Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 25 października 2017
Liczba stron: 416
Przekład: Beata Geppert
Oprawa: twarda
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Francja w chaosie
Przyznam, że zamykałem
pierwszy tom „Dzikusów” z dużymi wątpliwościami, za co tak naprawdę Francuzi
pokochali autora cyklu. Poza wyjątkową sprawnością językową i umiejętnym
portretowaniem niuansów obyczajowych codziennego życia rodziny Narruszów oraz
ludzi znajdujących się w orbicie ich wpływów nie dostrzegałem niczego bardziej
przykuwającego uwagę. Po lekturze drugiej części wiem już mniej więcej,
dlaczego Sabri Louatah cieszy się tak dużym powodzeniem. Projektowanie wizji
przyszłości nie jest w jego przypadku tak bardzo mroczne i pozbawione nadziei jak
u Houellebecqa, choć przyznać trzeba, że autor robi wszystko, byśmy się
przestraszyli i wpadli w przygnębienie. Myślę, że fraza Louataha jest takim
świeżym antidotum na pisanie Houellebecqa, który powoli – jak zauważyłem przy
lekturze „Uległości” – zaczyna zjadać swój ogon. Tu mamy do czynienia nie tylko
ze śmiałymi wizjami Francji pogrążonej w kryzysie, ale także z różnego rodzaju
diagnozami, być może w większości mrocznymi, ale jednocześnie pozwalającymi
zadawać liczne pytania, a tego Houellebecq swoim czytelnikom powoli zabrania,
kategoryzując i kreśląc portret przyszłości nazbyt wyraźnymi kreskami. U
Louataha mamy bardziej szkice. Próby nakreślenia tego, co mogłoby się wydarzyć
we Francji, a co w dużej mierze ma już miejsce. „Dzikusy” w drugiej odsłonie to dynamiczny thriller
polityczno-społeczny, ale przede wszystkim książka doskonale portretująca
różnorodność zachowań, emocji i działań oraz niuansująca ludzki strach – przed
tym, co nieznane, kiedy kraj zapada się w sobie, i przed tym, co już od pokoleń
oswojone, a jednak pokazujące swoje nowe, bardzo groźne oblicze.
Francuzi doceniają
wyobraźnię twórczą oraz wielowątkowość opowieści Sabriego Louataha. Będzie z
tego na pewno kawał niezłej prozy w kolejnych częściach. Ta druga zamyka się
bardzo dynamicznie i z wieloma znakami zapytania, ale w gruncie rzeczy od
początku stawia na wątpliwości. Obrazuje ludzi postawionych w specyficznych
sytuacjach granicznych, w których dostrzegamy intensywność portretowanych
emocji – tych pozwalających na działanie, ale także tych prowadzących do
upadku, kameralnych dramatów o ogólnokrajowym charakterze. Tak, zaczynam
rozumieć, co ten cykl zrobił ze świadomością czytelniczą Francuzów, i teraz już
akceptuję wewnętrznie entuzjazm wokół cyklu. Mam jednak pewne zastrzeżenia do
drugiego tomu. W wirze zaskakujących wydarzeń bardzo dynamiczna fabuła zaczyna
tracić ten charakterystyczny rys szczegółu, który towarzyszył jej w pierwszej
części. Perspektywa życia rodzinnego zamieniona zostaje na szerszy ogląd
nastrojów społecznych, pośród których dostrzegamy postępujący upadek morale
Narruszów i cierpienia wywołane zaskakującym postępkiem Karima.
Nastoletni Karim będący w
poprzedniej książce taką gąbką, w którą wsiąkały poglądy innych ludzi, tutaj
jawi nam się jako trybik w machinie sterowanej przez niezwykle groźnie
zarysowaną już w pierwszym tomie postać wyrastającą teraz do rangi mrocznego
symbolu. To Nazir, który – cytując
Marksa – uznaje się tytułowym upiorem nawiedzającym Europę. Śledzenie jego
poczynań schodzi na dalszy plan, bo tak naprawdę chcemy poznać motywy
postępowania mężczyzny. Louatah daje nam bardzo ograniczony dostęp do sfery
jego przeżyć. Każe przyglądać się działaniom, bo głównie na nich oparta jest
dynamika tej powieści. Ludzie są tym, co robią, mówią i o czym decydują.
Wychodzą na jaw skrywane emocje, za którymi stoją zaskakujące czyny. Francuski
pisarz wyjątkowo trafnie obrazuje, czym mogą być ludzka zawiść i zazdrość, bo w
całej aferze, która elektryzuje państwo, ważniejsze stają się prywatne gry oraz
utarczki ludzi odpowiedzialnych za funkcjonowanie tego państwa.
Wchodzimy
zatem do gabinetów i innych pomieszczeń, w których zapadają decyzje
kształtujące życie społeczne Francji. Zbliżymy się do politycznych gier, do
konfliktów w obrębie służb porządkowych mających inne wizje porządkowania, ale
zajrzymy także do celi, gdzie przebywa zatrzymany Karim, oraz do jego domu, w
którym samotność matki zderzy się z dramatem jej odizolowania od dziecka.
Chłopca stawiającego francuską rzeczywistość w groteskowym i strasznym świetle.
Karim zapoczątkowuje ciąg dramatycznych zdarzeń, których przebiegu nie możemy
śledzić tak uważnie, gdyż Louatah stawia na sekwencje krótkich, bardzo
dynamicznych scen. Ponownie buduje powieść panoramiczną, ale tym razem mocno
podkręca tempo. Trzeba zajrzeć nie tylko do pogrążonego w rozpaczy domu
Narruszów. Trzeba przyjrzeć się kipiącej od gniewu ulicy oraz pozostać w
dystansie wobec poczynań polityków, dziennikarzy, policjantów i tych
wszystkich, których obecne doświadczenie chaosu naznacza już na zawsze.
Sabri
Louatah odważnie pyta o to, kim się stajemy, kiedy w sytuacji zagrożenia musimy
pożegnać się z wszelkimi rodzajami poprawności. Francja w chaosie staje się
państwem, w którym więzi międzyludzkie nie wytrzymują prób albo okazują się na
tyle toksyczne, by jedna osoba pociągała do odpowiedzialności kolejną. Ale
w czasie, gdy kraj nie może normalnie funkcjonować, a zdezorientowani obywatele
obserwują doniesienia z działań prokuratury na przemian z palącymi się na
ulicach samochodami, niektórzy bohaterowie odnajdują się nadzwyczaj dobrze.
Niektórym służą chaos i poczucie zagrożenia ładu społecznego. Louatah
fantazjuje o tym, do jakiego momentu w historii demokracji dotarła Francja i
jak blisko jej teraz do niezrozumienia choćby najbliższych tygodni czy
miesięcy. W to wszystko wplecione dalsze losy Narruszów, sugestywne dylematy Fu’ada
– jedynego chyba sprawiedliwego i poczciwego w tej rodzinie, który za wszelką
cenę chce uporządkować chaos i zniwelować niepokój cierpiących matek. Tak,
Narruszowie przestają się już koncentrować na tym, jak właściwie celebrować
rodzinną uroczystość. Po tym zebraniu atomizują się. W ich życie wkrada się
trudny do opisania dramat. Cierpią najbardziej ci, którzy przybyli do Francji,
by ciężko pracować na świetlaną przyszłość swoich dzieci. Tych dzieci
potrafiących zamienić życie własne i całego społeczeństwa w trudny do opisania,
ale doskonale wyczuwalny dla każdego koszmar.
Intrygująca
jest sieć powiązań między bohaterami, dzięki której iskrzą oni i są bardzo
wyraźnymi postaciami pierwszego i drugiego planu. Poza zaciętymi walkami o
panowanie nad sytuacją tych, którzy nad niczym przecież nie panują, obserwujemy
kameralne dramaty miłosne. Miłość odegra bowiem w tej powieści zaskakująco
ważną rolę. Louatah w tym właśnie jest świeży – nie
pozostawia nas z grozą i apokaliptycznymi wizjami, łączy z nimi silne i
konstruktywne emocje. Czy miłość zwycięży chaos? Ku czemu zmierza Francja z
kandydatem na prezydenta będącym w stanie śpiączki klinicznej? Odważna,
wyjątkowo różnicująca podziały i świetnie stopniująca napięcie powieść, która
zapowiada coraz więcej, coraz bardziej intensywne wydarzenia. Bardzo jestem
ciekaw, ku czemu kompozycyjnie i w przesłaniu zmierzać będzie Sabri Louatah w
kolejnych częściach cyklu. Ta druga zdecydowanie zaostrza apetyt na więcej,
choć nie byłoby ze szkodą dla tego pisania, gdyby okiełznać nieco dynamikę
zdarzeń, by nie tworzył się chwilowy chaos… opowiadania o chaosie. Dobre i
wyjątkowo zajmujące!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz