Wydawca: Książkowe
Klimaty
Data wydania: 27 października 2017
Liczba stron: 168
Przekład: Dorota Słapa
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 31,50 zł
Tytuł recenzji: Wspólnota i samotność
Bardzo się cieszę, że po
feminizującym nurcie twórczości Szahrnusz Parsipur polski czytelnik ma okazję
poznać irańską prozę portretującą przede wszystkim mężczyzn. Parsipur ukazywała
całą gamę emocji i uczuć kobiet, którym nawet w tytule jednej z książek nie
dała dostępu do świata mężczyzn. Goli Taraghi także portretuje wyraźne postacie
kobiece, ale jej przesycona melancholią i wyjątkowo sugestywnym smutkiem
książka opowiada głównie o męskich relacjach. „Sen zimowy” jest anatomią rozpadu gromadnego życia. Wspomnieniem o
nieco onirycznym charakterze – co sygnalizuje także tytuł tej skromnej, ale
pięknej narracji. Taraghi portretuje grupę przyjaciół. Mężczyzn, dla których
wartością i siłą była jedność, a którzy nie potrafili odnaleźć się
indywidualnie w życiu serwującym im pułapki zagubienia. Irańska pisarka
pokazuje interesujący moment przemiany – zbiorowość kwitnąca życiem, ale bardzo
zachowawcza i bierna, a tuż obok niej indywidualny los, samotność. Trudno
orzec, czy bardziej przejmująca jest pierwszoosobowa narracja tego, który
wspomina grupę, czy też trzecioosobowa historia przyjaciół, dla których
rozmowy, słowa i nastroje miały znaczenie tylko kolektywnie. W retrospekcjach
rozpadają się, by okazać bezradność oraz bezmiar goryczy tego, który żegna
swoich przyjaciół. Przejmuje się tym, że życie ludzkie ma w sobie więcej „było”
niż „jest”. Szykując się do snu, odczuwa nie tylko chłód zimy, ale i własną
bezbronność wobec losu, który kształtowali kiedyś wspólnie.
Oni wszyscy. Zawsze razem,
nigdy którykolwiek z osobna. Optymista Hejdari, który często porządkował
rzeczywistość mniej rozgarniętym towarzyszom. Mahdawi decydujący się na
opuszczenie przyjaciół dla kobiety, wobec której miał ambiwalentny stosunek,
nie pojmując jej mocy i jednoczesnej dobroci, nie zawsze zrozumiałej w swych
intencjach. Dżalili, któremu pewnego dnia trzeba zamknąć usta. Ten, który
zbuntował się wobec ciężaru życia, ale może nigdy do końca go nie zrozumiał.
Sentymentalny Haszemi niemogący zrozumieć istoty bliskości z kobietą, a
doskonale odnajdujący się wśród przyjaciół, którzy zbudowali wspólnie jedno
miejsce, jeden światopogląd, jedną formę postrzegania świata jako czegoś
celowego. Anwari, tęskniący za
przyjacielem, grzeczny i uczynny, a jednocześnie potwornie zagubiony bez
wsparcia Mahdawiego. Mężczyźni u Taraghi
są społecznością niezwykle zżytą i jednocześnie niegotową na żadną formę zmiany
– zarówno tej w ich relacjach, jak i zmiany świata egzemplifikowanego przez
Teheran opuszczony przez jednego z nich. Są wdzięczni za życie, ale w bardzo
określonej formie i w określonym kształcie. Jeden z nich jest przekonany,
że wystarczy żyć przyzwoicie, by otoczenie się dopasowało i uporządkowało.
Jeden uznaje, że w czasach, w których tworzą wspólnotę, nawet oddychanie wydaje
się problematyczne. Goli Taraghi w tym męskim świecie solidarności i prostoty
dostrzega nie tylko przywiązanie do tradycji i wynikające z niego ograniczenia.
Portretuje status tej przyjaźni jako miniony. W jej miejsce nie pojawia się
nic, co dawałoby satysfakcję albo poczucie bezpieczeństwa. Samotny narrator tuż
przed snem opowiada z czułością o przedmiotach, emocjach, słowach i sytuacjach,
które są już dramatycznie minione. Nie do powtórzenia. Nie do przeżywania na
nowo w innym, zimnym świecie.
Interesujące
są orbity wpływów kobiet, które Taraghi portretuje tutaj kontrastowo. Kobiety
okazują się męskimi punktami odniesienia do wszystkiego, czego nie zdefiniowała
ich grupowa przyjaźń. Mahdawi czuje, że jego partnerka jest
opresyjna, ale to ona pozwala mu wydobyć się z bierności męskiej wspólnoty.
Haszemi uznaje swą wybrankę za szczęście życia, prawdopodobnie też jego treść.
Bliskość z przyjaciółmi nakreśla ramy rzeczywistości, ale to kobieta zapełni ją
treścią. Kobieta u Taraghi to cud i przekleństwo. Istota, której nie docenia
się, gdy jest obok, i taka, której utrata okazuje się najbardziej bolesnym
doświadczeniem życiowym. Zadać należy pytanie o doświadczenie utraty tego,
który wspomina minione zdarzenia, sytuując te narracje gdzieś między celebracją
życia a przygniatającym, trudnym do zniesienia jego wymiarem.
„Sen
zimowy” to ujmująca poetycką frazą opowieść o tym, jak rozpaczliwie poszukuje
się rzeczy na zawsze utraconych. Goli Taraghi w tym utraceniu widzi z jednej
strony źródło opresji i nieszczęścia, z drugiej jednak – czas zmiany
perspektywy i czas wsłuchiwania się w samego siebie.
Irański indywidualizm wydobywa się w bólu ze świata sankcjonowanego przez normy
oraz obyczaje grupy. Ta grupa jest silna, ale pozbawiona mocy sprawczej.
Przyjmuje świat w najbardziej ograniczonym zakresie, lecz się z nim nie mierzy.
Bezradny Anwari w przedziale kolejowym jest doskonałą formą zobrazowania tego,
jak mężczyźni z portretowanej grupy potrafią zaginąć, gdy nie stają obok siebie
i muszą decydować o tym, co robią i myślą samodzielnie. Taraghi poza
poetyckością proponuje nam też wyraźny tragikomiczny ton – choćby wtedy, gdy
opisuje wspomnianą podróż Anwariego czy zafrasowanie bliskich skupiających się
wokół unieruchomionego i zakneblowanego Dżalilego. „Sen zimowy” w kilku
konwencjach portretuje mężczyzn, którzy kiedyś czegoś chcieli wspólnie, ale
nigdy nie osiągnęli spełnienia samodzielnie. Nieuchronny upływ czasu, z którym
nie może pogodzić się samotnie wspominający przyjaciół narrator, to wszystko,
co mogło ich spotkać w przyszłości – niepewność zmian i niezgoda na nie. A
jednak zmiany nastąpiły. Goli Taraghi obrazuje, jak bardzo było to bolesne i
kto uznał, że życie to mimo wszystko ciąg utrat, a nie zysków.
„Sen zimowy” opowiada o tym,
że piękny świat może nieść w sobie wiele smutków i rozczarowań, kiedy wobec
jego różnorodności staje się w osamotnieniu. Myślę, iż jest to piękna opowieść nie tylko o utratach, których
doświadczamy wspólnie, ale także o niemożności wyjścia poza kontekst
uwarunkowań grupowych, o tej bezwzględnej, silnej i rozpaczliwej przynależności
do grupy. Czy w takim razie życie w pojedynkę jest nie do zniesienia? Czy
łatwiej o bliskość grupową, gdy wyjście poza pogląd społeczności jest czymś
niemożliwym? Taraghi dyskretnie sugeruje – w biografiach bohaterów i
nakreślaniu kilku kontekstów ich działań – że Iran to taki świat, w którym
trzeba zrozumieć samego siebie, ale wygodniej rozumieć społeczność. Przez
dostosowanie? Niekoniecznie. Myślę, że irańska pisarka nie socjologizuje,
pokazuje jedynie egzystencjalne ryzyko wzięcia na siebie decyzji za to, co się
robi i kim się staje. Bardzo przejmująca i różnorodna symbolicznie proza,
dzięki której poczujemy Iran i posmakujemy go takiego, jakiego być może już nie
ma. To nie będzie jednak powieść z do końca konkretnym adresem geograficznym.
Taraghi opowie o tym, jak bardzo jesteśmy ważni dla siebie i jak trudno nam
jako ludziom udźwignąć ciężar życia, z którym przecież od początku do końca
mierzymy się sami. Zanim zapadniemy w sen. Zimowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz