Wydawca: Karakter
Data wydania: 5 maja 2017
Liczba stron: 198
Oprawa: twarda
Cena det.: 37 zł
Tytuł recenzji: Ślady
Marcin Wicha opowiada o
rodzicach, proponując nam przejmujące, pełne drobiazgowej czułości do detali
książki. Duch ojca unosił się nad „Jak przestałem kochać design”, bo po tym,
jak ojciec zakorzenił w synu umiłowanie do porządku, Wicha postanowił
uporządkować sprawy związane z estetyką projektowania, którym się na co dzień
zajmuje. „Rzeczy, których nie
wyrzuciłem” to książka dużo bardziej przejmująca, osobisty tryptyk będący formą
czułego epitafium. Zbiór tekstów pisanych krótkimi, rwanymi frazami, który mówi
o niegotowości na odejście matki i jednocześnie o tym, że trzeba się z nim
zmierzyć w każdym możliwym wymiarze. Pozostają słowa i przedmioty, a także
pamięć ostatnich trudnych dni, o których opowiada ściskająca za gardło trzecia
część książki. Całość przemawia do nas z wielką siłą nie tylko dlatego, że
odejście matki to zawsze i wszędzie najbardziej traumatyczne przeżycie, jakiego
zaznajemy. „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” to także opowieść o tym, że książki
mogą stanowić pewien niezwykły pomost między życiem a śmiercią. Literatura w
nowej roli idzie w parze z całą masą tych uciążliwych drobiazgów, z którymi
jakoś trzeba się uporać. Nie można ich wyrzucić, bo stanowią dowód życia, które
ukształtowało autora. Tego życia, którego już nie ma. Wyjątkowo przejmująca
rzecz o bolesnym braku. O tym, że zmarli zaczynają żyć intensywnie dopiero po
swojej śmierci.
Nasuwa mi się skojarzenie z
dziennikiem żałoby „Umarł mi” Ingi Iwasiów. Podobnie niepozorna objętość i
równie poruszająca treść. Bo kiedy Iwasiów pisze o ojcu: „(…) skoro umarł,
muszę jeszcze bardziej mieć go w sobie”, to widać wyraźnie, że Marcin Wicha
podziela to przekonanie. Matka staje się bliższa, ważniejsza, bardziej obecna
po odejściu. Opowiada siebie na nowo w wyobraźni syna. Ten zbiera i kataloguje
dowody tego, jak żyła, czym żyła, czego się bała i co ją cieszyło. Powstaje
kolaż złożony z przedmiotów, emocji i słów. To matka nauczyła Wichę szacunku
do słowa i precyzji w jego używaniu. To specyficzne epitafium jest dowodem
tego, że nauka była skuteczna. Czytamy o tym, w jaki sposób rzeczy potrafią
mówić, jak porządkują czas miniony i w jakim wymiarze każą go rozumieć. Jak
pozwalają oswoić pustkę, będąc smutnymi i ważnymi jednocześnie substytutami
życia, jakie chce się przy sobie zatrzymać.
Matka była zasadnicza, mądra, bezkompromisowa i
przepełniona rozmaitymi lękami. Szła przez życie z pewną zadziornością, ale i
poczuciem, że są sprawy, wobec których jest bezradna, często bezsilna. Broniła
się przed chaosem, porządkując każdy kolejny dzień. Także w słowach, a może
przede wszystkim w nich. Stała obok syna w czasami trudnej symbiozie. Zawsze
czujna i uważna. Wiedziała, że to się kiedyś skończy, że on zostanie bez niej.
Wiedziała, ale nie do końca rozumiała ogrom straty. Marcin Wicha nie roni łez
albo też o łzach nie pisze, trzeba napisać o czymś zupełnie innym. Nie ukrywać
spraw prywatnych, ale także nie czynić tej narracji niezdrową formą
ekshibicjonizmu emocjonalnego. Wie, o czym pisać. O dowodach na matczyną
podmiotowość. Tych wyrzutach sumienia, które teraz trzeba uporządkować. O
wszystkich książkach, z którymi matka szła przez życie, a które teraz
przywiązują się do syna, nie dają się opuścić, nie chcą stać się zbędną
makulaturą, nad którą antykwariusz pokiwa głową z politowaniem. Lata
gromadzenia i imperatyw matczynego porządku pozostawiają teraz spadkobiercę z
dylematami – co oddać, zniszczyć, co ze sobą zabrać; z czym się związać i co
nieść przez życie jak pamięć o tej, która zawsze pamiętała, by mądrze wyprawić
syna w świat.
Wicha
pisze, że żyła zadaniowo, od jednej do drugiej sprawy. Teraz sprawa jest tylko
jedna – umieć zapamiętać i zrozumieć. Nie tylko czas miniony, który autor
odtwarza z czułą dokładnością. Chodzi o oswojenie pustki wypełnionej
przedmiotami. O niemożność zdecydowania, które z nich mają przetrwać, pozostać
blisko.
Rozumne zawadiactwo matki trzeba teraz przekuć w kompletowanie martwych
pamiątek po niej. Tych mających dawać świadectwo i wiązać przeszłość z czasem
przyszłym, gdzie nie będzie już żywego człowieka, a jedynie to, co po nim
pozostaje. Zmarli są przy nas bardziej intensywnie. Marcin Wicha udowadnia to,
przeglądając matczyne książki, wspominając jej bunty i sprzeciwy, pokazując
całą złożoność osobowości otoczonej rzeczami. Podmiotami zupełnie innej
historii – tej, której zmarła nie może już opowiedzieć.
Ujmujące wyjątkowym poczuciem humoru i sentymentem
są te fragmenty książki, w których dowiadujemy się, jak nowe rzeczy i nowe
sprawy były oswajane i rozumiane za pomocą matczynych wykładni. A był to czas,
w którym na nowość wydawniczą się polowało. Czas, kiedy do jednej książki
wracało się wiele razy, za każdym odkrywając w niej coś nowego. Litery i zdania
z woluminów, które przytulała do siebie matka, nie pozwalają teraz dać o sobie
zapomnieć. Marcin Wicha musi uporządkować nie tylko księgozbiór. Przede wszystkim
skatalogować pojęcia, którym trzeba zmienić nieco definicje. Opowiada o tych
książkach, których matka nigdy nie porzuciła, i o tych przygodach z literaturą,
które zapoczątkowała jej bliskość.
Ona mówiła zawsze wprost, wszystko dosadnie,
niczego nie niuansując. Jak wypowiada się teraz syn? Czy nie jest przypadkiem
tak, że jest porzuconym dzieckiem, któremu nie wyjaśniono wszystkiego, nie
oswojono z grozą, przy jakiej słowa mogą być niewystarczające? „Rzeczy,
których nie wyrzuciłem” to przede wszystkim przepiękna polszczyzna, sugestywne
kadry wspomnień, zdania zajmujące uwagę na bardzo długo i frazy opisujące to,
co pozostało – w każdym możliwym wymiarze. To nie jest łatwa książka i w
porównaniu z książką o designie jest pełna niepewności, wahania i zwodniczej
melancholii. Jest jednocześnie bardzo odważna. Pokazuje odwagę kryjącą się w
słowach opowiadających koniec i tym samym torujących drogę do nowego początku.
Wicha opowiada o bliskości z tym, co literackie, oraz obcości pustki – pośród
rozrzuconych rzeczy i uporządkowanych pozornie, lecz czasem zupełnie bezradnych
słów. Piękna, wzruszająca, mała książka o wielkich sprawach związanych ze
śmiercią oraz pamięcią o niej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz