Wydawca: Karakter
Data wydania: 16 sierpnia 2016
Liczba stron: 240
Tłumacz: Jacek Giszczak
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39 zł
Tytuł recenzji: Tożsamość w chaosie
Książki Alaina Mabanckou są
jednocześnie uzupełnianiem i rozszerzaniem kolejnych. Niesamowita jest ta
autorska ekspresja, chęć wydobycia pełni rytmu Czarnego Lądu, to umiłowanie
małej ojczyzny i ta uważność w postrzeganiu obcego nam świata, dzięki której za
każdym razem narracja pisarza jest dla nas ucztą zmysłów. Nie są to żadne
górnolotne stwierdzenia i wielbiciele Mabanckou kupią „Papryczkę” w ciemno. Bez
wahania, bo przecież niesamowite jest to, z jak różnych postaci lub sytuacji
epizodycznych twórca potrafi stworzyć kanwę nowej, jeszcze bardziej
ekspresyjnej książki. „Papryczka”
jest rzeczą o pamięci, tożsamości i elementarnych brakach, których nie jest w
stanie nic zastąpić, a co tym razem narrator ukazuje w doskonałej metaforze
ułomności gramatycznej zdań. Ten, którego Michel, kończący dwadzieścia lat
szczęśliwiec z poprzedniej powieści, uznaje za śmietnikowego filozofa, stanie
się znakomitym gawędziarzem, który o bólu egzystencji, o poczuciu odrzucenia i
o witalizmie życia na marginesie opowie nie tyle brawurowo, ile przede
wszystkim nieco inaczej niż poprzedni bohaterowie Mabanckou. Będziemy mieli do
czynienia z prozą wyznania starającą się uporządkować życiorys, któremu nigdy
nikt nie przyglądał się z należytą uwagą. Papryczka opowie o swym dzieciństwie,
dorastaniu na ulicy, poczuciu braku kontroli nad życiem i o swej przykrej
zbędności w taki sposób, że ta powieść mimo wszystko oswoi dla nas
bezkompromisowość i okrucieństwo życia w kraju podzielonym plemiennie,
ideologicznie, społecznie i przez nierówności w posiadaniu. Historia zapisana w
kronikach oraz encyklopediach zderzy się z taką, której nikt uważnie się nie
przysłuchuje. Mabanckou zachęci do uwagi, ale przede wszystkim do czujności,
albowiem jego nowy bohater nie da się obnażyć całkowicie.
Tym razem będzie dużo mniej
do śmiechu, choć wiadomo, że uśmiech w prozie Mabanckou wydobywa się gdzieś spośród
łez. Chłopcu porzuconemu z setkami innych pewien wrażliwy ksiądz nadaje imię,
którego Papryczka będzie się nieco wstydził, ale to taki czuły stygmat kogoś,
komu naprawdę na nim zależało, w przeciwieństwie do stygmatu czerwonych chust
pionierskich czy naznaczenia przez ulicę Pointe-Noire, gdzie zasady określają walczący
o wpływy. Tata Mupelo pewnego dnia zniknie.
Pochłoną go zmiana systemowa i niepamięć. Pozostanie jedynie radosny zairski
taniec, któremu Papryczka przyjrzy się ponownie, gdy w innym okresie życia ktoś
po raz drugi spojrzy na niego z czułością i uwagą. Tymczasem dzieciństwo
naznaczone jest wiecznym podporządkowaniem się. Sierociniec zarządzany przez
apodyktycznego dyrektora to ledwie przygrywka do życia w państwie mającym
podobnego prezydenta i na ulicy, która dyktuje swoje prawa z absolutną
bezwzględnością.
Narrator jest świadom swojej
siły nie tylko od momentu, w którym zasłuży na swe miano, mszcząc się na
oprawcach swojego przyjaciela z sierocińca. Papryczka będzie miał w sobie tę
wielką siłę przetrwania, której nie zniszczą żadne duchy, demony, żadna wiara
lub jej brak. Także żaden system polityczny i żaden aparat państwa – to jest
przecież bardzo odległe w chwilach, kiedy trzeba walczyć o przetrwanie na
ulicy. A jednak boksowanie się Papryczki z życiem naznaczone jest bardzo
czytelnymi i niezwykle wyraźnymi kontekstami. Tożsamość bohatera wyrasta z
braków, a braki sygnalizują wszelkie możliwe ułomności, które czynią Kongo-Brazzaville państwem tak licznych absurdów.
Przemoc jest wszechobecna. Tylko w jakiejkolwiek opozycji do niej można
wywalczyć własną życiową drogę. Papryczka wie, że nie może oczekiwać zbyt
wiele. Zdaje sobie sprawę, że ucieczka z sierocińca to już początek wiecznego
uciekania. Przed sobą, swymi wspomnieniami, demonami duszy zaklinanej na kilka
sposobów. Mabanckou pisze o tym, w jaki
sposób cwaniak i kombinator staje się wrażliwym filozofem życia. Bo mimo
wszystko cały chaos wokół niego domaga się jakiejś wykładni. W jakiś sposób
trzeba o nim opowiedzieć – nie tyle porządkując go, ile próbując przede
wszystkim nakreślić konteksty. To nie jest tak, że ulica naznacza na zawsze
i że każe się poddać swej bezmyślności oraz przemocy. Papryczkę ratują nie
tylko szczęśliwe zbiegi okoliczności, ale przede wszystkim jego inteligencja.
To, że potrafi opisywaną rzeczywistość porządkować w sposób czytelny
gramatycznie i widzieć deficyty narzędzi opisu, kiedy okoliczniki tęsknią za
orzeczeniem, a części mowy rozbijają strukturę komunikatów słyszanych już od
dzieciństwa.
To
książka o uważnym słuchaczu, czasami mającym dość opowieści, które musi w
siebie wchłonąć. Wysłuchuje ludzkich wspomnień i gromadzi cudze traumy, jakby
swoich miał za mało. Jednocześnie stara się porządkować świat poprzez
wychwytywane błędy innych. Stara się być poczciwy.
Dokąd doprowadzi go potrzeba porządkowania w świecie, gdzie porządek wyznaczają
absurdalne prawa i nakazy skorumpowanych oraz ograniczonych myślowo architektów
rzeczywistości? Alain Mabanckou ze śmiertelną powagą opowiada o tych wszystkich
ludziach, dla których życie to wieczne tkwienie gdzieś na uboczu, bez
możliwości zmiany tego stanu rzeczy. Z dużą dozą ironii obrazuje kalectwo
Konga, któremu nikt tak naprawdę nie pomaga być mądrym państwem, krajem
jakiejkolwiek stabilności egzystencjalnej. Afryka widziana oczyma Papryczki
domaga się czasem tego, by znalazł się jakiś african psycho i w swym
szaleństwie – jak Grégoire Nakobomayo – udowodnił, że nie ma już czego
porządkować, że wszystko nadaje się do absolutnego przewartościowania.
A jednak portretowana
rzeczywistość jest boleśnie wyraźna, domknięta w pewnych szczegółach, w tej
opowieści żalu i rozpaczy połączonych z empatią i zwyczajną ludzką
poczciwością. Tę odnaleźć można w osobie burdelmamy z Pointe-Noire, w starym
Kukubie z pewnej kostnicy, w ludziach pozornie skazanych na zło i przemoc, a
jednocześnie broniących się przed nimi na wszystkie możliwe sposoby. „Papryczka”
to także nostalgiczna nieco opowieść o marzeniach. Każdy chciałby wierzyć w to,
iż kiedyś wyląduje samolot specjalnie dla niego, zabierając go daleko, do
lepszego świata, lepszego życia. Mabanckou
opowiada o tym, że w jego Afryce nie zdarzają się cuda, choć łatwo w nie
uwierzyć, kiedy nie ma już niczego, czemu można zaufać. Ta powieść to także
historia o świecie pełnym wad i pustki, a także o ludzkim okrucieństwie, które
można przekuć w szlachetność. Dynamiczna, żywiołowa, chwilami przeraźliwie
smutna, ale w dobrze już znanym ironicznym stylu autora skreślona opowieść o
dramacie życia bez perspektyw oraz o perspektywach potrafiących zaskoczyć i
pomóc. To też taka nieco autotematyczna wariacja pisarska – budowanie
pełnokrwistej opowieści, którą snuje ktoś uznany za całkowicie epizodycznego. „Papryczka”
jest opowieścią o afrykańskim Robin Hoodzie, który nie miał komu zabierać, by
oddawać biednym, ale na pewno sprawiedliwie podzieliłby wszelkie dobro, jakie
otrzymałby od losu. Żywa i frapująca narracja.
PATRONAT MEDIALNY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz