Wydawca: Albatros
A. Kuryłowicz
Data wydania: 17 stycznia 2014
Liczba stron: 208
Tłumacz: Wiktoria Melech
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 28 zł
Tytuł recenzji: Pożegnać Liona...
To ogromne okrucieństwo od
losu, kiedy rodzice muszą pochować własne dziecko. Śmierć niemowlęcia i pogrzeb
własnego dziecka - te obrazy wywołują wyjątkową niezgodę na niesprawiedliwość
świata, w którym przyszło nam żyć na chwilę i ta chwila staje się nieznośnie
krótka, nie do pogodzenia, nie do wytrzymania wręcz. Francuski filozof i muzyk,
Michel Rostain, musiał pogodzić się ze śmiercią dwudziestojednoletniego syna
Liona. Przyszła nagle, bo odebrała życie młodemu człowiekowi w ciągu kilkunastu
godzin. Jakkolwiek by przyszła, ile czasu dała jemu i rodzicom - zawsze byłaby
to krzywda, o jakiej nie sposób napisać. Rostain w pisaniu jednak znalazł sposób
na to, by pożegnać Liona i pogodzić się ze stratą, jakiej nic nie może
wynagrodzić.
"Syn"
to opowieść o pożegnaniu, ale przede wszystkim o życiu - tym, które domaga się
swoich praw i które mimo wszystko jest możliwe po zawsze zaskakującej tragedii.
Zaskakujący
jest sposób, w jaki autor prowadzi narrację w tej intymnej książce. Głos
zabiera Lion. Obserwuje, słucha, podgląda, wyciąga wnioski. Jest pośród tych,
co w żałobie i to narracyjne istnienie jest jednym z kilku powodów, dla których
"Syn" jest książką o życiu, a nie o śmierci.
Piorunujące zapalenie opon
mózgowych odebrało Liona nieoczekiwanie i dramatycznie szybko. Wszystko
świadczyło o tym, że będzie żyć i tego życia chce. Jakiś czas przed śmiercią
zatankował do pełna, wykupił sobie prenumeratę "Le Monde" oraz
studencki abonament do opery. Być może nosił w sobie jakiś cień kładący się na
życiu, bo trudno uznać, dlaczego zapisał się na pierwszą wizytę do psychiatry.
Tymczasem pozostaje po nim niewiele. Przede wszystkim są łzy; od nich Rostain zaczyna
swą narrację, sankcjonuje potrzebę płaczu i ociera łzy, które pojawiają się
nagle i zawsze mają rację bytu. Liona już nie ma. Pozostały rzeczy, które
trzeba oddać do pralni. Zapachy, jakie będą unosić się w powietrzu jeszcze
przez jakiś czas. Pozostaje po pogrzebie rozpaczliwy fetyszyzm i ojciec
wąchający prochy syna, których ostatecznym celem spoczynku będą okolice
islandzkiego wulkanu. "Syn"
wbija czytelnika w bezradną pustkę, by potem porządkować na nowo świat przeżyć
ojca, dla którego świat realny mimo wszystko się nie skończył i który z
okrutnym dziedzictwem śmierci musi dalej radzić sobie wśród żywych, a dla nich
Lion jest już tylko wspomnieniem.
Poznajemy okoliczności
śmierci chłopaka, czytamy o zdarzeniach poprzedzających ją i następujących
zaraz potem. Minuta po minucie. Wspomnienia niczym kadry z koszmarnego filmu.
Czas miniony niewyraźny z powodu łez czasu teraźniejszego. Ostatnie pożegnanie
i ceremonia kremacji, kiedy czytamy o zderzeniu pustki rozpaczy z mnogością
pośmiertnych zobowiązań i decyzji, które trzeba podejmować, nie wierząc wciąż w
to, co się stało. Michel Rostain
ostatnim godzinom życia Liona nadaje jakby nowego znaczenia, innej ważności;
sytuuje odejście syna w samym sobie, niezdolnym do akceptacji tego faktu,
zarzucającym sobie nieobecność przy umierającym oraz gesty i słowa, które
powinny paść, gdyby ktokolwiek przewidział, co się stanie.
Autor zadaje dramatyczne
pytanie. "Jak długi jest więc ten
czas po czyjejś śmierci, kiedy wszystko zmusza do myślenia o zmarłym, kiedy
zwykłe wspomnienie jego imienia wywołuje płacz?". To czas żałoby,
który - jak się okazuje i co zaskakuje - nie tylko można drobiazgowo
opowiedzieć, ale też przejść nad nim potem do porządku dziennego. Lion żył i
wierzył w przyszłość, gdzie znajdzie
spełnienie i osiągnie cele. Dla cierpiącego ojca celem jest zrozumienie i
akceptacja braku, z jakim musi się mierzyć wewnątrz siebie, ale także wraz z
żoną, bo cierpią osobno i jednocześnie razem. Rostain stara się nie zadawać za
dużo pytań. Jego narrator - nieżyjący syn - z czułością opowiada o próbach
wskrzeszenia czasu minionego i o tym, w jaki sposób zrozumienie szło u
zdruzgotanych rodziców w parze z akceptacją braku. Możliwego do wyobrażenia
sobie, choć niemożliwego do wyrażenia.
Takie książki to świadectwa,
o jakich nie można się wypowiadać wartościująco. Powstają z wewnętrznej
potrzeby i mają na celu ukojenie bólu. W przypadku francuskiego pisarza jest to
dodatkowo świadectwo wyjścia życiu naprzeciw; temu życiu po niesprawiedliwej
śmierci, z którą ateista nie może sobie dać rady tak łatwo jak ten, co wierzy w
inny byt, kontynuację ziemskiego istnienia i pewne spotkanie w przyszłości, po
śmierci. Dla Rostaina śmierć syna jest
koniecznością konfrontacji z tą częścią filozofii, która mówiła o harmonii i
wewnętrznym pojednaniu; bolesne jest doświadczanie bólu istnienia po
dramatycznej stracie, ale możliwa jest dalsza egzystencja, możliwe jest
istnienie mimo rozpaczy i możliwe jest tej rozpaczy oswojenie.
"Syn" napisany
jest prostym, bezpretensjonalnym stylem. Lekkim i pozornie łatwo przyswajalnym.
Inkrustowanym myślami, dla których trzeba znaleźć odniesienie w świecie bez
dziecka. Przeżyć i pochować własne
dziecko to droga krzyżowa każdego rodzica. Michel Rostain dojrzewa podczas niej
do decyzji o świadomym życiu na przekór tego, co radość życia odebrało.
"Syn" jest historią wspominania i pożegnania - lirycznego, osadzonego
dodatkowo w surowym islandzkim klimacie, bo daleko na północ wybierają się
rodzice Liona po to, by spełnić jego ostatnią wolę.
Rostain zachowuje Liona w pamięci na zawsze. Ta
książka to epitafium, ale też apoteoza życia wbrew wszystkiemu, co witalność
chce odebrać, każe się zapomnieć w piekle chęci nieistnienia. Lion opowiada zza
grobu. Jego ojciec w tych opowieściach odnajduje pocieszenie. Tęsknota jest
silna, ale nie zabija. "Syn" to książka o nieodwracalności śmierci, z
jaką można się pogodzić. Wspomnienie poruszające, subtelnie kreślone, bez roszczenia
sobie prawa do narzucania jakichkolwiek myśli. Świadectwo cierpienia i
wzruszeń, które mogą stać się czymś twórczym. Mogą pozwolić na dalsze życie
mimo śmierci kogoś, kto stanowił ważną jego część.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz