2014-03-07

"Zawsze jest dzisiaj" Michał Cichy

Wydawca: Czarne

Data wydania: 10 lutego 2014

Liczba stron: 72

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 29,90 zł

Tytuł recenzji: Spacer po Warszawie

Michał Cichy wędruje po Warszawie. Ma ten komfort, którego brakuje zdecydowanej większości mieszkańców miasta, czyli ma czas na obserwacje, czynienie spostrzeżeń, łączenie tego w jakieś całości, oddychanie miastem w specyficzny sposób i stąpanie po nim świadome. Nieprzypadkowo to, co pod stopami, nabiera tutaj znaczenia, bo najbliższe jest wszystko, co gruntowe i co różnie zostało zagospodarowane. Asfalty, chodniki, kostki brukowe. Dźwięczące melodią, jakiej nie słyszą stąpający. Cichy jest wrażliwy nie tylko na dźwięki. Ba! Nie ma właściwie takiego bodźca, na jaki nie byłby uczulony. Stąpając po stolicy, wpatrując się w bruk, jest autor "Zawsze jest dzisiaj" piewcą teraźniejszości, gawędziarzem i bajarzem trochę, uważnym obserwatorem z epoki nakręcanych zegarków i takim, który na Warszawę spogląda z perspektywy czasu minionego, ale zatrzymuje chwile, bo jego miasto jest miastem życia niedostrzegalnego przez innych. Na aspekty tego życia Michał Cichy próbuje zwrócić naszą uwagę.

O uwadze słowo, bo od niej wychodzi, na jej definicji się opiera i dzięki niej w taki, a  nie inny sposób jest w stanie opisać życie pulsującej Warszawy, która jest na co dzień trawionym gorączką przemijania organizmem, a nie dostrzega, że żyje w szczegółach, gdzie ukryta jest być może prawdziwa opowieść o osieroconych przez ludzką uwagę miejscach. Czym jest uwaga dla Cichego? "Uwaga jest procesem wymagającym bardzo pojemnego RAM-u. Żeby się skupić, trzeba oczyścić umysł z myśli, planów, zmartwień i pośpiechu". Nasz wędrowiec skupia się więc bardzo, by odnaleźć w tym skupieniu nowe rytmy, tory, nowe ścieżki, nowych ludzi, na nowo opowiadaną historię miasta, która utkwi w tytułowym "dzisiaj". Czytamy dalej - "Uwaga jest trudną postacią miłości". To już stwierdzenie równie wieloznaczne jak oglądanie kamyków, nadawanie znaczeń ulotnym zjawiskom, pochylanie się nad żyjątkami czy słuchanie świerszczy. Michał Cichy uważnie przygląda się Warszawie. Za tym stwierdzeniem nie stoi chyba zbyt wiele. Ta broszurka nie jest literaturą. To bardzo swobodnie złożone w całość zapiski o szukaniu celu wędrówek - tych skupionych na mieście nazywanym przez drobiazgi. Rozważania, na jakie zdobyłby się z pewnością niejeden wrażliwy obserwator świata. Taki, który miałby warunki do tej obserwacji. Bo oczyszczenie umysłu z myśli, planów, zmartwień i pośpiechu jest stanem nie tyle uwagi całkowitej, co komfortem kogoś, kto może się zatrzymać i rozmyślać. Można zazdrościć autorowi. Samej książki chyba nie. "Zawsze jest dzisiaj" to przypadkowy zlepek kilku trywialnych, kilku trącących niepotrzebnym patosem i kilku najzupełniej zwyczajnych refleksji, które mają nas prowadzić ku światu niedostrzeganemu. Przykro mi, ale mnie taki przewodnik nie zachęca.

Warszawa w tej publikacji staje się miejscem dzikim dzikością obojętną niewrażliwym na niuanse. Miejscem niczyim, bo tkwiącym gdzieś w szczerbach Historii, z której pozostają już tylko ślady, jakie mogą odczytać nieliczni. Warszawa Cichego oddycha rytmem przyrody. Jest częścią natury, choć to zabudowane byle jak i równie byle jak zasiedlone miasto, gdzie szczegóły już dawno nie składają się  w ogół. Autor czyta ogłoszenia na słupach, przygląda się witalnym imigrantkom zatrudnionym na czarno, podgląda pijaków pod Żabką oraz lądujące na lotnisku samoloty. Słucha - nie tylko wspomnianych świerszczy, ale także dźwięków, jakie przepadają w kakofonii miejskiego chaosu. Michał Cichy nie tyle oswaja ów chaos, co wychodzi mu świadomie naprzeciw, by zaglądać głębiej, podpatrywać uważniej, analizować dokładniej i podążać w tym... no właśnie, ku czemu?

Co ma wzbudzić w nas opowieść o próbie ratunku zafoliowanej muszki owocówki? Przyglądanie się motylkom, pająkowi w kapliczce czy opowiadanie o wronach niczym Gałczyński? Ma być w tym subtelność, delikatność, wrażliwość i jakiejś innej miary skupienie  w oglądzie tej reszty prawdziwej natury, jaka wciąż nie odkryta jawi się w najdrobniejszych, pomijanych formach życia? A może życie tkwi gdzieś między kostkami brukowymi, może kamienie skryły w sobie jego część, a może o prawdziwym życiu wiedzą więcej dwaj brodaci pijacy, z którymi nie można jednak wejść w żaden kontakt werbalny?

Jak wspomniałem - nie utraciliśmy zdolności widzenia swoich miejsc w taki sposób, w jaki widzi je Michał Cichy, ale w mniejszym lub większym stopniu ta zdolność jest blokowana przez trudy codzienności. Biorąc to pod uwagę, nie ma niczego odkrywczego w refleksjach autora. Natomiast jeśli spojrzymy na te specyficzne wędrówki jako na drogę, dzięki której zbliżyć się można z tym, w co wrośliśmy, jest to niewątpliwie pewna wskazówka, bo warszawski obserwator jest obserwatorem czule wnikliwym i czujnie spostrzegawczym. Zamyka mi się jednak możliwość interpretacji tych narracyjek, ponieważ odnoszę wrażenie, iż mam się zachwycić sposobem prezentacji rzeczywistości, jaki niezupełnie dla mnie zrozumiale rości sobie prawo do wydania w postaci książki. Inteligentnej, chwilami uroczej, czułej i pełnej zaangażowania w przeżywany wciąż na nowo kolejny dzień. Obawiam się jednak, że wtórnej, gdyż tego typu rzeczy już się czytało, zaś obrazowanie miejskiego świata z taką wrażliwością niekoniecznie musi spotkać się z zaangażowanym przyjęciem. Bo choć jest to opowieść zaangażowana w swój nurt, swą wrażliwość i swą symbolikę, mnie niestety nie zaangażowała. Może dlatego, iż czasami sam potrafię ujrzeć otoczenie jako mikrokosmos tropów do przemyślenia. Może takie przemyślenia po prostu nie niosą za sobą aż tak wiele.

A może problem polega na tym, że ta tak uważna opowieść, tak szczegółowo wpatrzona w stolicę teraźniejszą i tą żywą w swych historiach minionych, sama w sobie jest zwyczajnie w swej formie niewyraźna...

Brak komentarzy: