2017-11-06

„Sen zimowy” Goli Taraghi

Wydawca: Książkowe Klimaty

Data wydania: 27 października 2017

Liczba stron: 168

Przekład: Dorota Słapa

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 31,50 zł

Tytuł recenzji: Wspólnota i samotność

Bardzo się cieszę, że po feminizującym nurcie twórczości Szahrnusz Parsipur polski czytelnik ma okazję poznać irańską prozę portretującą przede wszystkim mężczyzn. Parsipur ukazywała całą gamę emocji i uczuć kobiet, którym nawet w tytule jednej z książek nie dała dostępu do świata mężczyzn. Goli Taraghi także portretuje wyraźne postacie kobiece, ale jej przesycona melancholią i wyjątkowo sugestywnym smutkiem książka opowiada głównie o męskich relacjach. Sen zimowy” jest anatomią rozpadu gromadnego życia. Wspomnieniem o nieco onirycznym charakterze – co sygnalizuje także tytuł tej skromnej, ale pięknej narracji. Taraghi portretuje grupę przyjaciół. Mężczyzn, dla których wartością i siłą była jedność, a którzy nie potrafili odnaleźć się indywidualnie w życiu serwującym im pułapki zagubienia. Irańska pisarka pokazuje interesujący moment przemiany – zbiorowość kwitnąca życiem, ale bardzo zachowawcza i bierna, a tuż obok niej indywidualny los, samotność. Trudno orzec, czy bardziej przejmująca jest pierwszoosobowa narracja tego, który wspomina grupę, czy też trzecioosobowa historia przyjaciół, dla których rozmowy, słowa i nastroje miały znaczenie tylko kolektywnie. W retrospekcjach rozpadają się, by okazać bezradność oraz bezmiar goryczy tego, który żegna swoich przyjaciół. Przejmuje się tym, że życie ludzkie ma w sobie więcej „było” niż „jest”. Szykując się do snu, odczuwa nie tylko chłód zimy, ale i własną bezbronność wobec losu, który kształtowali kiedyś wspólnie.

Oni wszyscy. Zawsze razem, nigdy którykolwiek z osobna. Optymista Hejdari, który często porządkował rzeczywistość mniej rozgarniętym towarzyszom. Mahdawi decydujący się na opuszczenie przyjaciół dla kobiety, wobec której miał ambiwalentny stosunek, nie pojmując jej mocy i jednoczesnej dobroci, nie zawsze zrozumiałej w swych intencjach. Dżalili, któremu pewnego dnia trzeba zamknąć usta. Ten, który zbuntował się wobec ciężaru życia, ale może nigdy do końca go nie zrozumiał. Sentymentalny Haszemi niemogący zrozumieć istoty bliskości z kobietą, a doskonale odnajdujący się wśród przyjaciół, którzy zbudowali wspólnie jedno miejsce, jeden światopogląd, jedną formę postrzegania świata jako czegoś celowego. Anwari, tęskniący za przyjacielem, grzeczny i uczynny, a jednocześnie potwornie zagubiony bez wsparcia Mahdawiego. Mężczyźni u Taraghi są społecznością niezwykle zżytą i jednocześnie niegotową na żadną formę zmiany – zarówno tej w ich relacjach, jak i zmiany świata egzemplifikowanego przez Teheran opuszczony przez jednego z nich. Są wdzięczni za życie, ale w bardzo określonej formie i w określonym kształcie. Jeden z nich jest przekonany, że wystarczy żyć przyzwoicie, by otoczenie się dopasowało i uporządkowało. Jeden uznaje, że w czasach, w których tworzą wspólnotę, nawet oddychanie wydaje się problematyczne. Goli Taraghi w tym męskim świecie solidarności i prostoty dostrzega nie tylko przywiązanie do tradycji i wynikające z niego ograniczenia. Portretuje status tej przyjaźni jako miniony. W jej miejsce nie pojawia się nic, co dawałoby satysfakcję albo poczucie bezpieczeństwa. Samotny narrator tuż przed snem opowiada z czułością o przedmiotach, emocjach, słowach i sytuacjach, które są już dramatycznie minione. Nie do powtórzenia. Nie do przeżywania na nowo w innym, zimnym świecie.

Interesujące są orbity wpływów kobiet, które Taraghi portretuje tutaj kontrastowo. Kobiety okazują się męskimi punktami odniesienia do wszystkiego, czego nie zdefiniowała ich grupowa przyjaźń. Mahdawi czuje, że jego partnerka jest opresyjna, ale to ona pozwala mu wydobyć się z bierności męskiej wspólnoty. Haszemi uznaje swą wybrankę za szczęście życia, prawdopodobnie też jego treść. Bliskość z przyjaciółmi nakreśla ramy rzeczywistości, ale to kobieta zapełni ją treścią. Kobieta u Taraghi to cud i przekleństwo. Istota, której nie docenia się, gdy jest obok, i taka, której utrata okazuje się najbardziej bolesnym doświadczeniem życiowym. Zadać należy pytanie o doświadczenie utraty tego, który wspomina minione zdarzenia, sytuując te narracje gdzieś między celebracją życia a przygniatającym, trudnym do zniesienia jego wymiarem.

„Sen zimowy” to ujmująca poetycką frazą opowieść o tym, jak rozpaczliwie poszukuje się rzeczy na zawsze utraconych. Goli Taraghi w tym utraceniu widzi z jednej strony źródło opresji i nieszczęścia, z drugiej jednak – czas zmiany perspektywy i czas wsłuchiwania się w samego siebie. Irański indywidualizm wydobywa się w bólu ze świata sankcjonowanego przez normy oraz obyczaje grupy. Ta grupa jest silna, ale pozbawiona mocy sprawczej. Przyjmuje świat w najbardziej ograniczonym zakresie, lecz się z nim nie mierzy. Bezradny Anwari w przedziale kolejowym jest doskonałą formą zobrazowania tego, jak mężczyźni z portretowanej grupy potrafią zaginąć, gdy nie stają obok siebie i muszą decydować o tym, co robią i myślą samodzielnie. Taraghi poza poetyckością proponuje nam też wyraźny tragikomiczny ton – choćby wtedy, gdy opisuje wspomnianą podróż Anwariego czy zafrasowanie bliskich skupiających się wokół unieruchomionego i zakneblowanego Dżalilego. „Sen zimowy” w kilku konwencjach portretuje mężczyzn, którzy kiedyś czegoś chcieli wspólnie, ale nigdy nie osiągnęli spełnienia samodzielnie. Nieuchronny upływ czasu, z którym nie może pogodzić się samotnie wspominający przyjaciół narrator, to wszystko, co mogło ich spotkać w przyszłości – niepewność zmian i niezgoda na nie. A jednak zmiany nastąpiły. Goli Taraghi obrazuje, jak bardzo było to bolesne i kto uznał, że życie to mimo wszystko ciąg utrat, a nie zysków.

„Sen zimowy” opowiada o tym, że piękny świat może nieść w sobie wiele smutków i rozczarowań, kiedy wobec jego różnorodności staje się w osamotnieniu. Myślę, iż jest to piękna opowieść nie tylko o utratach, których doświadczamy wspólnie, ale także o niemożności wyjścia poza kontekst uwarunkowań grupowych, o tej bezwzględnej, silnej i rozpaczliwej przynależności do grupy. Czy w takim razie życie w pojedynkę jest nie do zniesienia? Czy łatwiej o bliskość grupową, gdy wyjście poza pogląd społeczności jest czymś niemożliwym? Taraghi dyskretnie sugeruje – w biografiach bohaterów i nakreślaniu kilku kontekstów ich działań – że Iran to taki świat, w którym trzeba zrozumieć samego siebie, ale wygodniej rozumieć społeczność. Przez dostosowanie? Niekoniecznie. Myślę, że irańska pisarka nie socjologizuje, pokazuje jedynie egzystencjalne ryzyko wzięcia na siebie decyzji za to, co się robi i kim się staje. Bardzo przejmująca i różnorodna symbolicznie proza, dzięki której poczujemy Iran i posmakujemy go takiego, jakiego być może już nie ma. To nie będzie jednak powieść z do końca konkretnym adresem geograficznym. Taraghi opowie o tym, jak bardzo jesteśmy ważni dla siebie i jak trudno nam jako ludziom udźwignąć ciężar życia, z którym przecież od początku do końca mierzymy się sami. Zanim zapadniemy w sen. Zimowy.

Brak komentarzy: