Wydawca: MUZA
Data wydania: 6 listopada 2013
Liczba stron: 624
Tłumacz: Barbara Jaroszuk
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 49,99 zł
Tytuł recenzji: Utracony raj i zapomniane namiętności
Aby dobrze opowiedzieć o
ludzkich namiętnościach, trzeba umieć osadzić je w takim kontekście, by dać
czytelnikowi prawdziwą przyjemność odkrywania nie tylko ich głębi, co
wewnętrznych sprzeczności i wieloznaczności. Hiszpańskiej pisarce Luz Gabás
udało się to znakomicie. Uniknęła patosu, pretensjonalności i ckliwości, bo
choć opowiedziała o historii tajemnic skrytych w sidłach uczucia, nie uczyniła
z „Palm na śniegu” kolejnej przewidywalnej powieści z oczywistymi rozwiązaniami
fabularnymi. To taka książka, która pozostaje w pamięci na długo i nie tylko
dlatego, że mocno kontrastuje zimną i śnieżną krainę w Pirenejach z duszną,
kolorową i egzotyczną scenerią hiszpańskiej kolonii w Afryce. Gabás w taki sposób opowiedziała o ludzkiej
naturze, że pozostawiła nam nie tylko ocenę postępowania bohaterów, ale przede
wszystkim zmusiła do tego, by skonfrontować się z tym, czego bezpośrednio nie
nazwała, nie opisała. Warto wyjść od symboliki huraganu – życie ludzkie
wydaje się być takie, jak to oszałamiające mocą zjawisko atmosferyczne. W
spokój wdziera się furia, po której spokój znowu następuje.
„Palmy na śniegu” będą
opowiadać o tych momentach pomiędzy. Otwierać furtki, jakich nie otworzyli
przed sobą Hiszpanie i tubylcy z Gwinei Równikowej. Sugerować pytania o to,
dlaczego między tymi sprzecznościami możemy się odnaleźć. Luz Gabás odkryje nie
tylko złożoność ludzkich zamiarów i pragnień gdzieś między chłodem a skwarem;
stanie się przewodniczką po świecie tajemnic, które poznaje się tylko dzięki
dociekliwości. Bo – jak wspomina Clarence, jedna z bohaterek - „(…) czasami
trzeba umieć pytać, a nie wystarczy przyjmować za dobrą monetę tego, co nam się
opowiada”. Ta książka ma urzec
zagadkowością i zmusić do stawiania pytań. Jej świat przedstawiony jest malarsko
piękny i bogaty w przykuwające uwagę detale. Między nimi jest coś, czego
przedstawić się nie da. Zagadka ludzkiej natury, ludzkich słabości i ludzkiego
pragnienia odnalezienia raju – w sobie i wokół siebie.
Mamy rok 2003. W
prowincjonalnym Pasolobino Clarence odkrywa przypadkiem tajemniczy zapis z
listu. Jej ojciec Jacobo i wuj Kilian skrywają przed nią tajemnice, jakie
Clarence chciałaby poznać. Dlaczego? Bo nudzi ją przewidywalność drzewa
genealogicznego swojego rodu, a przeczytane słowa mogą coś jednak zmienić.
Clarence nie zadaje pytań, postanawia poszukać odpowiedzi samodzielnie. Dzięki
jednej tylko sugestii postanawia polecieć na Bioko, do Gwinei Równikowej.
Oficjalnie – jako lingwistka – jedzie tam badać odmiany hiszpańszczyzny.
Naprawdę jednak kieruje się w stronę miejsca, z którym Jacobo i Kilian związali
się silnie przed pięćdziesięcioma laty. Na tyle silnie, by świat stamtąd
pozostał z nimi na zawsze mimo powrotu do Hiszpanii, który dla każdego z braci
odbył inaczej. Ci typowi Hiszpanie z gór są skryci i milczący. Noszą w sobie
jednak historię, jaka wciąż jest w nich żywa. I nie jest tak, jak mówi Kilian,
że „odległość pozwala kontrolować
emocje”. One wciąż w nich są i nigdy nie zgasną. Mogą się pojawić w
najmniej spodziewanym momencie. Żaru namiętności i grozy popełnionych błędów
nie usunie z ich świadomości czas. Tymczasem Clarence postanawia zrozumieć to,
co przeczytała i dowiedzieć się, co z minionego życia w hiszpańskiej kolonii
afrykańskiej wciąż tkwi między braćmi, dzieląc ich i jednocząc w smutku,
melancholii i w wyrzutach sumienia.
Kiedy młody Kilian wyjeżdżał
w 1953 roku z Pasolobino, była to jego pierwsza dłuższa podróż. Od razu na
jedną z wysp Gwinei Równikowej, wtedy tylko kolonii hiszpańskiej bez prawa do
samostanowienia o sobie. Przewodnikiem był starszy brat Jacobo. On pokazał mu
odmienne, nowe życie. Tyle tylko, że tę nowość przeżył po swojemu sam Kilian i
to na własnych zasadach mierzył się z innym, trudnym przecież życiem na
plantacji kakao. Wyspa Fernando Poo
stała się dla braci przestrzenią, w której żyli latami inaczej, zapominając o
Pasolobino, o śniegu, o chłodzie – tym atmosferycznym i tym w relacjach
międzyludzkich, których afrykańskie otwarcie pozbawiało znamion czegoś
opresyjnego. Kilian wdraża się do ciężkiej pracy i obserwuje brata. A ten
jest impulsywnym lekkoduchem o rasistowskich przekonaniach. Fernando Poo to
miejsce, które można wykorzystać. Żyć pełną piersią tak, by brać z życia to, na
co nie pozwalano w Hiszpanii. Kilian tymczasem, różny przecież od brata w swej
uważności, karności i obowiązkowości, zagłębia się w życie tubylców; chce
poznać ich kulturę, wierzenia, zbliżyć się do obcego mu świata, nad jakim nie
można panować tylko dlatego, iż jest się białym, ale który należy poznać, bo
Hiszpanie to goście na gwinejskiej ziemi. Niczego tak naprawdę o niej nie
wiedzą, choć czują się jej panami.
Rozgrywające się w Afryce
dramaty Gabás stopniuje w taki sposób, że wciąż – wraz z Clarence – zadajemy
sobie pytania o to, co tam w przeszłości się wydarzyło, do ostatnich stron nie
znajdując pełnych odpowiedzi. Namiętności, jakie staną się przyczyną wielu
dramatów, hiszpańska pisarka przedstawia w sposób niejednoznaczny. Czytelne są
symbole. Tytułowe palmy w rozumieniu rdzennych mieszkańców Gwinei znamionują
zmartwychwstanie i zwycięstwo nad czasem. Coś na kształt powstania z martwych
zrealizuje się w kilku pojęciach. Upływ czasu nie przyniesie natomiast
zapomnienia, a zwycięstwo nad nim osiągnie prawda, o której w końcu wszyscy
muszą się dowiedzieć.
Nie dowiadujemy się od
Gabás wszystkiego; jej książka trzyma nas w napięciu na styku dwóch kultur.
Obrazuje dwa zmieniające się światy – dążącą ku nowoczesności Hiszpanię i
cierpiącą w swej naznaczonej krwią i okrucieństwem niepodległości Gwineę Równikową.
Państwo, które nie mogło się odnaleźć w prawdziwej wolności, choć tak bardzo
jej pragnęło…To książka o kontrastach i
o uczuciach, jakie kontrastują ze sobą silniej niż palmy i śnieg, a pojawiają
się równocześnie, znienacka; każą radzić sobie z tym, co niepojęte i z tym,
czego nie wyjaśni żadna szerokość geograficzna. „Palmy na śniegu” to epicka
historia o winach, grzechach, wyrzutach sumienia i o miłości, jaka nie zna
granic. O czasie, jaki ma się dopełnić; o transcendencji trochę, bo przecież
mamy duchy, wierzenia i sygnały interpretowane często nie tak jak trzeba. To
opowieść o tym, dlaczego w życiu uciekamy i dlaczego wciąż wędrujemy, szukając
stale czegoś, od czego się oddalamy. Luz Gabás wnikliwie penetruje
mikrospołeczności w różnych miejscach, różnych czasach i daje nam – jak
wspomniałem – opowieść, w której wciąż będziemy pytać, stale nie znajdując
odpowiedzi. Ta historia przedstawia
czas, gdy bujnie kwitły uczucia niczym roślinność w egzotycznej dżungli i czas,
kiedy lodowaciały one tak jak wzgórza Pasolobino pokryte śniegiem. Między
spokojem a furią huraganu ukryte być może coś jeszcze. W „Palmach na
śniegu” szukać będziemy tego, czego nie jest łatwo znaleźć. W zadumie nad tym,
jak wiele gorąca i wiele cierpienia może przynieść miłość i przywiązanie do
ludzi oraz miejsc, do jakich nie powinno się przywiązywać…
PATRONAT MEDIALNY
2 komentarze:
Dziękuję za recenzję. Pomocna.
lozap.blogspot.com
Cudowna recenzja
Prześlij komentarz