Wydawca: Karakter/Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
Data wydania: 14 maja 2013
Liczba stron: 259
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 49 zł
Data wydania: 14 maja 2013
Liczba stron: 259
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 49 zł
Tytuł recenzji: Bo architektura jest filozofią…
Ponieważ staram się ogarnąć
jak najwięcej nowości wydawniczych, podczas skupiania się na beletrystyce
często gubię po drodze dobrych reportażystów młodego pokolenia. Tak oto minąłem
się i z „Miedzianką”, i ze „Źle urodzonymi”, ale wiem, do czego wrócić, bo
dzięki pasjonującej opowieści o Zofii i Oskarze Hansenach chylę teraz czoła
przed Filipem Springerem, który analizując temat, poświęca się mu całkowicie i
tworzy dobry reportaż z tezą. Tym samym zaś – kierując się w stronę
interpretacji czytelników – realizuje coś na kształt literackiej Formy
Otwartej, a tę architektoniczną, wizję i teorię Hansena, odkrywa stopniowo,
pozostawiając tyle miejsca na niedopowiedzenia, iż mamy do czynienia z rzeczą
nie tylko wartą uwagi, ale przede wszystkim inteligentnie napisaną.
Oskar Hansen zmarł w
szpitalu dla nerwowo i psychicznie chorych. Taki koniec dany został komuś, kto
przez lata mógł być posądzany o to, iż jest niespełna rozumu, projektując
architektoniczne dziwactwa, dorabiając do nich filozofię, pragnąc rewolucjonizować
system budownictwa miejskiego i przede wszystkim nawołując wciąż do tego, by
pytanie o istotę właściwej architektury rozważać także moralnie. Kim był Oskar
Hansen? Genialnym urbanistą czy szalonym projektantem, który umieścił tysiące
ludzi w blokowisku na Gocławiu, dorabiając im filozofię życia w zygzakowatej
komunie z wielkiej płyty, a sam z żoną uciekł do cichego, wiejskiego domku w
Szuminie? Bo przecież takich rozwiązań oczekuje człowiek, a nie męki w ciemnym
mieszkaniu z widokiem na galerię, gdzie sąsiad sąsiadowi w okno spogląda i
gdzie tak naprawdę wszyscy żyją obok siebie. Był wyrastającym poza miejsce i
czas wizjonerem, czy zasadniczym, kostycznym, mało sympatycznym i posługującym
się językiem pełnym technicznych zawiłości uzurpatorem, który zawsze twierdził,
że jego projekty przyniosą innym szczęście? Czy Hansen popełnił błąd, że u
progu swej kariery powrócił do zrujnowanej Polski powojennej, a nie pozostał na
Zachodzie, gdzie z pewnością doceniono by jego talent i innowacyjne podejście
do architektury? A może to przede wszystkim człowiek – zagadka, oddany swoim
wizjom i przekonaniom społecznik, dla którego architektura to filozofia, a cel
nadrzędny to dawanie architektonicznych niedopowiedzeń wszędzie tam, gdzie
narzeka się na budowle skończone, bez wyrazu i bez fantazji?
Zofia Hansen jest tu raczej
postacią drugiego planu, bo cała książka koncentruje się na dokonaniach Oskara,
na jego trudnej drodze zawodowej i na tym, że nigdy nie przestał być wierny
ideom, dla których zawsze brakowało miejsca, bo nie poddawały się wygodnictwu,
prostactwu i niefunkcjonalności architektonicznej. Zofia Garlińska pojawia się
u jego boku tuż po drugiej wojnie światowej. Poznają się w Warszawie, którą to
Zofia pomaga odbudować, działając przy projektach gmachów zniszczonych w powstaniu 1944 roku.
Springer portretuje ją taką, jaką widział Zofię przyszły mąż. Malarka
odruchowa, żywiołowa; miała w sobie więcej śmiałości i polotu niż zamknięty w
ramach własnych projektów Oskar. Zofia przez lata była jego głosem rozsądku.
Łagodziła irytację, tłumaczyła koncepcje bardziej zrozumiale. I pojedynkowała
się z mężem, kto lepiej podrobi Rembrandta. Oskar Hansen miał w niej wsparcie
zawsze wtedy, gdy go potrzebował. A potrzebował często, choć wielokrotnie dawał
do zrozumienia, że jest inaczej i że to on z jego planami oraz ideami może
służyć komuś, kto potrzebuje wsparcia.
Projektował zbyt
nowocześnie, zbyt odważnie i zbyt fantazyjnie. Jego teoria Formy Otwartej
zwracała uwagę, że każdy architektoniczny obiekt powinien być – a jakże! -otwarty
na interpretację; winien być strukturą użytkową dla tych, którzy żyją twórczo.
Taka forma domagała się kompromisów na etapie projektowania. Spojrzenia na
każdy projekt okiem humanisty, architekta rozumiejącego potrzeby późniejszych
użytkowników. Hansen uważał swą teorię za innowacyjną i nie zrażał się tym, że
podobną wygłosił wcześniej Henryk Wölfflin, bo ostatecznie dotyczyła malarstwa,
a nie budownictwa. Budować chciał dla ludzi i wychodząc naprzeciw ich
pragnieniom. Był twórcą teorii Linearnego
Systemu Ciągłego, który miałby przeciwstawiać się centryczności miast,
narastania budowli wokół ich środka; oddalania się od centrum tych, którzy
zdecydowali się zasiedlać miasto później. Tworzył logiczne utopie czy
pozbawione logiki projekty, jakim można byłoby przyklasnąć, ale nie w czasie
polskiego socjalizmu, w który to Hansen mocno wierzył?
Był idealistą i nim pozostał. Tymczasem w
kraju pozostaje po nim kilka widocznych śladów, które – z różnych powodów – nie
mają z ideałami Oskara Hansena niczego wspólnego. Przyczółek Grochowski,
planowo Osiedle Szczęśliwych Ludzi, do którego już zaraz po oddaniu do użytku
wkradła się partykuła „nie” przed drugim członem nazwy. Miejsce, którego
mieszkańcy latami zadawali sobie pytanie o to, czy projektantów tego miejsca
interesowało prawdziwe piękno. Miejsce, gdzie żyje się obok siebie, a jednocześnie
niezwykła enklawa, w jakiej poza malkontentami mieszkają także ci, dla których
rozwiązanie Hansena jest w pełni akceptowalne. Sam autor wprowadza się do
jednego z bloków na Przyczółku i po napisaniu książki deklaruje, że tam
zostanie. Bardzo ambiwalentne są odczucia względem tego osiedla. Jest
przekleństwem i dumą. Tak nazywać można
także Oskara Hansena. Co po nim pozostanie? Teoretycznie niewiele. Dzisiaj
deweloperzy nie myślą o wygodzie, tylko o zyskach, a szczęściarze z kredytami
„że cię nie opuszczę aż do śmierci” przyzwyczajają się do życia w metrażu
niekoniecznie z ich marzeń.
Springer szuka obecności
Hansena nie tylko w Polsce. Podróżuje do Finlandii, skąd pochodzi architekt.
Szuka jakichkolwiek nici łączących przeszłość z tym, co działo się za życia
Hansena. Udaje się także do Norwegii, ale tam w innym celu – chce przyjrzeć się
temu, jakie ideowe ślady pozostawił Hansen po swojej śmierci i czy jego
wileński sen o białych domach kiedykolwiek będzie mieć szansę się ziścić…
„Zaczyn” to opowieść o człowieku z pasją, o człowieku silnym i przekornym; o
wizjonerze totalnym albo też o ideowcu nie ze swojego czasu i miejsca. Filip
Springer dociera do wielu ludzi z jego otoczenia, poznaje materiały źródłowe, wykorzystuje
niepublikowany wywiad z Hansenem… podąża śladem jego myślenia przez czas i
miejsce, w którym niewiele było możliwości, ale i w systemie, jaki –
paradoksalnie – swym zamknięciem otwierał szerszą drogę rozwoju dla Oskara
Hansena.
To historia o
niepokorności, o wierze w ideały i o idealizowaniu świata. Książka o niezrealizowanych
projektach i o spełnieniu u boku rozumiejącej, bliskiej osoby. Hołd złożony nie
tyle specyficznemu wizjonerowi architektury, co wszystkim idealizującym
rzeczywistość, która wciąż musi się dopasowywać do nich, bo oni do niej nigdy
się nie dopasują. „Zaczyn” mówi także o trudnościach, jakie stoją przed każdym,
kto w swej działalności wychodzi poza ramy i konwencje, poza określone normy;
poza to, co nazwane, zbadane i znane. Oskar Hansen to charyzmatyczna postać i
niepowtarzalny talent. Czy jego architektura, jego wizje i idee to coś
zamkniętego? Czy też może Forma Otwarta pozwala projektom Hansena wciąż żyć i
czekać na tych, którzy zrozumieją i uwierzą? Bo ja wierzę Springerowi –
śledzenie historii życia Hansena musiało być niezwykłe i jest kolejnym dowodem
na to, że w szkołach nie mówią nam o wszystkim, co ważne, a wiele z tego
odkryjemy dzięki wewnętrznej dociekliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz