2014-02-06

"Syn" Michel Rostain

Wydawca: Albatros A. Kuryłowicz

Data wydania: 17 stycznia 2014

Liczba stron: 208

Tłumacz: Wiktoria Melech

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 28 zł

Tytuł recenzji: Pożegnać Liona...

To ogromne okrucieństwo od losu, kiedy rodzice muszą pochować własne dziecko. Śmierć niemowlęcia i pogrzeb własnego dziecka - te obrazy wywołują wyjątkową niezgodę na niesprawiedliwość świata, w którym przyszło nam żyć na chwilę i ta chwila staje się nieznośnie krótka, nie do pogodzenia, nie do wytrzymania wręcz. Francuski filozof i muzyk, Michel Rostain, musiał pogodzić się ze śmiercią dwudziestojednoletniego syna Liona. Przyszła nagle, bo odebrała życie młodemu człowiekowi w ciągu kilkunastu godzin. Jakkolwiek by przyszła, ile czasu dała jemu i rodzicom - zawsze byłaby to krzywda, o jakiej nie sposób napisać. Rostain w pisaniu jednak znalazł sposób na to, by pożegnać Liona i pogodzić się ze stratą, jakiej nic nie może wynagrodzić.

"Syn" to opowieść o pożegnaniu, ale przede wszystkim o życiu - tym, które domaga się swoich praw i które mimo wszystko jest możliwe po zawsze zaskakującej tragedii. Zaskakujący jest sposób, w jaki autor prowadzi narrację w tej intymnej książce. Głos zabiera Lion. Obserwuje, słucha, podgląda, wyciąga wnioski. Jest pośród tych, co w żałobie i to narracyjne istnienie jest jednym z kilku powodów, dla których "Syn" jest książką o życiu, a nie o śmierci.

Piorunujące zapalenie opon mózgowych odebrało Liona nieoczekiwanie i dramatycznie szybko. Wszystko świadczyło o tym, że będzie żyć i tego życia chce. Jakiś czas przed śmiercią zatankował do pełna, wykupił sobie prenumeratę "Le Monde" oraz studencki abonament do opery. Być może nosił w sobie jakiś cień kładący się na życiu, bo trudno uznać, dlaczego zapisał się na pierwszą wizytę do psychiatry. Tymczasem pozostaje po nim niewiele. Przede wszystkim są łzy; od nich Rostain zaczyna swą narrację, sankcjonuje potrzebę płaczu i ociera łzy, które pojawiają się nagle i zawsze mają rację bytu. Liona już nie ma. Pozostały rzeczy, które trzeba oddać do pralni. Zapachy, jakie będą unosić się w powietrzu jeszcze przez jakiś czas. Pozostaje po pogrzebie rozpaczliwy fetyszyzm i ojciec wąchający prochy syna, których ostatecznym celem spoczynku będą okolice islandzkiego wulkanu. "Syn" wbija czytelnika w bezradną pustkę, by potem porządkować na nowo świat przeżyć ojca, dla którego świat realny mimo wszystko się nie skończył i który z okrutnym dziedzictwem śmierci musi dalej radzić sobie wśród żywych, a dla nich Lion jest już tylko wspomnieniem.

Poznajemy okoliczności śmierci chłopaka, czytamy o zdarzeniach poprzedzających ją i następujących zaraz potem. Minuta po minucie. Wspomnienia niczym kadry z koszmarnego filmu. Czas miniony niewyraźny z powodu łez czasu teraźniejszego. Ostatnie pożegnanie i ceremonia kremacji, kiedy czytamy o zderzeniu pustki rozpaczy z mnogością pośmiertnych zobowiązań i decyzji, które trzeba podejmować, nie wierząc wciąż w to, co się stało. Michel Rostain ostatnim godzinom życia Liona nadaje jakby nowego znaczenia, innej ważności; sytuuje odejście syna w samym sobie, niezdolnym do akceptacji tego faktu, zarzucającym sobie nieobecność przy umierającym oraz gesty i słowa, które powinny paść, gdyby ktokolwiek przewidział, co się stanie.

Autor zadaje dramatyczne pytanie. "Jak długi jest więc ten czas po czyjejś śmierci, kiedy wszystko zmusza do myślenia o zmarłym, kiedy zwykłe wspomnienie jego imienia wywołuje płacz?". To czas żałoby, który - jak się okazuje i co zaskakuje - nie tylko można drobiazgowo opowiedzieć, ale też przejść nad nim potem do porządku dziennego. Lion żył i wierzył  w przyszłość, gdzie znajdzie spełnienie i osiągnie cele. Dla cierpiącego ojca celem jest zrozumienie i akceptacja braku, z jakim musi się mierzyć wewnątrz siebie, ale także wraz z żoną, bo cierpią osobno i jednocześnie razem. Rostain stara się nie zadawać za dużo pytań. Jego narrator - nieżyjący syn - z czułością opowiada o próbach wskrzeszenia czasu minionego i o tym, w jaki sposób zrozumienie szło u zdruzgotanych rodziców w parze z akceptacją braku. Możliwego do wyobrażenia sobie, choć niemożliwego do wyrażenia.

Takie książki to świadectwa, o jakich nie można się wypowiadać wartościująco. Powstają z wewnętrznej potrzeby i mają na celu ukojenie bólu. W przypadku francuskiego pisarza jest to dodatkowo świadectwo wyjścia życiu naprzeciw; temu życiu po niesprawiedliwej śmierci, z którą ateista nie może sobie dać rady tak łatwo jak ten, co wierzy w inny byt, kontynuację ziemskiego istnienia i pewne spotkanie w przyszłości, po śmierci. Dla Rostaina śmierć syna jest koniecznością konfrontacji z tą częścią filozofii, która mówiła o harmonii i wewnętrznym pojednaniu; bolesne jest doświadczanie bólu istnienia po dramatycznej stracie, ale możliwa jest dalsza egzystencja, możliwe jest istnienie mimo rozpaczy i możliwe jest tej rozpaczy oswojenie.

"Syn" napisany jest prostym, bezpretensjonalnym stylem. Lekkim i pozornie łatwo przyswajalnym. Inkrustowanym myślami, dla których trzeba znaleźć odniesienie w świecie bez dziecka. Przeżyć  i pochować własne dziecko to droga krzyżowa każdego rodzica. Michel Rostain dojrzewa podczas niej do decyzji o świadomym życiu na przekór tego, co radość życia odebrało. "Syn" jest historią wspominania i pożegnania - lirycznego, osadzonego dodatkowo w surowym islandzkim klimacie, bo daleko na północ wybierają się rodzice Liona po to, by spełnić jego ostatnią wolę.

Rostain zachowuje Liona w pamięci na zawsze. Ta książka to epitafium, ale też apoteoza życia wbrew wszystkiemu, co witalność chce odebrać, każe się zapomnieć w piekle chęci nieistnienia. Lion opowiada zza grobu. Jego ojciec w tych opowieściach odnajduje pocieszenie. Tęsknota jest silna, ale nie zabija. "Syn" to książka o nieodwracalności śmierci, z jaką można się pogodzić. Wspomnienie poruszające, subtelnie kreślone, bez roszczenia sobie prawa do narzucania jakichkolwiek myśli. Świadectwo cierpienia i wzruszeń, które mogą stać się czymś twórczym. Mogą pozwolić na dalsze życie mimo śmierci kogoś, kto stanowił ważną jego część.

Brak komentarzy: