Wydawca: Black
Data wydania: 15 stycznia 2014
Liczba stron: 304
Tłumacz: Paweł Lipszyc
Oprawa: miękka
Cena det: 29,90 zł
Tytuł recenzji: Lato w pamięci
Amerykanie - bez względu na
kolor skóry - wciąż żywo zainteresowani są czasem segregacji rasowej w ich
kraju, który do dzisiaj nie został chyba sprawiedliwie osądzony. Wystarczy
spojrzeć na dwa ważne obrazy filmowe z ostatnich miesięcy.
"Zniewolony" Steve'a McQueena walczyć będzie o statuetki Oscara, w
"Kamerdynerze" Lee Danielsa pada odważna teza o tym, że cierpienie
czarnoskórych w Ameryce było równie dramatyczne, co umierających w obozach
koncentracyjnych drugiej wojny światowej. Dużo bardziej na wyobraźnię
oddziałuje literatura, toteż trudno się dziwić, że późny debiut Anny Jean
Mayhew poruszający problem amerykańskiego rasizmu w latach pięćdziesiątych
minionego stulecia, stał się w ojczyźnie autorki bestsellerem. Książka w dużej
mierze autobiograficzna nie tylko o tym i pisanie, że "Sucha sierpniowa
trawa" zajmuje się jedynie problemem nietolerancji względem czarnoskórych
byłoby uproszczeniem. Mayhew dzięki
niezwykle plastycznej wyobraźni opisała przede wszystkim czas dorastania w
świecie, który jawi się jako za trudny do życia dla dorosłych, a z którym musi
się mierzyć trzynastoletnia Jubie, doświadczająca przemocy, straty i żalu za
tym, iż nic nie jest tak harmonijne jak łagodny szum trawy latem 1954 roku, po
którym to lecie wszystko będzie już inne niż dotychczas.
Jubie dorasta z trójką
rodzeństwa i rodzicami w Charlotte. Małżeństwo Wattsów od zawsze było
skomplikowane. Roszcząca sobie wciąż prawa do syna, kostyczna i surowa Meehaw,
jest dla Jubie babcią jak z koszmaru, dla jej matki wspomnieniem czasu, gdy syn
(dziś mąż) dorastał w gronie babtystów, skąd żona metodystka odebrała go tak,
jak zakwestionowała prawa Meehaw do własności Williama. On sam jest furiatem i
rasistą, miewa problemy z alkoholem i bije Jubie. Tylko jej z całej czwórki się
dostaje. Tylko ona nie ufa mężczyźnie, który potrafi ją czule tulić i nazywać
robaczkiem, a potem bić tak, że pręgi są świadectwem ojcowskiej
"miłości" przez bardzo długi czas.
Uosobieniem
dobroci, spokoju i równowagi w rodzinie Wattsów jest ich czarnoskóra służąca,
Mary Luther. Jubie jest z nią silnie związana emocjonalnie. Dzięki Mary jest w
stanie zobaczyć świat inaczej. Nie tak, jak widzi go ojciec czy kuzyn
traktujący Mary jak mebel. W opiekunce drzemie siła, godność i
spokój, dzięki którym doświadczająca przemocy Jubie jest w stanie czuć się
bezpiecznie, bo Mary jest częścią jej życia. Jak żyć, kiedy w Georgii dochodzi
do wypadku, incydentu na tle rasistowskim i jak wyobrazić sobie świat bez Mary,
która była ostoją ładu, jakiego w domu Wattsów po pamiętnym sierpniu 1954 roku
już nie będzie?
Rzeczywistość poznawana
przez Jubie jest pełna tajemnic. Enigmatycznych znaków, skomplikowanych
definicji, języka nie do końca zrozumiałego, a przecież tak okrutnie oddającego
przekonania tych, którzy popierają plaże, hotele, karuzele czy poczekalnie
tylko dla białych. Rasizm u Mayhew ma
niejedno oblicze. To najbardziej czytelne, agresywne i mroczne ujawnia się
kilka razy, ale dużo bardziej niepokojące są ślady nietolerancji na tle rasowym
skryte gdzieś na marginesie zdarzeń czy rozmów. Wisi nad światem
przedstawionym Mayhew jakiś nieznośny fatalizm, choć przecież letnia wyprawa na
Florydę, wokół której początkowo koncentruje się akcja, jest jakby ucieczką do
innego, bezpieczniejszego i lepszego niż codzienny świat. U wujka Taylora nad
Zatoką Meksykańską nawet trawa jest inna, lepsza. Tamten świat jest miejscem, w
którym matka Jubie odzyskuje pełnię radości życia. To miejsce, w którym młoda narratorka
poznaje Leesuma, czarnoskórego chłopca z jej rodzinnych stron - świadka niosącego
wieść o niesprawiedliwości, jaka spotka Mary, przyjaciółkę jego matki,
odsyłającej go w rodzinne strony z Florydy, gdzie był wykorzystywany przez
pracodawcę.
Anna
Jean Mayhew snuje swą narrację niespiesznie. Na wszystko jest czas, do
wszystkiego jest dystans. Rzeczywistość jest fragmentaryczna i
nienazwana, doświadczana przez zmysły, trudna do ogarnięcia, przecież dopiero
poznawana przez wrażliwą trzynastolatkę. "Sucha sierpniowa trawa"
jest sentymentalnym zapisem czasu minionego, w jakim wszystko wydawało się nowe
i ożywcze, ale który naznaczony był jakimś mrocznym cieniem. Cieniem
zwiastującym upadek domu Wattsów i narodziny świadomości Jubie, która wędruje przez
kolejne dni coraz pewniej, coraz bardziej świadomie.
To także interesująca
powieść obrazująca obyczajowość amerykańską w latach pięćdziesiątych XX wieku.
Kręgi towarzyskie, wynikające z nich niepisane zasady, sposób spędzania czasu i
myślenia warunkowane przez religię... to wszystko jest tak samo wyraźne jak
niechęć ludzi względem czarnych. Niechęć, jaką niweluje pokora i uczciwość Mary
Luther. Czy nazwisko bohaterki ma być symboliczne, trudno orzec jednoznacznie. W świecie poznawanych barw, smaków i
zapachów Anna Jean Mayhew boleśnie zaznacza granice wolności czarnoskórych,
wskazując jednocześnie mentalne ograniczenia białych Amerykanów, którzy sami w
sobie i na własne życzenie zamykają się w klatkach uprzedzeń i nienawiści.
Jubie dojrzewa podobnie
jak jej matka. Mamy tutaj przedstawioną historię dorastania i końca błogiego
dzieciństwa oraz inną, na drugim planie, także wyraźną i intrygującą. Oto
bowiem kobieta z prowincjonalnego Charlotte, która nigdy nie pracowała, rodziła
dziecko za dzieckiem i zawsze pokornie przyjmowała to, jak kazał jej żyć mąż,
przejdzie metamorfozę i stanie się silna. Jubie opowie o swoim dzieciństwie,
ale także o losie tych, dla których czarno-biały świat na zawsze taki pozostał
mimo barw i kolorytu, na jakie natrafiamy podczas czytania opowieści żywej,
pasjonującej i bardzo przecież smutnej. "Sucha sierpniowa trawa"
ujmuje mimo faktu, że podobnie zaangażowanych w problematykę społeczną oraz
podobnie autobiograficznych książek w literaturze amerykańskiej ostatnich
kilkudziesięciu lat ukazało się już sporo. Mayhew urzeka prostotą przekazu i
poetyckim stylem, który barwnie maluje czas miniony wiecznie żywy.
2 komentarze:
Świetnie napisałeś o tej książce. Miałam podobne uczucia, chociaż niedostatek warsztatu nie pozwolił mi tego tak dobrze ubrać ich w słowa. Nie tylko Amerykanie są głodni tego tematu, wydaje mi się że Polacy też przyjmują te filmy i książki z entuzjazmem. Oto Ameryka, kraj wolności, swobód, dla wielu wciąż ziemia obiecana, okazuje się nie być krajem aż tak mlekiem i miodem płynącym. Moja Mama też przeczytała dopiero co, tę książkę i tak sobie dyskutujemy o segregacji rasowej. Nie chciałabym jednak mody na takie produkcje, na takie książki, które będą tylko powieleniem schematu. Już "Kamerdyner" w filmowej wersji mnie nie zachwycił.
Świetnie napisałeś o tej książce. Miałam podobne uczucia, chociaż niedostatek warsztatu nie pozwolił mi tego tak dobrze ubrać ich w słowa. Nie tylko Amerykanie są głodni tego tematu, wydaje mi się że Polacy też przyjmują te filmy i książki z entuzjazmem. Oto Ameryka, kraj wolności, swobód, dla wielu wciąż ziemia obiecana, okazuje się nie być krajem aż tak mlekiem i miodem płynącym. Moja Mama też przeczytała dopiero co, tę książkę i tak sobie dyskutujemy o segregacji rasowej. Nie chciałabym jednak mody na takie produkcje, na takie książki, które będą tylko powieleniem schematu. Już "Kamerdyner" w filmowej wersji mnie nie zachwycił.
Prześlij komentarz