Wydawca: Wielka
Litera
Data wydania: 18 marca 2015
Liczba stron: 384
Oprawa: twarda
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Obserwacje i ucieczki
Na pierwszą książkę wydaną
po przyznaniu autorowi Ważnej Nagrody czeka się z wyjątkowym zainteresowaniem.
Doczekaliśmy się "Wyspy Łzy", za którą się Joannie Bator dostało. Z
większym nieco opóźnieniem nową rzeczą obdarował nas Marek Bieńczyk. Zaskoczeń
większych nie będzie, bo to dobrze znana stylistyka i ujawniona już wrażliwość
wraz z erudycją. Książka znowu osobista, bardzo ważna i bardzo domagająca się
tego, by czytać ją powoli, fragmentami. Estetyczna
przyjemność obcowania z "Jabłkiem Olgi, stopami Dawida" jest tak
duża, że można uznać, iż ta pozycja opiera się czasowi oraz modom, a przecież o
jednym i drugim w szerszym kontekście rozprawia w intrygujący sposób.
Część esejów zebranych w tym
tomie ukazała się już wcześniej. Teraz, z tymi nieopublikowanymi, tworzą bardzo
spójną całość wymagającą nie tylko skupienia, ale także znajomości tego
kontekstu kultury współczesnej, w którym autor umieszcza swoje emocjonalne i
intelektualne wyprawy w przeszłość. Ta
książka jest dowodem wrażliwości opartej na badaniu tych śladów z czasu
przeszłego, które pozostały na zawsze, kształtując postawę Bieńczyka wobec
świata. To też rzecz o różnego rodzaju ucieczkach, o intelektualnym
eskapizmie i o formach, jakie przybiera ten fenomenalny gest odwrotu w historii
ludzkości, któremu autor poświęca tak wiele uwagi z kilku - wskazanych przez
siebie - powodów. Doświadczymy bardzo ciekawego zabiegu obecnego w prawie
każdym z esejów, a mianowicie zestawiania postaci żywych i wymyślonych,
pomiędzy którymi skryje się gdzieś życie wewnętrzne Marka Bieńczyka ze swym
dynamicznym pulsem i specyficzną wrażliwością.
Już
dwie tytułowe postacie sugerują tę arcyciekawą łączność. Olga jako postać
literacka i Dawid - człowiek z krwi i kości. Literackie miniatury wprowadzające
sugerują, że w opowieści o niej tożsamość zbuduje gest, opowieść o nim zaś ukazuje
tę tożsamość w ruchu. Gesty i ruch - to mogą być pewne słowa
kluczowe dla tej książki. Tym bardziej że analizując mowę ciała, można z niej
wyciągać wnioski w pewnym związku z przemijaniem. A Bieńczyk bada zależności
między gestami, twarzą, słowem i upływem czasu. Zaprasza nas do przeżycia
intelektualnej przygody z nutą melancholii i czułości, bo opowiada o tuszy
matki z równym zaangażowaniem co o żałobnym pochodzie plemienia Czejenów czy
realizmie Edwarda Hoppera, w którym skryłby się z pewnością jego Dawid, artysta
ucieczki.
Poza tym - także twarze. Po
raz kolejny o nich i z równym zaangażowaniem w temat. Ścisły jest związek
twarzy z przemijaniem, który Bieńczyk podkreśla choćby następującymi słowami: "Bo czas, zanim wyda nas ostatecznej
pustce, zalega w twarzach. Wciąga nas w twarze naprzeciw; w nich czujemy
najlepiej jego żywioł i rozpędzone życie, które czas zgodnie ze swym widzimisię
niesie, póty mu się chce". Autor wydobywa z Dominique Sandy czy Marilyn
Monroe ich wieczność oblicza. Sugeruje specyficzne zależności, a czasami po
prostu wskazuje Barthesa, który pisał o twarzy Grety Garbo. Tak wiele kryje się
w tym, co widzimy, a tak mało o tym myślimy w kontekście innym niż ocenianie
lub nadawanie własnych znaczeń grymasom czy gestom. Te ostatnie Bieńczyk
portretuje z wrażliwością humanisty, antropologa i socjologa. Posiłkuje się
Proustem, wybornym znawcą gestów. Francuski pisarz pozostanie stale obecnym
tłem rozważań. A my tymczasem przyjrzymy się temu, w jaki sposób hermeneuci
gestów nadają agresywnemu zachowaniu Zinédine'a Zidane'a znamiona melancholii.
Autor zaś - jak Kundera -spróbuje z
gestów wysnuć niejedną opowieść. Złożoną z marzeń, świadectw innych oraz różnego
rodzaju interpretacji, w których z dużą przyjemnością tonie.
W
części poświęconej gestom ucieczki kryje się chyba zasadniczy klucz
interpretacyjny zbioru. Marek Bieńczyk nadaje im kilka znaczeń tak jak co
najmniej kilka rodzajów ucieczek śledzi w życiu i literaturze, nieustannie mówiąc
o losach postaci fikcyjnych oraz rzeczywistych. Sam
sytuuje się gdzieś z dala. Mieszka w Republice Kres, w Republice Nie Tutaj.
Uciekać można w różnym celu. Czasami po to, by ratować własną tożsamość.
Zamknąć się gdzieś w przestrzeni, do której nie docierają zagrożenia, a walczyć
z nimi także przez wyparcie. Pięknie się to łączy ze świadectwami młodzieńczych
ucieczek w światy Minkowskiego, Bahdaja czy Niziurskiego. Mamy w zbiorze bowiem
ważne rozważania o istocie dawnej literatury młodzieżowej, o jej kształtowaniu
młodych sumień i o trwałych śladach w świadomości, których nie gwarantuje już
dzisiejsze pisanie dla młodego czytelnika tak boleśnie rozdzierane przez
dylemat tego, gdzie się osadzić - w świecie młodzieńczych rojeń czy systemie
wartości dorosłych. Wszak dzisiaj granice się zacierają tak, jak odchodzą do
lamusa słowa i zwroty, o których wspomina z czułością Bieńczyk, a także czas zaprzeszły,
za którym tęskni.
"Jabłko Olgi, stopy Dawida" to
historie tych powrotów do przeszłości, które z różnych powodów konieczne są, by
zrozumieć siebie dzisiejszego. Konteksty literackie, teoretycznoliterackie,
filozoficzne i historyczne czynią z wyznań Bieńczyka świadectwo pokory wobec
czasu i szacunku względem każdego rodzaju komunikacji w dziejach ludzkości. To w dużej mierze
książka o samych książkach - tych pochłanianych w młodości, tłumaczonych, tych
wdzierających się gdzieś pod skórę i tych ważnych dla bliskich Bieńczykowi
osób. Między Olgą a Dawidem rozpościera się świat, w którym autor jest osadzony
świadomie, ale doskonale wie, jakimi sposobami uciec tam, gdzie ponurość i
wieloznaczność świata można bezproblemowo porzucić. Zebrać marzenia, ważne
idee, zapamiętane twarze i poczucie, że warto wsłuchać się w siebie, by odnaleźć
własną Republikę Nie Tutaj i zabrać tam tylko to, co naprawdę istotne. Bo
Bieńczyk chwilami widzi wszystko jak wspominany Canetti, wyraźnie "do zawrotu głowy". Dokonując
selekcji bodźców, myśli i przekonań, zabiera się do własnej ucieczki świadomie,
gdyż bliskość z plemieniem ludzkości raz jest niezwykle istotna, ale czasem
nakazuje odejść. Spojrzeć z boku.
1 komentarz:
Ciężko nie uwielbiać Bieńczyka za przekłady klasyki francuskiej, eseje i - co rzadkie - arcyciekawy doktorat o Krasińskim ;) Ale nagrodzona Nike "Książka twarzy" mocno mnie rozczarowała, zwłaszca we fragmentach dalszych od literatury, a bardziej osobistych (rozdział poświęcony piłce nożnej...)
Już po wywiadzie dla Xięgarni ( http://xiegarnia.pl/wideo/xiegarnia-odcinek-112-marek-bienczyk/ ) widać było, że Bieńczyk powrócił do formy, ale cieszę się, że i krytycy polecają: koniecznie do przeczytania!
Prześlij komentarz