Wydawca: Czarne
Data wydania: 14 kwietnia 2014
Liczba stron: 584
Tłumacz: Małgorzata
Diederen-Woźniak
Oprawa: twarda
Cena det: 54,90 zł
Tytuł recenzji: Obrazy Ameryki
Holenderski dziennikarz
Geert Mak już w 2006 roku udowodnił na ulicach Stambułu, w jak niezwykły sposób
potrafi oswajać i opisywać inność. Refleksje znad Mostu Galata zebrał w
skromniutkim przy rozmachu "Śladami Steinbecka" reportażu o
lakonicznym tytule "Most". Cztery lata po Turcji Mak podejmuje
wielkie wyzwanie. Postanawia w towarzystwie żony przemierzyć Stany Zjednoczone
na wzór Johna Steinbecka, który w 1960 roku jechał przez swój kraj, mierząc się
z jego różnorodnością i własnymi słabościami. Reporter skraca swoją podróż i
już w Nowym Orleanie żegna się z USA. Wcześniej podąża śladami amerykańskiego
pisarza, ruszając z Sag Harbor i podążając na północ, a potem wzdłuż granicy z
Kanadą (do której też zagląda). Dalej przez Illinois, Minnesotę, magiczną Montanę,
wzdłuż zachodniego wybrzeża i na koniec przez Pustynię Mohave oraz Teksas do
zniszczonego przez huragan Katrina Nowego Orleanu, skąd Steinbeck pospiesznie
podążał ku domowi, a Mak z żoną odlatują do Europy. Mimo niesamowitej
umiejętności spoglądania w przeszłość Stanów Zjednoczonych oraz wnikliwości w
obserwacji tego, czym są obecnie, pozostaje jednak niedosyt. Mak porzuca barwną Florydę, senną Georgię,
nie wędruje południowo-wschodnim wybrzeżem. Stąd też uczucie, że ten ogląd
Ameryki pięćdziesiąt lat po Steinbecku nie jest pełny. To jednak, co zawarł w
reportażu, to z pewnością materiał, z jakim powinni zapoznać się przede
wszystkim sami Amerykanie.
Najpierw może o samych
motywacjach podróży autora "Myszy i ludzi". Geert Mak opisuje je w
taki sposób, że sami musimy uwierzyć w to, która była prawdziwa. Niewątpliwie
Steinbeck wyruszył ku Ameryce, jaką chciał naocznie poznać, przyjrzeć się jej
wyjątkowości, być może skonfrontować fakty z tym, o czym pisał. A pamiętajmy,
że pisał głównie o prostych ludziach i ich niespełnionych potrzebach, był
piewcą codziennego życia z wszelką jego goryczą i choć sam wolał miasto,
interesowała go przede wszystkim prowincja, stąd też unikał w podróży
aglomeracji - między innymi upadłego Detroit, w którym po latach (jak wnioskuje
Mak) skumulowały się problemy przeczuwane przez pisarza. Ta podróż miała być
także ucieczką od samego siebie, od brzemienia wieku i świadomości, że męskość
Steinbecka kwestionuje już upływ czasu, tak okrutny i bezwzględny. Geert Mak
rozważa: "Cały projekt był
ostateczną próbą powstrzymania, zakrzyczenia w sobie procesu rozkładu,
starości, uzależnienia od opieki innych". Steinbeck chciał w tej podróży samostanowić o wszystkim. Do towarzystwa
wziął ukochanego psa. Przez całą drogę doskwierała mu samotność i być może w
tej podróży chciał stawić czoła typowej dla siebie niepewności. To miało
się dziać naprawdę, mijana Ameryka w wielu odsłonach miała się przedstawić
temu, co pisał o niej z zaangażowaniem, angażując się być może w kilka tylko
perspektyw, zbyt mało, niezbyt żarliwie. Mak przytacza opinię syna Steinbecka o
tym, że całe to pisanie, które wydano potem pod tytułem "Podróże z
Charleyem" mogło być wyssane z palca. Ojciec jechał, opiekował się psem,
zamykał w kabinie Rosynanta, a dialogi z poznawanymi ludźmi po prostu zmyślał.
W reportażu Maka nie ma zmyślenia. Jest wciąż obecny duch Steinbecka, ale jest
też, po pięćdziesięciu latach, inna ciekawość otoczenia i inne spojrzenie na
problemy dotykające Amerykę mocniej niż w poprzednich stuleciach.
"Śladami
Steinbecka" to podróż nie tylko w głąb tego, co dzisiaj świadczy o
tożsamości Stanów Zjednoczonych. W takim znaczeniu jest to przede wszystkim
wędrówka pełna pytań, bo Amerykanie dzisiaj dużo częściej niż przed laty
zastanawiają się nad tym, kim są jako naród, czym jest ich rzekomo
najwspanialsze i najsilniejsze państwo świata oraz ku czemu teraz zmierzają,
żyjąc w lękach i stałym zagrożeniu, tonąc w rojeniach propagandy mediów i nie
mając świadomości tego, że prawdziwe życie może toczyć się też gdzieś indziej,
z dala od Ameryki. Mak rozprawia się z
amerykańskimi mitami, przekonaniem o doskonałości i o tym, że kultura USA jest
uniwersalna. Wskazuje i bada pęknięcia na społecznej amerykańskiej mapie XXI
wieku, a gorzką refleksję puentuje, pisząc: "Powstaje
kolosalna przepaść między kolektywnym marzeniem, którym żyje Ameryka a
realnością dnia codziennego. Naprawdę ogromna przepaść".
Geert Mak przemierza miejsca
bardzo od siebie różne. Widzi niejedno oblicze Ameryki - silnej jednością, a
tak wyraźnie rozsadzanej gdzieś od wewnątrz, spolaryzowanej niepokojąco
wyraźnie, niepewnej drogi sukcesu i siły, na jakiej pojawiają się zakręty. Autor rozmawia z ludźmi, którzy mimo
narodowej dumy i przekonania o wyjątkowości, grzęzną coraz bardziej w
problemach dnia codziennego, bolesnych absurdach rzeczywistości odzieranej ze
złudzeń przez polityków, media, kulejący system opieki zdrowotnej czy edukacji
i przez biedę. Tak, obecną coraz częściej i wyraźnie wskazującą na to, jak
wielkie podziały majątkowe i społeczne zaszły w kraju mieniącym się przez lata
jednością ponad wszelkimi podziałami.
Współczesność jest ciekawa i
rozważania o tym, co Mak widzi, przede wszystkim trzeźwe, racjonalne i podparte
dowodami na słuszność pewnych tez. W tej współczesnej wędrówce brakuje mi
jednak bliższego kontaktu z tym, co mijane i obserwowane. Geert Mak sięga do
amerykańskiej przeszłości, rozpatruje momenty chwały i upadków, analizuje
historyczne procesy oraz wskazuje ciągłość różnorodnych zdarzeń w historii USA,
bo mowa jest i o kolonizacji, i o wojnie secesyjnej, o polityce i budowaniu
państwowości, o niewolnictwie oraz wciąż obecnym rasizmie i o grach medialnych,
które wpływały na wybory Amerykanów wiecznie wierzących w to, co widzą w
szklanych ekranach swoich bezpiecznych domów. Tak, erudycja autora bierze
chwilami górę nad ciekawością tego, co dookoła. Stąd też rozważania o statusie
USA mocno wchodzą w czas miniony. Historia Stanów Zjednoczonych wydaje się dla
Maka bardziej pasjonująca niż codzienność każdego stanu, w którym jest przecież
inaczej niż w poprzednim i gdzie sporo można wyczytać nie tylko ze słów, ale i
zachowań poznawanych ludzi. Za mało mi było tych prawdziwych rozmów, gdzie
kryje się codzienność.
W
ujęciu historycznym, ale także w trzeźwym patrzeniu na to, co obecnie, Geert
Mak postrzega wiele złożonych problemów, z jakimi Amerykanie muszą się mierzyć
właśnie teraz, co związane jest z działalnością ich państwa śledzoną z uwagą
przez reportera przede wszystkim od czasu zakończenia drugiej wojny światowej.
"Śladami Steinbecka" opowiada o sile religii oraz kościelnych
społecznościach, o kultywowanym wiecznie pojęciu domu i o gotowości do zmian,
brania życia jako loterii, o optymizmie, nieskończonych pokładach witalności i
o ignorancji Amerykanów nie tylko względem całego świata, ale - paradoksalnie -
często względem samych siebie. O losie prezydentów i o ich chybionych
decyzjach. O zbrojeniu, wiecznym poczuciu zagrożenia i o uznawaniu siebie za państwo
mające wprowadzać porządek na całym świecie przy jednoczesnej nieznajomości
tego świata. O miejscu, którego
większość Amerykanów nigdy nie opuszcza. Nie tylko w sensie dosłownym, ale
przede wszystkim mentalnym. Mak pisze przede wszystkim o wielkim szacunku do
tego wielkiego kraju równie wielkich absurdów i skrajności oraz do Johna
Steinbecka, którego duch jest stale wyczuwalny, chociaż holenderska para
porusza się po innej Ameryce i też inne rzeczy przyciągają wówczas uwagę.
Ten reportaż wynikł z fascynacji
i ciekawości. Chciałoby się, żeby jak najwięcej ludzi wychodziło światu
naprzeciw tak jak Geert Mak. Do swojej podróży przygotował się doskonale.
Oswoił i chyba zrozumiał obcość, z jaką czasem Ameryka względem siebie nie
radzi sobie za dobrze. Odbył podróż jako historyk, reporter, jako humanista i
człowiek stawiający pytania o to, ilu z nas uczy się czegoś z historii. Bo opowieści Maka to głównie powroty do
tego, co było. Po to, by rozjaśnić tło rzeczywistości, ale też po to, by zmusić
do zastanowienia się nad tym, jak wiele z amerykańskiej - nie tylko! -
codzienności jest zakotwiczona w czasie minionym, którego nie rozpoznajemy po
latach i nie potrafimy interpretować. Świetny, złożony i zaskakująco uważny
reportaż o wielkim kraju, jaki sam być może nie zna siebie tak, jak poznany
został przed holenderskiego przyjezdnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz