Wydawca: Smak
Słowa
Data wydania: 4 listopada 2013
Liczba stron: 560
Tłumacz: Izabela
Szybilska-Fiedorowicz
Oprawa: miękka
Cena det: 49,90 zł
Tytuł recenzji: Prorocy przegrywają…
Polski czytelnik
kilkadziesiąt lat musiał poczekać, by poznać tę opowieść Nadżiba Mahfuza.
„Dzieci naszej dzielnicy” nie straciły na swej aktualności. Ba, nigdy nie
stracą. To taka historia, którą można będzie opowiadać wciąż na nowo, bo
traktuje o odwiecznych pragnieniach ludzi, o ich udrękach i o wierze w to, że
transcendencja zmieni kształt prozy życia; tego życia, którego nie da się
znieść bez wiary, iż cierpienia i niesprawiedliwość mają jakiś ukryty cel, nie
są dziełem przypadku, nie pochodzą z nas samych i to z naszym odejściem również
się skończą… Alegoryczność tej rzekomo najważniejszej w bogatym dorobku Mahfuza
książki jest nie tyle czytelna, co boleśnie dotykająca wszędzie tam, gdzie
istoty śmiertelne łudzą się, iż gdzieś w nieśmiertelności i boskości zapisane
są prawa, jakich nie są w stanie odczytać i się nimi posłużyć.
„Dzieci
naszej dzielnicy” to świadectwo powtarzalności dziejów, dowód ludzkich słabości
i ignorancji, historia o wędrówce we mgle oraz wybiórczym jedynie smakowaniu
życia, którego sensu się nie rozumie. Mahfuz opowiada o
prorokach, którzy głosili prawdę i ginęli w nieprawości. Snuje historię tych,
co chcieli ludzkości wskazać dobrą drogę ku przyszłości, a pożegnali się z
nadziejami swoimi i tych, których chcieli nimi obdarować. Nade wszystko jednak
jest to historia o niegodziwości wynikłej z poddania się instynktom; o braku
pewności wiary w siebie, o świecie bezprawia drwiącego z boskich praw i o
poszukiwaniu ukojenia bólu egzystencji oraz o prawdziwym szczęściu, które będzie
możliwe tylko wtedy, kiedy wszyscy go zaznają.
Niejaki Al-Dżabalawi
wybudował wspaniałą Posiadłość, w której zamknął się przed światem. Zanim
odizolował się od niego, był futuwwą, chuliganem o dobrym sercu i słabości do
biednych. Autor "Pensjonatu Miramar" swą opowieść rozpoczyna od momentu, w
którym Al-Dżabalawi podejmuje decyzję o nadaniu znaczących praw nie
najstarszemu, a najmłodszemu z pięciu synów, Adhamowi. Rozpoczyna się historia
uczciwego, łagodnego i delikatnego człowieka, jaki uległ złym namowom i
zapragnął poznać zapisaną w księdze ojca historię. Wyrzucony z posiadłości
cierpi wespół z najstarszym z synów, Idrisem. Adham cierpi pokornie, Idris jest
pełen złości. Agresja i impulsywność zderzają się z pokorą i opanowaniem. A
jednak cierpią obaj! Dodatkowo Adham zazna jeszcze jednej krzywdy, kiedy jego
potomkowie skonfliktują się i dojdzie do tragedii. Adham będzie wspominał chwile szczęścia w zamkniętym ogrodzie i z
fletem; po opuszczeniu posiadłości nie zazna go już nigdy, ale nigdy też nie
zakwestionuje decyzji surowego ojca.
Tymczasem mijają lata i
pojawia się Dżabal – syn Efendiego i Hudy. Dzielnica, nad którą dominuje
Posiadłość, w jakiej izoluje się Al-Dżabalawi, to miejsce zła, bezprawia i
niedostatku. Nikt nie jest tam pokorny wobec losu jak Adham, choć wielu go
wspomina. Dżabal – z piętnem zabójcy
mimo woli – postanawia przywrócić dzielnicy spokój i sprawiedliwość. Ucieka,
by powrócić i stanąć do walki ze złem. Wybawia swoich ludzi z przemocy i
upadku, ale jego sprawiedliwość zdobywana jest przy użyciu siły. Widzimy naród
wybrany, do którego zwraca się ktoś z innego narodu, jakiemu też jest źle i też
pragnie wybawienia. Mahfuz pokazuje bezradność wobec faktu, iż uratować można
tylko pewną grupę ludzi; inna wciąż będzie cierpieć i tylko nieświadomość tego
może dać satysfakcję, kiedy zwycięża sprawiedliwość.
Dzielnica nie zaznaje jej na
długo. Pamięć o dzielnym Dżabalu pozostaje, ale ludzie wciąż są tacy sami.
Sterroryzowany przez futuwwów świat przyjmuje do siebie Abdę i Szafi’ego;
powracają po latach do swojej ojczyzny z dwudziestoletnim synem, którego
łagodność i delikatność nie przystają do okrucieństwa miejsca, w jakim ma
zamieszkać. Rifa’a widzi, że przegrano
pokój i że nie ma wokół miłości. Winni są nie tylko ludzie, ale i ifryty –
demony w nich drzemiące. Rifa’a chce z nimi walczyć, a jego siłą nie jest
tężyzna fizyczna czy bezkompromisowość. On chce zbawić ludzi tym, czego
pośród nich nie ma. Słabość nie jest słabością, kiedy można udowodnić swą mądrość.
Tymczasem mądrości nikt nie chce, a nowego proroka zdradzi najpierw żona, potem
bliscy przyjaciele.
Po latach, kiedy pokolenie
Dżabalitów i Rafa’itów nadal żyje w okrutnym świecie, pojawia się Kasim,
odpowiednik Mahometa. Jego poczynaniom Mahfuz poświęci najwięcej stron.
Osierocony w dzieciństwie pasterz wykaże się mądrością, zyska zaufanie i podąży
nie tylko ku ponownie utraconej sprawiedliwości, co ku prawdomówności i ku
zjednoczeniu, jakie jeszcze nigdy nie miał miejsca. Przyglądamy się brutalności,
za pomocą której osiąga się cele. Przelewa
się krew, a mądrość Kasima wydaje się być kwestionowana. Rewolta prowadzi
donikąd i za pewien czas nie pojawi się już nowy prorok, lecz odkrywca, Arafa.
Pamiętając o przodkach, którzy nawiązywali kontakt z Al-Dżabalawim, sam wedrze
się do jego posiadłości, inicjując ciąg tragicznych zdarzeń. Umiera wiara,
pozostaje magia. Przekonanie, że wybuchająca buteleczka zaprowadzi porządek i
posłuch. Świat wciąż jest taki sam, choć tak wielu chciało go zmieniać. Czy warto
snuć dalsze opowieści?
Jeden z licznych bohaterów
książki wyraża się nad wyraz trafnie: „Jakże
świetnie dzieci z naszej dzielnicy są obeznane z opowieściami! Ale coś nie tak
jest z ich głowami, skoro nie wyciągają z nich żadnych wniosków?”. Ludzie
przez wieki tkwią w niegodziwości; ma ona te same oblicza i tak samo straszy,
odbierając spokój. Może dlatego Al-Dżabalawi zamknął się w swojej Posiadłości,
ale skoro jest ojcem cierpiących dzieci dzielnicy, dlaczego nigdy nie
interweniuje? Co więcej, jakikolwiek mistyczny z nim kontakt kolejnych potomków
staje się dla nich stygmatem i prędzej czy później ponoszą tragiczne
konsekwencje tego naznaczenia. A ludzie w dzielnicy cierpią wieloaspektowo.
Właściwie poza pojawiającymi się raz na jakiś czas prorokami nie dzieje się
nic, co mogłoby zmienić ich życie. Nie są świadomi tego, że mogą zmienić coś
sami. Terroryzowani przez futuwwów, nauczyli się żyć w niegodziwym świecie. Każde słowo, każda idea, każdy powrót do
mądrości proroka-męczennika kończy się tym samym, klęską.
Nadżib Mahfuz
przedstawia historię gorzką i dwuznaczną w swej wymowie. Wiara i religia
potraktowane są w sposób mogący budzić kontrowersje. Ale czy „Dzieci naszej
dzielnicy” nie pokazują pewnych uwarunkowań, które ludziom zawsze każą odrzucać
innych i zawsze wierzyć w to, co wydaje im się wygodne? Mahfuz zastanawia się nad tym, co dają chwilowe i iluzoryczne
zwycięstwa nad ludzką niegodziwością. Rozważa, co popycha człowieka do wiary;
tej głębokiej wiary w zbawienie mimo zła wokół i w pewność czyjejś niewyraźnie
nakreślonej misji w życiu naznaczonym trudami i nieszczęściami. „Dzieci
naszej dzielnicy” to komentarz do religii monoteistycznych wraz z ich
oddziaływaniem na ludzką świadomość. Dość gorzki, trzeba przyznać. Mamy oto
książkę, gdzie bardzo prostymi środkami formalnymi ukazano prawdę o ludzkiej
naturze. Wierząca w ideały, nie jest w stanie podjąć wyzwania, kiedy ideały
można urzeczywistnić. Cierpienie to nie
przejaw życia, to naturalna konsekwencja wielu dokonywanych przez nas wyborów.
To świadectwo tego, że nie umiemy siebie nawzajem słuchać; jakże zatem słuchać
natchnionych proroków, którzy bywają niewygodni, bo każą spojrzeć na siebie z
dystansu? Takiego, w jakim znajduje się odizolowany Al-Dżabalawi.
Obserwator, Stwórca czy ten, który jest odpowiedzialny za zło, jakiego nie chce
nam się poszukać w sobie?
PATRONAT MEDIALNY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz