Wydawca: Wydawnictwo
"Krytyki Politycznej"
Data wydania: 4 lipca 2014
Liczba stron: 262
Oprawa: miękka
Cena det: 29,90 zł
Tytuł recenzji: Furrysi, nieistnienie i chaos
Młoda proza polska przestała
być gniewna. To, co opisuje, to świat chaosu, smutku, rozwlekłej melancholii i
bycia bez znaczenia, bez celu, bez iskry witalizmu tak przecież
charakterystycznego dla młodości. "Jetlag"
wpisuje się w to utyskiwanie na świat bez konturów i ludzi bez charakteru.
Dodatkowo wbija się również w modny od lat nurt powieści o doświadczeniach
pokoleniowych tych wszystkich młodych, których łączy być może jedynie czytanie
danej książki albo i nie. Zaskakująca jest ta tendencja nazywania problemów
w konwencji przeżycia jakiejś grupy. Pokolenia nazywane były różnie albo też
funkcjonowały bez nazwy. Wiśniewski próbuje opowiedzieć o doświadczeniu rzekomo
pokoleniowym po Nahaczu, Czerskim czy po autorkach jednego tytułu jak Ożarowska
i Porębiak.
"Jetlag" jest z
pewnością pewną panoramą i przygnębiającym obrazem poszukiwania sensu w świecie
relatywizmu oraz złudy, ale trudno jest mi orzec, do kogo autor kieruje tę
książkę. Bo że odbiorcą ma być czytelnik, świadczy bezpośredni zwrot do niego już
na początku. Grupa docelowa może być
dość nikła tak jak wątła jest cała fabuła oparta na poszukiwaniu sensu i
odkrywaniu tajemnic spotkań grupy furrysów, gdy jedna z ich przedstawicielek -
z maską królika na głowie - pozostawia ślad... w ścianie. Takie to zabawy
nowoczesnych i kreatywnych, bo współczesne listy w butelce to wmurowane w beton
elektroniczne nośniki danych, do których z niewiadomych powodów mają podłączać
swoje przenośne urządzenia ci, co nie widzą innych rozpaczliwych znaków SOS
nadawanych z otoczenia, z jakiego są wyjęci tak jak wszyscy bohaterowie tej
opowieści.
Główny bohater jest
nieszczęśliwym i zagubionym w sobie dzieckiem miasta, które wynajmuje
dwadzieścia metrów kwadratowych własnego szczęścia, a czas spędza głównie w
pracy, gdzie klikając na klawiaturze, zwiększa PKB. Powiększają się także
kompleksy i irytacje. Towarzystwo, które otacza bohatera, wydaje się
przewidywalne; to wciąż ci sami ludzie, snujący te same jałowe opowieści i tak
samo starający się wydać oryginalnymi w świecie, w którym nie ma już
oryginalności, bo wszystko jest powtórzeniem, wtórnością, wszystko z czegoś
wynikło i donikąd zmierza. Nasz
prowadzący przez tę narrację jest mistrzem zapominania w nadmiarze bodźców. Bo
tylko tak można egzystować w świecie, który rodzi się i umiera w ciągu jednej
doby, nie niosąc za sobą niczego trwałego, wartościowego, godnego uwagi.
Bohater ściąga więc dane z nośnika, który ktoś zainstalował w ścianie, by
odkryć tajemnicze zdjęcie. Znajomi chętnie zaangażują się w odkrywanie, kim jest
dziewczyna w masce królika, bo nie pozostaje już nic innego niż wkręcenie się w
czyjąś ekstrawagancję i dziwność. Budowana intryga nigdzie jednak nie prowadzi,
a chaotyczne działania sportretowanej grupy znajomych i ich znajomych, mają w
sobie niemoc wirtualnych awatarów, które domagają się działania ze strony mocy
z zewnątrz, jaka je stworzyła i nimi kieruje.
Co łączy większość z tych za
późno młodzieńczych i za wcześnie dorosłych? "Nigdy się nie spotkacie, nigdy nie dowiecie się o swoim
istnieniu. Dzielą was kilometry światłowodu, łączy zaś ślepy los maszyny
losującej graczy do bitwy online na serwerze sieci playstation".
Rzeczywistość redukowana jest do praw rządzących w sieci. Marionetkowość tych,
co żyją, staje się odbiciem iluzorycznych bytów, za które starają się być
odpowiedzialni przy komputerach. Elektronika,
chaos i pustka. Pokolenie dorastających mężczyzn, co nie zaznali służby
wojskowej, walczy w wymyślonych wojnach paintbolowych. Dorośli po hobbicku,
czyli dopiero po ukończeniu trzydziestego trzeciego roku życia, żadną miarą nie
są dorośli. Zabawy w koniec świata, w przebieranki, wirtualne boje. W
świecie szczątkowej komunikacji, gdzie mailowanie jest już archaizmem, bo o
czymś takim jak list nikt nie pamięta. W świecie, w którym jedynym buntem może
być usunięcie swojego profilu na fejsbuku i gdzie panuje deficyt osobowości, bo
żeby ją mieć lub odzyskać, trzeba zdobyć kostium... człowieka. Wzorce osobowe
dołączane gratis. Nie dla każdego dostępny.
W tym świecie egzystują
gdzieś na peryferiach ludzie, o których Wiśniewski tylko przelotnie wspomina,
ale wprowadzanie tych postaci do fabuły niewątpliwie ma wyraźne znaczenie. Mamy
dziewczynę gardzącą człowieczeństwem i miłującą zwierzęta tak mocno, jak mocno
uwiera ją traumatyczne przeżycie z dzieciństwa, kiedy to zabiła kurczaka. Mamy
młodzieńca-dziecko wolności, urodzone w chwili upadku komunizmu, wybierające w
sposób wolny i nieskrępowany... grzmocenie w Bombermana przy komputerze. Są
onaniści - niespełniony pisarz czy marynarz z dala od domu. Jest nękający ojca
w Internecie syn. Sporo jest, nie ma tak naprawdę nic. Bo świat z
"Jetlag" jest nieświeży, wczorajszy jakby, nie zasadza się w
przyszłości. Pojawia się moda na
nieistnienie. Nie ma nas, choć staramy się ze wszystkich sił udowodnić przede
wszystkim sobie, że jest inaczej. Interesująca teza w tej niezbyt ciekawej
narracji. Pytanie brzmi: stworzone przez Wiśniewskiego nieistnienie ma być
kolejnym przejawem smutnych mód czy jedynie pozą, na której zasadza się cała
jego książka?
Jedna z bohaterek zadaje
następujące pytanie: "Mamy
technologię i informacje o wszystkim. Czemu jest coraz gorzej?". Tak
jakby z nowinkami technologicznymi miał do nas docierać dobrobyt i poczucie
sytości świata, a życie miałoby stawać się lepsze. Technologie są martwe,
natłok informacji czyni w mózgach spustoszenie. Walczący o samych siebie
bohaterowie książki mają poczucie, że ktoś okrutnie się zabawił, projektując
ich świat i pociągając teraz za sznurki, bo przecież wszyscy jesteśmy
marionetkami w teatrze tajemniczego reżysera. "Jetlag" to dowód na
to, że wciąż powtarza się to samo, mając nadzieję na wysłuchanie. I przecież to
bardzo smutne, że nadal wydawane są książki o podobnej tematyce i niczego one
nie zmieniają. Co jest celem
portretowania wciąż pokoleń, które nie czują żadnej jedności? Alarmowanie?
Diagnozowanie bez konieczności działania? Może zwyczajne wyżywanie się na
własnej niemocy twórczej? Michał R. Wiśniewski próbuje być może wszystkiego
jednocześnie. Żadna z jego motywacji nie jest dla mnie czytelna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz