Wydawca: Dowody
na Istnienie
Data wydania: 24 października 2017
Liczba stron: 220
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 33 zł
Tytuł recenzji: Piekło pracy
Napisać reportaż o pracy w
Polsce – wydaje się, że to nic trudnego. To taki trochę samograj. Wystarczy
wyjść z mikrofonem na ulicę. Zapukać do sąsiadów. Wybrać się na kawę ze
znajomymi i najlepiej im postawić, kiedy ich nie stać. Jakoś prowokacyjnie
rozpocząć wątek na forum dla bezrobotnych albo pracowników korporacji. Tysiące
opowieści o tym, jak opresyjna może być praca i jak wiele sfer życia potrafi
zawłaszczyć, można zdobyć stosunkowo łatwo. Nie jest łatwo stworzyć z nich
spójną i frapującą opowieść, która nie będzie wyliczeniem wstydu, wściekłości,
frustracji i beznadziei. Oldze Gitkowicz udała się nie lada sztuka. To nie tylko reportaż o statusie pracy w
XXI wieku, w Polsce pojmowanej inaczej, niż określił ją za oceanem Chuck
Palahniuk w słowach „twoja praca to nie ty”. To pouczająca opowieść o historii
pracowania Polaków, o tym, czym praca kiedyś była i czym się stała dzisiaj. Bo
wkroczyła w rejony, w których nigdy nie bywała. Wdarła się do domów i
świadomości ludzkiej. Może mieć destrukcyjną moc. Gitkiewicz rekonstruuje
historię swojej rodziny, przygląda się zależnościom przodków od stosunku pracy.
Portretuje przeszłość Żyrardowa i jego fabryki lnu, symbolicznie snując nitki
będące opowieściami o tym, kto i jak pracował w jej rodzinie. Symultanicznie
rozwija jednak inną, bardziej złożoną narrację w szerokim kontekście. Bada
znaczenie słownikowe słowa „praca” i semantykę wstydu. Punktuje, dla kogo i
kiedy praca stała się treścią życia. Zamieniła życie w system opresji. To
przerażające i zaskakujące, ile elementów życia Polaka definiuje i zapełnia
dziś praca zarobkowa. Co stoi za tą mnogością połączeń? Kto i jak jest
zhańbiony tym, że ma pracę, lub tym, że nie może jej znaleźć?
Jak w wielu klasycznych
reportażach, tak i tutaj opowieść rozpoczyna się od przedmiotu. Gitkiewicz
ogląda książeczkę zdrowia pracownicy, która przez całe życie należała do
jednego zakładu pracy. Nie miała pojęcia o masowych zwolnieniach, redukcjach
etatów, umowach śmieciowych albo niezdrowej konkurencji między pracownikami.
Nic na temat swojego stabilnego życia zawodowego nie może już opowiedzieć.
Opowiada autorka, która porzuciła pracę w korporacji, by napisać tę książkę.
Sentymentalną po części, gdy dotyczy jej rodziny. Ludzi, którzy wrośli w
Żyrardów – przez lata doskonałą osadę robotniczą, gdzie wszyscy byli równi w
biedzie i daleko do doskonałości było im zarobkom oraz warunkom pracy. Robotniczy Żyrardów sprzed lat to taki
wizerunek w sepii, który Olga Gitkiewicz ubarwia fantazjami i rekonstrukcjami
faktów. Sięgając do XIX wieku, obrazuje strukturę zakładu pracy oraz porządek
panujący między tymi, którzy wyznaczali zadania do wykonania, a tymi, którzy
musieli je wykonać, choć często mieli z tym duże problemy. Z historii rodzinnej
wydobywają się te pozostałe. Trudne do zaakceptowania, choć przecież wszystkim
znane. Autorka raczej niczym nie zaskoczy. Może jedynie sugestiami, że w
morzu ludzkiej desperacji i ponadludzkiego czasem wysiłku utrzymania etatu
każdy wciąż na nowo zadaje sobie pytanie o to, co wydarzyło się w Polsce –
zwłaszcza po 1989 roku – że w kwestii stosunku pracy i stosunku do niej coraz
rzadziej jest mowa o normalności…
Praca może zabijać – na dwa
sposoby. Można zamordować pracodawcę albo skutecznie targnąć się na własne
życie. Nie wiem, która z tych historii sugestywniej obrazuje ludzką bezsilność
wobec systemu. Jest jeszcze wiele innych, które opowiadają o tym, że dziwnym
trafem nie pracujemy, by żyć, lecz żyjemy, by pracować. Jest ponuro i groźnie.
Bo ponury i groźny jest polski rynek pracy. Drapieżny, niestabilny, kiedyś w
całości kontrolowany przez państwo, dzisiaj bez żadnej kontroli – także przyzwoitości
tego, gdzie i na jakich warunkach zatrudnia się ludzi.
Poznamy perypetie
humanistki, którą w perfidny sposób usunięto ze stanowiska. Kuriozalne zlecenia
przewoźnika, któremu kazano przyglądać się męce przewożonych zwierząt. Poznamy
anatomię paskudnego szefa odwołującego się do prymitywnych instynktów, by
pokazać wyższość. Zajrzymy do Mordoru, warszawskiej korporacji usidlającej
pracowników. Także do Szydłowca – miasta z udokumentowanym największym w kraju
bezrobociem. Wszędzie poczucie niesprawiedliwości, ale także coraz bardziej
mnożących się absurdów. Już nie ma tak jak za komuny, gdy praca była jasna i
klarowna, każdy ją miał i każdy zarabiał mniej więcej tyle samo. Szaleństwo
możliwości i niemożliwości zatrudniania doprowadziło do sytuacji, w której cała
masa zaburzeń osobowości oraz różnego rodzaj lęki i nerwice są tylko wynikiem
stosunku do pracy. Na rynku pełnym bolączek, biurokratycznych absurdów, różnych
form podległości prowadzących do poniżania.
Gitkiewicz
przygląda się również zjawisku bezrobocia – na płaszczyźnie czasowej i
obserwując dzisiejszą niezdolność bezrobotnych do podjęcia adekwatnego dla nich
zajęcia. Ukazuje gniew i bezradność. Inaczej nieco w XIX wieku, inaczej po
wojnie, zupełnie inaczej w czasach, w których na rynek pracy wdarły się
różnorodność, konkurencja, a za nimi chaos i liczne formy upokorzeń.
Ostatecznie „Nie hańbi” jest zatem opowieścią o tym, co człowieka rujnuje,
zamiast dawać mu satysfakcję i profity finansowe. Co stoi za modelem
powszechnej niesprawiedliwości? Dlaczego tak wielu ludzi przeklina swoją pracę,
nadal ją wykonując? Co wydarzyło się przed laty i co dzieje się wciąż na nowo,
co wywołuje absurd przekonania, że pracy należy oddać całego siebie, by po jej
utracie doświadczyć wyjątkowo bolesnego rodzaju pustki?
Opowiadając
o pracy, Olga Gitkiewicz portretuje przede wszystkim chwiejne fundamenty
ludzkiego poczucia bezpieczeństwa i stara się zniuansować odcienie wstydu –
takiego, o którym nie chce się rozmawiać, bo często jest niewyrażalny w
słowach. Jest w tym reportażu odrobina groteskowego ujęcia form
zależności między pracodawcą a pracownikiem. Gitkiewicz śledzi te niewygodne
zależności, starając się wyjaśnić ich genezę. Czy to stronniczy reportaż? W
końcu ogromna rzesza Polaków może mówić o zadowoleniu ze swojego życia
zawodowego. „Nie hańbi” uczciwie i wieloaspektowo punktuje to, o czym mówią ci
rozgoryczeni. Ci, dla których praca stała się udręką, a osobista hańba to
niemożność zmierzenia się z tym, że tak udręcza. Sporo zatem o zhańbieniu w tej
książce. Także o tym, że kwestia tak oczywista z punktu widzenia rozwoju ludzkiego
i gospodarczego stała się tematem wielu
frustrujących dyskusji, z których niewiele wynika, bo z roku na rok coraz mniej
zmienia się na lepsze. Tymczasem otrzymujemy informacje o tym, że maleje
bezrobocie i że mamy się zawodowo coraz lepiej. Olga Gitkiewicz z dystansem, ale także z dużą dozą empatii pokaże
prawdziwe oblicze rozwijającego się rynku pracy. Oblicze upokorzenia i hańby.
Także ludzi, którzy za wszelką cenę nie chcą wpaść w rozpacz i marazm. To
mroczny reportaż o mrocznej stronie życia podporządkowanego obowiązkom
zawodowym. Autorka przestrzega, ale przede wszystkim trafnie diagnozuje. Czule
skupia się na historii rodzinnej i z czułością pochyla nad swymi udręczonymi
przez pracę rozmówcami. To jeden z wyraźniejszych reportaży ostatnich lat.
Chciałoby się, żeby jak najszybciej przestał być aktualny.
PATRONAT MEDIALNY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz