2014-02-09

"Sucha sierpniowa trawa" Anna Jean Mayhew

Wydawca: Black

Data wydania: 15 stycznia 2014

Liczba stron: 304

Tłumacz: Paweł Lipszyc

Oprawa: miękka

Cena det: 29,90 zł

Tytuł recenzji: Lato w pamięci

Amerykanie - bez względu na kolor skóry - wciąż żywo zainteresowani są czasem segregacji rasowej w ich kraju, który do dzisiaj nie został chyba sprawiedliwie osądzony. Wystarczy spojrzeć na dwa ważne obrazy filmowe z ostatnich miesięcy. "Zniewolony" Steve'a McQueena walczyć będzie o statuetki Oscara, w "Kamerdynerze" Lee Danielsa pada odważna teza o tym, że cierpienie czarnoskórych w Ameryce było równie dramatyczne, co umierających w obozach koncentracyjnych drugiej wojny światowej. Dużo bardziej na wyobraźnię oddziałuje literatura, toteż trudno się dziwić, że późny debiut Anny Jean Mayhew poruszający problem amerykańskiego rasizmu w latach pięćdziesiątych minionego stulecia, stał się w ojczyźnie autorki bestsellerem. Książka w dużej mierze autobiograficzna nie tylko o tym i pisanie, że "Sucha sierpniowa trawa" zajmuje się jedynie problemem nietolerancji względem czarnoskórych byłoby uproszczeniem. Mayhew dzięki niezwykle plastycznej wyobraźni opisała przede wszystkim czas dorastania w świecie, który jawi się jako za trudny do życia dla dorosłych, a z którym musi się mierzyć trzynastoletnia Jubie, doświadczająca przemocy, straty i żalu za tym, iż nic nie jest tak harmonijne jak łagodny szum trawy latem 1954 roku, po którym to lecie wszystko będzie już inne niż dotychczas.

Jubie dorasta z trójką rodzeństwa i rodzicami w Charlotte. Małżeństwo Wattsów od zawsze było skomplikowane. Roszcząca sobie wciąż prawa do syna, kostyczna i surowa Meehaw, jest dla Jubie babcią jak z koszmaru, dla jej matki wspomnieniem czasu, gdy syn (dziś mąż) dorastał w gronie babtystów, skąd żona metodystka odebrała go tak, jak zakwestionowała prawa Meehaw do własności Williama. On sam jest furiatem i rasistą, miewa problemy z alkoholem i bije Jubie. Tylko jej z całej czwórki się dostaje. Tylko ona nie ufa mężczyźnie, który potrafi ją czule tulić i nazywać robaczkiem, a potem bić tak, że pręgi są świadectwem ojcowskiej "miłości" przez bardzo długi czas.

Uosobieniem dobroci, spokoju i równowagi w rodzinie Wattsów jest ich czarnoskóra służąca, Mary Luther. Jubie jest z nią silnie związana emocjonalnie. Dzięki Mary jest w stanie zobaczyć świat inaczej. Nie tak, jak widzi go ojciec czy kuzyn traktujący Mary jak mebel. W opiekunce drzemie siła, godność i spokój, dzięki którym doświadczająca przemocy Jubie jest w stanie czuć się bezpiecznie, bo Mary jest częścią jej życia. Jak żyć, kiedy w Georgii dochodzi do wypadku, incydentu na tle rasistowskim i jak wyobrazić sobie świat bez Mary, która była ostoją ładu, jakiego w domu Wattsów po pamiętnym sierpniu 1954 roku już nie będzie?

Rzeczywistość poznawana przez Jubie jest pełna tajemnic. Enigmatycznych znaków, skomplikowanych definicji, języka nie do końca zrozumiałego, a przecież tak okrutnie oddającego przekonania tych, którzy popierają plaże, hotele, karuzele czy poczekalnie tylko dla białych. Rasizm u Mayhew ma niejedno oblicze. To najbardziej czytelne, agresywne i mroczne ujawnia się kilka razy, ale dużo bardziej niepokojące są ślady nietolerancji na tle rasowym skryte gdzieś na marginesie zdarzeń czy rozmów. Wisi nad światem przedstawionym Mayhew jakiś nieznośny fatalizm, choć przecież letnia wyprawa na Florydę, wokół której początkowo koncentruje się akcja, jest jakby ucieczką do innego, bezpieczniejszego i lepszego niż codzienny świat. U wujka Taylora nad Zatoką Meksykańską nawet trawa jest inna, lepsza. Tamten świat jest miejscem, w którym matka Jubie odzyskuje pełnię radości życia. To miejsce, w którym młoda narratorka poznaje Leesuma, czarnoskórego chłopca z jej rodzinnych stron - świadka niosącego wieść o niesprawiedliwości, jaka spotka Mary, przyjaciółkę jego matki, odsyłającej go w rodzinne strony z Florydy, gdzie był wykorzystywany przez pracodawcę.

Anna Jean Mayhew snuje swą narrację niespiesznie. Na wszystko jest czas, do wszystkiego jest dystans. Rzeczywistość jest fragmentaryczna i nienazwana, doświadczana przez zmysły, trudna do ogarnięcia, przecież dopiero poznawana przez wrażliwą trzynastolatkę. "Sucha sierpniowa trawa" jest sentymentalnym zapisem czasu minionego, w jakim wszystko wydawało się nowe i ożywcze, ale który naznaczony był jakimś mrocznym cieniem. Cieniem zwiastującym upadek domu Wattsów i narodziny świadomości Jubie, która wędruje przez kolejne dni coraz pewniej, coraz bardziej świadomie.

To także interesująca powieść obrazująca obyczajowość amerykańską w latach pięćdziesiątych XX wieku. Kręgi towarzyskie, wynikające z nich niepisane zasady, sposób spędzania czasu i myślenia warunkowane przez religię... to wszystko jest tak samo wyraźne jak niechęć ludzi względem czarnych. Niechęć, jaką niweluje pokora i uczciwość Mary Luther. Czy nazwisko bohaterki ma być symboliczne, trudno orzec jednoznacznie. W świecie poznawanych barw, smaków i zapachów Anna Jean Mayhew boleśnie zaznacza granice wolności czarnoskórych, wskazując jednocześnie mentalne ograniczenia białych Amerykanów, którzy sami w sobie i na własne życzenie zamykają się w klatkach uprzedzeń i nienawiści.

Jubie dojrzewa podobnie jak jej matka. Mamy tutaj przedstawioną historię dorastania i końca błogiego dzieciństwa oraz inną, na drugim planie, także wyraźną i intrygującą. Oto bowiem kobieta z prowincjonalnego Charlotte, która nigdy nie pracowała, rodziła dziecko za dzieckiem i zawsze pokornie przyjmowała to, jak kazał jej żyć mąż, przejdzie metamorfozę i stanie się silna. Jubie opowie o swoim dzieciństwie, ale także o losie tych, dla których czarno-biały świat na zawsze taki pozostał mimo barw i kolorytu, na jakie natrafiamy podczas czytania opowieści żywej, pasjonującej i bardzo przecież smutnej. "Sucha sierpniowa trawa" ujmuje mimo faktu, że podobnie zaangażowanych w problematykę społeczną oraz podobnie autobiograficznych książek w literaturze amerykańskiej ostatnich kilkudziesięciu lat ukazało się już sporo. Mayhew urzeka prostotą przekazu i poetyckim stylem, który barwnie maluje czas miniony wiecznie żywy.

2 komentarze:

Kasiek pisze...

Świetnie napisałeś o tej książce. Miałam podobne uczucia, chociaż niedostatek warsztatu nie pozwolił mi tego tak dobrze ubrać ich w słowa. Nie tylko Amerykanie są głodni tego tematu, wydaje mi się że Polacy też przyjmują te filmy i książki z entuzjazmem. Oto Ameryka, kraj wolności, swobód, dla wielu wciąż ziemia obiecana, okazuje się nie być krajem aż tak mlekiem i miodem płynącym. Moja Mama też przeczytała dopiero co, tę książkę i tak sobie dyskutujemy o segregacji rasowej. Nie chciałabym jednak mody na takie produkcje, na takie książki, które będą tylko powieleniem schematu. Już "Kamerdyner" w filmowej wersji mnie nie zachwycił.

Kasiek pisze...

Świetnie napisałeś o tej książce. Miałam podobne uczucia, chociaż niedostatek warsztatu nie pozwolił mi tego tak dobrze ubrać ich w słowa. Nie tylko Amerykanie są głodni tego tematu, wydaje mi się że Polacy też przyjmują te filmy i książki z entuzjazmem. Oto Ameryka, kraj wolności, swobód, dla wielu wciąż ziemia obiecana, okazuje się nie być krajem aż tak mlekiem i miodem płynącym. Moja Mama też przeczytała dopiero co, tę książkę i tak sobie dyskutujemy o segregacji rasowej. Nie chciałabym jednak mody na takie produkcje, na takie książki, które będą tylko powieleniem schematu. Już "Kamerdyner" w filmowej wersji mnie nie zachwycił.