2014-04-22

"Sto dni bez słońca" Wit Szostak

Wydawca: Powergraph

Data wydania: 31 marca 2014

Liczba stron: 464

Oprawa: twarda

Cena det: 39 zł

Tytuł recenzji: Tożsamość, kreacja i samotność

Podczas studiów spotykaliście profesorów, którzy upajali się każdym wypowiadanym przez siebie słowem, niewiele zwracając uwagi na audytorium? Mieliście do czynienia z osobą, która wynosiła pod niebiosa twórczość jakiegoś pisarza, czyniąc z niego boga, a każde jego słowo śladem doskonałości i geniuszu? A może obserwujecie pisarzy ukrywających się pod pseudonimami albo samo nadawanie sobie pseudonimu artystycznego jest dla was interesujące? Jeśli tak, wyborna będzie lektura "Stu dni bez słońca". Czytana oczywiście dość dosłownie. Głębiej kryje się znacznie więcej.

W swojej najnowszej powieści Wit Szostak gra konwencjami. To powieść z jednej strony nieznośna i trudna do zaakceptowania, z drugiej zaś - mistrzowsko dowcipna, nieprzyzwoicie kpiąca z akademickiego tonu, dosadnie wyrazista i jednocześnie bardzo smutna. Autor swojego bohatera konfrontuje ze światem, który - osadzony gdzieś w geograficznym niebycie - cały czas odstaje od tego, co wyobraża sobie Lesław Srebroń, wędrowny wykładowca, w swoim mniemaniu genialny naukowiec, "Jonasz polonistyki", urzeczony twórczością niejakiego Filipa Włócznika. Bohater Szostaka na początku bawi i irytuje na przemian, potem w swej naiwności i samotności wzrusza. Jest kwintesencją widzenia rzeczywistości taką, jaką chciałoby się ją widzieć. Oderwania od niej. Bycia samemu ze sobą. Naiwnej wiary we własne ideały i porządek, który ustanawiają wymyślone przez Srebronia zasady.

Krakowski humanista przybywa na wyspę w archipelagu Finnegany. To nieistniejący archipelag, gdzie naukowiec ma odbyć cykl zajęć dla studentów i zintegrować się z tamtejszym środowiskiem naukowym. Z dala od cywilizacji i z dala od świata, któremu grozi duchowa i moralna katastrofa, Srebroń chce przekonać do siebie ludzi o niejasnej przeszłości, niejasnych zamiarach i równie enigmatycznym podejściu do samej nauki. Pośród kolegów uniwersyteckich znajdzie się kusząca swymi wdziękami Sadhbh O'Sullivan, kobieta z blizną Jadranka Vidović i rosyjski humanista Lew Protopopow. Nasz nieszczęsny bohater chłonie atmosferę niewielkiego miasteczka, w którym przebywają - w jego mniemaniu - umysły światłe i obdarzone nieprzeciętnym darem analizy skomplikowanej rzeczywistości. Ta komplikuje się coraz bardziej, kiedy odkrywamy, jak sam Srebroń jest traktowany. Coraz trudniej jest ustalić także, co w tej opowieści jest fikcją, a co rzeczywistością, bo sam polski anachroniczny naukowiec żyje nie tyle tradycją, dawnymi wartościami i uporządkowaną przeszłością, co fantastyczną twórczością nieznanego nikomu pisarza, którego wielbi ponad wszystko i któremu chce poświęcić naukową rozprawę swojego życia.

Sporą część pamiętnika Srebronia zajmują streszczenia kolejnych genialnych powieści Włócznika. Ten polski fantasta urasta do miana duchowego przewodnika dla polskiego humanisty, który przez pryzmat jego powieści obserwuje otaczającą go rzeczywistość. W niej wszystko ma być takie, jak pomyśli o tym bohater. Opowieści Srebronia irytują nieznośnym patosem, śmieszą górnolotnością wzruszeń i uniesień. Męczą także, bo nasz humanista tak uporczywie dbający o porządek w swoim pisaniu, ukazuje jedynie groteskową bezradność wobec świata, do jakiego rzekomo dane jest mu zbliżyć się. Donkiszoteria bohatera Szostaka boli, uwiera i bawi. Widzimy zapatrzonego w siebie, swoje wizje i własne przekonania czterdziestolatka, który kiedyś tam odbiegł od rzeczywistości jak powieści Włócznika i stał się samotną wyspą pośród ludzi, którzy traktują go pobłażliwie, lekceważąco i z bolesną obojętnością, której Srebroń zdaje się nie zauważać.

"Sto dni bez słońca" to inteligentna rozprawa o tym, czym naprawdę jest ludzka tożsamość. Pisarz i odbiorca stają się jednością, wykreowane światy ożywają i komplikują ogląd tego, co wokół. A to wszystko dużo bardziej skomplikowane niż myślenie o tym zabawnego i poczciwego idealisty, któremu nic nie jest w stanie uświadomić, iż rzeczy mogą być inne niż on o nich myśli. Szostak ośmiesza akademicki ton oraz przekonanie o własnej słuszności. Jednocześnie ośmiesza bezwzględne przekonanie o wielkości własnych dokonań. Obserwujemy bowiem bohatera wrzuconego gdzieś na margines świata naukowców, o jakich wypowiada się z taką emfazą. Być może zesłanie na Finnegany było karą. Tymczasem Srebroń czuje, iż znajduje się w miejscu i czasie, które będą znacząco wpływać na dalsze losy świata. Formułuje nawet projekt "Nowa Iona", dzięki któremu przeżarty moralną zgnilizną Zachód odzyska swe prawe oblicze. Naukowiec usiłuje stać się jednym z Finnegańczyków, ale tweedowa marynarka i kaszkiet to nie wszystko. Stoi obok świata i obok ludzi, którzy go otaczają, a jakiekolwiek próby wpłynięcia na jego naiwną wiarę we własną doskonałość kończą się fiaskiem i nie pozostaje nam nic innego jak czekać na finałową katastrofę, do której zmierzamy wraz z nieświadomym niczego bohaterem.

Można się zastanawiać nad tym, co takiego naprawdę chciał wyeksponować i ośmieszyć Wit Szostak. Naukowy bełkot? Akademickie układy? A może bałwochwalcze umiłowanie do twórczości tyleż dwuznacznej co dającej do myślenia, czy jej autor rzeczywiście istnieje? Problemem jest także konstrukcja głównego bohatera i jego stosunek do samego siebie oraz do Filipa Włócznika, jaki w swych narracjach tworzy swobodnie światy równoległe do rzeczywistości. Pamiętajmy, że to rzecz autora znanego z powieści fantastycznych i nagradzanego. Gdzie leży prawda o nakreślonym w tej powieści świecie? Srebroń wie doskonale. Dobitnie stwierdza: "Prawda jest po mojej stronie".  Prawd jest tu więcej niż jedna, a może się okazać, że cała powieść jest sprytną mistyfikacją, w której autor drwi nie tylko z samego siebie, ze sposobu pisania o świecie, ale częściowo także z odbiorców, jacy myląc tropy, odczytywać będą "Sto dni bez słońca" tak jak Srebroń odbiera mylnie sygnały z otoczenia o nim samym, jego poglądach i ekscentrycznym przecież zachowaniu.

Dramatem bohatera Szostaka jest przejmująca samotność i to, iż świadomość o niej nie jest dopuszczana do umysłu Srebronia. Jego życie w przeszłości jawi się jako samotna walka o przekonania. Na wyspie wszyscy śmieją się za jego plecami, kpią ze sposobu bycia i wysławiania się. Marna grupa pięciu studentów, którzy w mniemaniu naukowca spijają z jego ust każde słowo, nie rozumie, co do nich mówi i chowa się za ekranami laptopów. Środowisko naukowe dystansuje się do wszystkiego, co Srebroń czyni. Udaje mu się jedynie zaczerpnąć nieco rozkoszy z płomiennego romansu, ale i ten zostaje wpisany w naukowe ramy i sztywny gorset poglądów nieszczęśliwego samotnika. To sam Srebroń jest jak oddalona od świata wyspa. Jego pisarz-fantasta może być kolejną szaloną imaginacją umysłu, który broni się przed światem, bo ten świat nie mieści się w wyobrażeniach i oczekiwaniach. W takim znaczeniu nasz emigracyjny Don Kichot jest po prostu małym, zawiedzionym rzeczywistością chłopcem. Kreuje byty, idee, teorie i poglądy, by coraz bardziej okopywać się w świecie, jaki stworzył na własne potrzeby. To zapewne największa bolączka i wielu naukowców, i pisarzy. Szostak nie będzie mieć litości dla tego wszystkiego. Nie będzie też tak, iż zasygnalizowane problemy zostaną w tej książce jedynie potraktowane ostrzem ironii. Bo to szalenie wieloznaczna książka i to jest jej zasadniczym atutem.

1 komentarz:

Unknown pisze...

I ze względu na tematykę, i ze względu na osobę autora (jak bardzo mu szkodzi całkowicie bezsensowne przypisywanie jego twórczości do nurtu fantastycznego!) muszę poznać. Tekst recenzji jak zawsze wyczerpujący, ale mam jedno pytanie, bo nie jestem pewien czy zrozumiałem.

"Problemem jest także konstrukcja głównego bohatera i jego stosunek do samego siebie"
Problem jest tu synonimem zagadnienia opisywanego czy po prostu wady?