, bo cała książka koncentruje się na dokonaniach Oskara, na jego trudnej drodze zawodowej i na tym, że nigdy nie przestał być wierny ideom, dla których zawsze brakowało miejsca, bo nie poddawały się wygodnictwu, prostactwu i niefunkcjonalności architektonicznej. Zofia Garlińska pojawia się u jego boku tuż po drugiej wojnie światowej. Poznają się w Warszawie, którą to Zofia pomaga odbudować, działając przy projektach  gmachów zniszczonych w powstaniu 1944 roku. Springer portretuje ją taką, jaką widział Zofię przyszły mąż. Malarka odruchowa, żywiołowa; miała w sobie więcej śmiałości i polotu niż zamknięty w ramach własnych projektów Oskar. Zofia przez lata była jego głosem rozsądku. Łagodziła irytację, tłumaczyła koncepcje bardziej zrozumiale. I pojedynkowała się z mężem, kto lepiej podrobi Rembrandta. Oskar Hansen miał w niej wsparcie zawsze wtedy, gdy go potrzebował. A potrzebował często, choć wielokrotnie dawał do zrozumienia, że jest inaczej i że to on z jego planami oraz ideami może służyć komuś, kto potrzebuje wsparcia.

Projektował zbyt nowocześnie, zbyt odważnie i zbyt fantazyjnie. Jego teoria Formy Otwartej zwracała uwagę, że każdy architektoniczny obiekt powinien być – a jakże! -otwarty na interpretację; winien być strukturą użytkową dla tych, którzy żyją twórczo. Taka forma domagała się kompromisów na etapie projektowania. Spojrzenia na każdy projekt okiem humanisty, architekta rozumiejącego potrzeby późniejszych użytkowników. Hansen uważał swą teorię za innowacyjną i nie zrażał się tym, że podobną wygłosił wcześniej Henryk Wölfflin, bo ostatecznie dotyczyła malarstwa, a nie budownictwa. Budować chciał dla ludzi i wychodząc naprzeciw ich pragnieniom.  Był twórcą teorii Linearnego Systemu Ciągłego, który miałby przeciwstawiać się centryczności miast, narastania budowli wokół ich środka; oddalania się od centrum tych, którzy zdecydowali się zasiedlać miasto później. Tworzył logiczne utopie czy pozbawione logiki projekty, jakim można byłoby przyklasnąć, ale nie w czasie polskiego socjalizmu, w który to Hansen mocno wierzył?

 Był idealistą i nim pozostał. Tymczasem w kraju pozostaje po nim kilka widocznych śladów, które – z różnych powodów – nie mają z ideałami Oskara Hansena niczego wspólnego. Przyczółek Grochowski, planowo Osiedle Szczęśliwych Ludzi, do którego już zaraz po oddaniu do użytku wkradła się partykuła „nie” przed drugim członem nazwy. Miejsce, którego mieszkańcy latami zadawali sobie pytanie o to, czy projektantów tego miejsca interesowało prawdziwe piękno. Miejsce, gdzie żyje się obok siebie, a jednocześnie niezwykła enklawa, w jakiej poza malkontentami mieszkają także ci, dla których rozwiązanie Hansena jest w pełni akceptowalne. Sam autor wprowadza się do jednego z bloków na Przyczółku i po napisaniu książki deklaruje, że tam zostanie. Bardzo ambiwalentne są odczucia względem tego osiedla. Jest przekleństwem i  dumą. Tak nazywać można także Oskara Hansena. Co po nim pozostanie? Teoretycznie niewiele. Dzisiaj deweloperzy nie myślą o wygodzie, tylko o zyskach, a szczęściarze z kredytami „że cię nie opuszczę aż do śmierci” przyzwyczajają się do życia w metrażu niekoniecznie z ich marzeń.

Springer szuka obecności Hansena nie tylko w Polsce. Podróżuje do Finlandii, skąd pochodzi architekt. Szuka jakichkolwiek nici łączących przeszłość z tym, co działo się za życia Hansena. Udaje się także do Norwegii, ale tam w innym celu – chce przyjrzeć się temu, jakie ideowe ślady pozostawił Hansen po swojej śmierci i czy jego wileński sen o białych domach kiedykolwiek będzie mieć szansę się ziścić… „Zaczyn” to opowieść o człowieku z pasją, o człowieku silnym i przekornym; o wizjonerze totalnym albo też o ideowcu nie ze swojego czasu i miejsca. Filip Springer dociera do wielu ludzi z jego otoczenia, poznaje materiały źródłowe, wykorzystuje niepublikowany wywiad z Hansenem… podąża śladem jego myślenia przez czas i miejsce, w którym niewiele było możliwości, ale i w systemie, jaki – paradoksalnie – swym zamknięciem otwierał szerszą drogę rozwoju dla Oskara Hansena.

To historia o niepokorności, o wierze w ideały i o idealizowaniu świata. Książka o niezrealizowanych projektach i o spełnieniu u boku rozumiejącej, bliskiej osoby. Hołd złożony nie tyle specyficznemu wizjonerowi architektury, co wszystkim idealizującym rzeczywistość, która wciąż musi się dopasowywać do nich, bo oni do niej nigdy się nie dopasują. „Zaczyn” mówi także o trudnościach, jakie stoją przed każdym, kto w swej działalności wychodzi poza ramy i konwencje, poza określone normy; poza to, co nazwane, zbadane i znane. Oskar Hansen to charyzmatyczna postać i niepowtarzalny talent. Czy jego architektura, jego wizje i idee to coś zamkniętego? Czy też może Forma Otwarta pozwala projektom Hansena wciąż żyć i czekać na tych, którzy zrozumieją i uwierzą? Bo ja wierzę Springerowi – śledzenie historii życia Hansena musiało być niezwykłe i jest kolejnym dowodem na to, że w szkołach nie mówią nam o wszystkim, co ważne, a wiele z tego odkryjemy dzięki wewnętrznej dociekliwości.

Brak komentarzy: