Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 2 czerwca 2016
Liczba stron: 352
Tłumacz: Elżbieta
Ptaszyńska-Sadowska
Oprawa: miękka
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Jak wykiwać Szwedów?
„Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” bardzo wysoko postawił poprzeczkę dalszej twórczości
Jonasa Jonassona. Człowieka, który lubi się przyjrzeć swoim rodakom w krzywym
zwierciadle. Niekiedy skrzywia je do przesady i powstają już mało śmieszne
hiperbole, ale z pewnością jest to pisarz niespotykanej fantazji, który ma
talent do narracyjnych wolt, choć niekiedy bywa przegadany i widać to w nowej
powieści, gdzie Jonasson znowu zadręcza czytelnika przydługim tytułem. „Anders Morderca i przyjaciele” (skracam
celowo) to powieść dość nierówna. Napisana z werwą, bardzo dynamiczna, ale
pozostawiająca pewien niedosyt. Tym razem szwedzki autor obnaży ludzkie
słabości w swoistym tryptyku obrazującym, w jaki sposób w Szwecji można
rozwinąć działalność gospodarczą, nie pomagając przy tym w żadnej mierze budżetowi
państwa. Jonasson w pierwszej części boleśnie obnaża pokłady zła i zawiści
drzemiące w ludziach oraz szukające ujścia, by można było pozbyć się wyrzutów
sumienia albo niewygodnych współtowarzyszy losu. W drugiej obśmiewa potrzebę
transcendencji i duchowego przewodnika, w której kryje się ta ludzka
niezdolność do samodzielnego myślenia i interpretowania świata. W trzeciej
natomiast mamy do czynienia z sytuacją, gdy ciekawe pomysły się autorowi
skończyły, ale chciałby sobie jeszcze popisać. No to pisze. Zdecydowanie psując
walory książki stworzone dzięki poprzednim historiom. A właściwie jednej
historii opowiadającej o tym, jak błyskawicznie idiota może stać się bożyszczem
tłumów i jak równie szybko tłumy zapominają o fatalnym lokowaniu uczuć oraz
zaufania w idiocie wrzuconym błyskawicznie w niebyt.
Pierwsze skrzypce grają tu
jednak towarzysze tytułowego Andersa Mordercy. On sam nie jest w zasadzie
interesujący ani dla czytelnika, ani też dla samego Jonassona. Zbliżający się
do sześćdziesiątki Anders przesiedział większość dorosłego życia w więzieniu,
ale chce coś zmienić i ruszyć głową zamiast siekierą, nożem czy śrutówką, co
doprowadzało go do odbywania kolejnych wyroków z dala od wolności. Anders Morderca ma bardzo prostą i być może
zaskakująco trafną filozofię życia. Uważa, że wystarczy spuścić łomot temu i
owemu, aby czynność ta uporządkowała świat oraz uformowała sprawy w taki
sposób, iż wszystko stanie się jasne i przejrzyste. Nic nie jest jednak takie
dla wspomnianych już towarzyszy oprycha. To dość specyficzny tandem
życiowych wyrzutków, którzy toczą wojnę z ludzkością i systemem, domagając się
sprawiedliwości albo choćby fragmentarycznie spokojnego życia – z dala od
przeżytych rodzinnych traum i upokorzeń. To oni będą wiedli Andersa Mordercę na
manowce w taki sposób, żeby było to dla nich korzystne finansowo. A jak wiadomo
– co Jonasson podkreśla już wcale bez przymrużenia oka – nieszczęścia idą
zazwyczaj w parze z pieniędzmi. Tych ekipa Andersa zdobędzie bardzo dużo.
Zaskakująco łatwo albo – gdyby spojrzeć na to z innej perspektywy – w wyniku
niezwykle szalonych i inteligentnych manipulacji. Przede wszystkim innymi
ludźmi, a nie wszystkich moglibyśmy określić mianem ofiar.
Per nie dorobił się w życiu
niczego poza posadą recepcjonisty i nigdy nie pożegnał żalu do dziadka i ojca
za to, że uczynili jego istnienie tak bardzo beznadziejnym i tak beznadziejnie
pozbawionym jakichkolwiek perspektyw. Johanna natomiast miała urodzić się
chłopcem, ale skoro nim nie była, zbierała latami ojcowskie odium, otrzymując w
zamian tylko pogardę i nienawiść. Wbrew światopoglądowi i wbrew ateizmowi
powstałemu ze złości została pastorem, dość szybko jednak usuniętym ze zboru.
Teraz przypadkiem zbliża się do Pera, a wraz z nim do seryjnego mordercy, który
nieświadomie daje się wkręcić w intratny biznes. Jeden z kilku, jakie w planach
mają Per i Johanna. On potrafi zachować
zimną krew w najtrudniejszych nawet sytuacjach. Ona nigdy nie daje się zbić z
pantałyku. Staną się mistrzami manipulacji. Anders będzie ich narzędziem. Celem
manipulowania okaże się szwedzkie społeczeństwo – bezrefleksyjne i pozbawione
krytycyzmu. Na łasce mediów uprawiających wybiórcze dziennikarstwo, a może –
jak to zostało ironicznie nazwane w powieści – dziennikarstwo twórcze.
Twórcze są na pewno pomysły
pani pastor i recepcjonisty. Jonasson niezwykle barwnie portretuje ludzi ze
zwykłego marginesu, którzy tylko zrządzeniem losu oderwali się od niego, od
przyziemnej egzystencji pośród żalu, kompleksów i poczucia niesprawiedliwości
losu. Motorem napędowym działań są pieniądze, ale „Anders Morderca i
przyjaciele (oraz kilkoro wiernych nieprzyjaciół)” to nie tylko książka o
pogoni za mamoną. Autor w specyficzny sposób traktuje religijność oraz cytowane
fragmenty Biblii. Zaciemnia to, co ma być jasne dla wiernych, i boleśnie obnaża
wszystkie absurdy natchnionych zapisów, które w konfrontacji ze zdrowym rozsądkiem
padają niczym przeciwnicy działań Andersa – najpierw demolującego ludzi na
zlecenie, potem rozsławiającego słowo boże w kościele, w którym jedyne, co
naprawdę trafia do wiernych, to wino w hurtowych ilościach jako forma
specyficznej komunii. Jonasson zadaje
kilka retorycznych pytań o to, dlaczego szwedzki kościół pustoszeje. Analizuje
stan umysłu tych, którzy wierzą, iż można się żarliwie modlić nawet do wiatraka
na odludziu. Biblia zdaje się specyficznym tekstem źródłowym tej powieści,
jednak autor bardzo mocno swoje zwroty akcji osadza w realnym życiu, z dala od
cudów i wiary. To życie przybiera groteskowe kształty i to nie jest
Szwecja, której chciałoby się przyglądać bliżej. A jednak są tam narodowe wady,
upiory pamięci, pęknięcia w szwedzkiej szlachetności i egalitaryzmie oraz to,
co nazywa się mroczną podświadomością, o której nikt nigdy nie powinien
opowiadać drugiej osobie.
To
powieść o sprycie, przedsiębiorczości i o tym, że człowiek jest w stanie
sankcjonować największą nawet podłość, jeśli zostanie mu ona przedstawiona jako
celowa. Jonasson bawi równie mocno jak w swym debiucie, ale –
wspomniałem o tym – nie wie w zasadzie, kiedy skończyć tę książkę, bo dokłada
jeszcze rujnujący wszystko epilog: w założeniu naturalnie zaskakujący, ale mimo
wszystko będący smutną ostatnią kropką. Właściwie to dużo więcej grozy i
mrocznych przesłań niż komizmu słownego oraz sytuacyjnego zawiera ta powieść o
wstydliwych przywarach Szwedów i o szwedzkości, która nie lubi być wykpiwana.
Zdecydowanie rozrywkowa lektura z pewnym przesłaniem egzystencjalnym. Ostrze
ironii gotowe do działania. Z pewnością zainteresuje, choć nie wiem, czy
pochłonie bez reszty jak „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz