2015-07-27

"Inna Rzeczpospolita jest możliwa! Widma przeszłości, wizje przyszłości" Jan Sowa

Wydawca: W.A.B

Data wydania: 8 kwietnia 2015

Liczba stron: 296

Oprawa: miękka

Cena det.: 34,99 zł

Tytuł recenzji: W trosce o dobro wspólne

W omówieniach tego typu publikacji najczęściej pojawia się ton polemiki lub akceptacji, analizowanie zaprezentowanych tez z własnego punktu widzenia, tym samym odzieranie z treści i wyręczanie czytelnika, któremu należny jest szacunek. Książka Jana Sowy to dowód silnego zaangażowania w poruszaną problematykę. Autor pisze ze swadą i wie, o czym pisze. Stara się unikać poglądów już wielokrotnie głoszonych i nie powielać stereotypów myślowych. Analizuje myśl społeczną, polityczną i gospodarczą, budując tezy walczące z poczuciem pewnego rodzaju rozczarowania na rzecz klarownie budowanych argumentów, które mają udowadniać trafny tytuł książki.

Sowa nie jest idealistą, choć uważnie prześwietla analizowane idee, szczególnie wnikliwie czytając Marksa. Publikacja najpierw zbudowana jest z sądów i przekonań o kalekiej istocie polskości, które opinia publiczna powiela czasem bez większego zastanowienia. Potem stanowi zdecydowaną krytykę i konserwatyzmu z jego tęsknotami za Pierwszą Rzeczpospolitą sarmacką, i liberalizmu powielającego zachodnie wzorce bez należnej temu refleksji. Ostatnia część książki to wywód dość klarowny, ale jednocześnie odbiegający nieco od dyscypliny myślowej porządkującej poprzednie rozważania. Można zadać sobie pytanie o to, czy Sowa jest utopistą, czy pragmatykiem, czy bezwzględnym realistą. Wchodzenie w dialog z jego tezami należy pozostawić czytającym. Bo "Inna Rzeczpospolita jest możliwa!" to jedna z lektur dzisiaj naprawdę obowiązkowych, bez względu na światopogląd, orientację polityczną czy stopień (nie)zadowolenia z życia po latach transformacji. Opowiada o pewnym zaprzepaszczonym ideale, zwartej formacji, o ruchu umożliwiającym w pełni korzystanie z tak zwanego dobra wspólnego i wzbogacanie go.

Książka to pokłosie poglądów z poprzednich publikacji, po których przedstawieniu autor rozwija pewne tezy, budując zwarty i logiczny wywód oparty na analizie tego, w jaki sposób państwowość polska rozwijała się przez blisko pięć minionych wieków. Sowa sygnalizuje, że dzisiaj mamy przed sobą dość ograniczony, w pewien sposób ułomny i na pewno ryzykowny wybór - opowiadamy się albo za konserwatyzmem ideologów zatopionych nieprzytomnie w przeszłości, albo za liberalizmem o kilku obliczach i niezrozumiałych dla wielu znaczeniach, akceptujący z kolei rozwój przez naśladownictwo, uwalniając fascynację zachodnimi wzorcami, od których przez lata byliśmy izolowani. Czy jest szansa na wyjście z impasu? Jest coś, o czym można myśleć jako o alternatywnej drodze rozwoju państwowości, uzdrowienia gospodarki i zniwelowania minorowych nastrojów społecznych (z których dramatyzmem autor jednak mocno przesadza)? Jest, a właściwie wydarzyło się to coś. Sowa przypomina ideały "Solidarności" z samego początku jej istnienia. Analizuje ten czas, którego jeszcze nie zrujnował stan wojenny, i tę euforię oraz determinację w walce, dzięki której powstał ruch - być może jedyny taki i prawdziwy - na rzecz kluczowego dla autora rozważań pojęcia "dobra wspólnego".

Czym ono jest? "Dobro wspólne można rozumieć jako rodzaj kapitału - a więc jednocześnie zasobu i relacji społecznej". Wypracowała je "Solidarność". O nie walczyła. Formacja poza jakimikolwiek kategoriami, absolutnie nowatorska i zdecydowanie przełomowa. Ruch jednoczący ideowo, który zbudował układ sił na rzecz walki o dobro wspólne na bardzo krótki, jednak zdecydowanie wyraźny okres czasu. Pierwotne ideały "Solidarności" zatarły się już, a walczący o nową formację w obronie godności ludzi i pracy robotnicy szybko zostali później usunięci na margines. Jan Sowa, posługując się paralelą Arabskiej Wiosny, wyraźnie wskazuje kierunek, w jakim mogłaby pójść polska demokracja i państwowość, gdyby odpowiednio wcześnie zdano sobie sprawę z tego, jak wielkie znaczenie ma to, co wydarzyło się na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

"Solidarność" ujawniła w Polakach coś, o czym szybko potem zapomnieli. To było takie idealne połączenie na chwilę, jednoczące wszystkie grupy społeczne, jednoczące także na papierze i w dokumentacji, nie tylko ideologicznie. Ruch ten dawał szansę na najbardziej demokratyczne dbanie o równość i godność, na budowanie Rzeczpospolitej opartej na sile społeczności i na mocy samorządności - innej niż w dzisiejszym rozumieniu. Co się stało, że nie potrafiliśmy tego utrzymać i zatrzymać? Dlaczego dzisiaj mnożą się teorie wielkości dawnych dziejów, w których Polska nie spełniała praktycznie żadnych wymogów prawdziwej państwowości, lub też wchłania się naiwną wizję kapitalizmu i rozwoju poprzez kopiowanie? Pojawia się bolesna myśl o tym, że w formowaniu swej państwowości Polska w każdym okresie historycznym bazowała na obcych wzorcach, nie szanując siebie samej i swoich obywateli.

Sowa rozważa, w jakim kontekście dobro wspólne wciąż jest nam dane i co można z nim zrobić. Temu dobru potrzebne są sensowne, spójne wewnętrznie instytucje. Mamy język i wiedzę, demokrację i moc miasta. Mamy także możliwości i szanse, ale nie potrafimy z nich korzystać. Uciekamy od Wschodu, który wcześniej nas zagarniał (autor uważnie analizuje wszelkie wypaczenia oraz upadek ZSRR), i nie jesteśmy w stanie dorównać Zachodowi, bo tam wszystko, co związane z państwowością i kapitałem, rozwijało się przez wieki zupełnie inaczej. Pozostaje nam zatem kraj na peryferiach, z którym nikt nie chce się liczyć. Kraj smutnych ludzi, którzy sobie nie ufają. Ta mroczna wizja atakuje nas już na wstępie, jest dość stronnicza i nie do końca wiarygodna. Dalsza część rozważań, z lekko hurraoptymistycznymi tezami ostatniego rozdziału, to spójnie zbudowany wywód, w którym dominują śmiałe tezy, a nie na przykład pytania retoryczne. Jan Sowa zmusza do tego, by skonfrontować się z jego poglądami i zastanowić nad tym, jak - w nawiązaniu do podtytułu - pożegnać męczące widma przeszłości  i wypracować spójne wizje przyszłości. Opowiada o fenomenie, dla którego Polacy byli gotowi na bardzo wiele, a dzisiaj mgliście rozważają sens i celowość jego działań. O Polsce, która wciąż ma szansę na to, by być dobrem wspólnym. Być krajem, w którym szanujemy się, i sobie ufamy. Robimy też coś razem. Dla siebie i przyszłości.

Brak komentarzy: