Wydawca: Replika
Data wydania: 27 maja 2014
Liczba stron: 174
Tłumacz: Michał Krzykawski
Oprawa: miękka lakierowana ze skrzydełkami
Cena det: 25,90 zł
Tytuł recenzji: Monologi i złe przeczucia
W tekstach stanowiących
ostatnią książkę Rolanda Topora przebija się dość ponure diagnozowanie
autorskiej kondycji w świecie, który wcześniej czy później się skończy.
"Czarne krowy" nie ujawniają także do końca tego specyficznego
czarnego humoru Topora, bo o samym śmiechu, jego wzbudzaniu i o uśmiechaniu się
w ogóle autor pisze ze śmiertelną, zdaje się, powagą. Sporo w tym zbiorze osobistych rozliczeń z tym, co się przeżyło i z
tym, co doświadczone w różny sposób, a pozostawiające w duszy bolesny ślad. Można
doszukiwać się wątków autobiograficznych, analizować opisane sytuacje pod kątem
doświadczeń egzystencjalnych jesieni życia. Można równie dobrze poddać się temu
specyficznemu rytmowi oraz frazie, które prowadzą ku skomplikowaniu rzeczy
prostych, z jakimi niekoniecznie możemy się zmierzyć, bo to kod opisu
rzeczywistości autora - ani jasny, ani nadmiernie czytelny.
Rzeczywistość Topora jest
jak rozpędzony samochód bez hamulców, który każe gonić przez życie przy narzuconym
gdzieś odgórnie rytmie tej pogoni. Bohaterowie "Czarnych krów" nie
chcą się już ścigać, chcą zwolnić i przyjrzeć się sobie. Wtedy jednak dopada
okrutna refleksja, którą wypowiada jeden z nich: "Obserwując odbicie mojej twarzy w lustrze, odczuwam więcej
powodów do niepokoju niż radości. Delikatne warstewki gówna, pozostawione przez
czas, tworzą na niej gruby podkład, pod którym znika moja prawdziwa
fizjonomia". O znikaniu i o
zanikaniu - wartości, przedmiotów, ludzi, potrzeb i uczuć - będzie w dużej
mierze ta książka skrojona na miarę groteskowego kalejdoskopu czasów, w jakich
nikt nie chce się już przeglądać.
Jest właściwie tak, że można
sobie z tego zbioru wybrać teksty lepsze i odrzucić te gorsze. Zakotwiczyć się
w niepokoju jednych i odrzucić pure nonsens drugich. Przyznać autorowi rację
albo stwierdzić, iż opisuje coś w sposób wtórny. "Czarne krowy" są zatem zbiorem bardzo niejednoznacznym.
Stylistycznie szaleńczym. Chwilami nadmiernie dydaktycznym, a czasami nazbyt w
swej grozie lekkomyślnym. To głównie sytuacje, których opisanie wiąże się z
ukazaniem tego fragmentu rzeczywistości, jaki wzbudza zdziwienie bądź niepokój.
Długość tekstów też jest różna. Niektóre rozbijają porządek świata
przedstawionego jednym słowem, jedną frazą. Są także karkołomne gry słów,
nieprzetłumaczalne językowe igraszki odznaczone w przypisach. Jest mroczna
atmosfera niepokoju bijąca z każdego tekstu. Im więcej szyderstwa, ironii i
specyficznego poczucia humoru, tym większa w tym wszystkim niezgoda na coś,
czego nie warto już opisywać wprost, bo wszyscy tego doświadczamy. Nasz świat
jest takim cywilizowanym zoo, a my wszyscy zagrożeni wyginięciem gatunkiem,
który nie boi się końca, bo o nim nie myśli.
Inaczej w rozumieniu Topora
upływa czas, który jest dobry, a inaczej czas złych doświadczeń. Tak czy owak
ucieka nam wszystkim i celem literatury jest być może nie relacjonowanie tego,
co już było, a skrywanie pod maskami sugestii o tym, co się dzieje gdzieś
wewnątrz. Bo Roland Topor buduje
monologi swych bohaterów, które kieruje do samego siebie. Nie ma w tym niczego
z ekstrawagancji, jest rozpaczliwa próba oswajania się z nieuniknionym.
Starość zajmuje Topora niemalże obsesyjnie. Figurami, które tego dowodzą, są
fragmentaryczne ciała i opowieści o oderwaniu się od całości. Mamy zatem
wyzwolonego fallusa, który symbolizuje męskość poszukującą i niespełnioną oraz
nieszczęsny nos, pozostałość po ciele z opowiadania, gdzie Topor kłania się
Proustowi i Gogolowi jednocześnie.
Świat, w jakim wszystko się
starzeje, to rzeczywistość znikającego pieniądza oraz Bóga, a te zniknięcia
stygmatyzowane są przez rozwarstwienie, niesprawiedliwość i niepewność boleśnie
naznaczające ludzki żywot. Topor wskazuje, że jest nam razem za ciasno; jest za
mało miejsca dla każdego i zbyt wiele interakcji wynika z ciasnoty. Ciasno bywa
także w umyśle, który nie analizuje, lecz wchłania. Takie popkulturalne
śmieszki jak Myszka Miki czynią więcej szkody niż pożytku tym, że osadzają się
w świadomości. Widać też tęsknotę za jakąkolwiek wspólnotą, której - mimo
ciasnoty - wcale nie tworzymy. U Topora
każdy jest osobny i dumnie przekonany o wyjątkowości. Łączy nas wspólna
eksploatacja toalet, paniczne lęki i prawa natury, którym wszyscy w identycznym
stopniu podlegamy. Świat jest mieszaniną goryczy porażki i niespełnionych
pragnień. Świat jest coraz bardziej mroczny i coraz mniej ma do zaoferowania.
Topor zdaje sobie sprawę z tego, że ten świat przede wszystkim się kończy. Dla
niego oczywiście. Diagnozowanie tego, co będzie potem, nie jest chyba
potrzebne. "Czarne krowy" bardzo mocno osadzają się w absurdalnej
rzeczywistości, czyniąc z niej przestrzeń, w której trzeba się odnaleźć,
odpowiednio rozepchać łokciami, nie utonąć w banale i prymitywizmie, nie dać
się prostocie rzeczy i zdarzeń.
Dlaczego smakowanie potraw
zbliża do orgazmu? Po co pewien człowiek gwałci drzewa? Czym się charakteryzuje
topowa sekta? Czemu ma służyć gotowanie sekretarki? Dlaczego schody wywołują
lęk? Czy stół może nam odpowiedzieć, kiedy odpowiednio będziemy naciskać nań
pytaniami? Tak, groteskowości i żywiołu nieposkromionej niczym wyobraźni można
odnaleźć w tym zbiorze bardzo dużo, bo to przecież Roland Topor ze wszystkim,
co dla niego charakterystyczne. Dla nas zaś - pozostające zagadką, zdziwieniem,
wzbudzeniem bądź źródłem rozrywki.
"Czarne krowy" są w tonie pretensji i oskarżeń, ale jest w nich
przede wszystkim dużo różnorodnego lęku. Topor oswaja go poprzez humor i
ironię. My nie dotrzemy chyba do tego, co naprawdę skryte w tych tekstach,
niemniej jednak opowiadania te pozostawią nas w niepokoju i niedosycie. Tym
bardziej że to już ostatnie słowa Topora i niczego potem nie będzie już
szkicować ani wyjaśniać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz