Wydawca: Karakter
Data wydania: 13 listopada 2018
Liczba stron: 240
Oprawa: twarda
Cena det.: 49 zł
Tytuł recenzji: Wykład o przedmiotach
To nieco rozczarowująca
książka ze sporym potencjałem. Liczyłem na
to, że w tej opowieści o przedmiotach oraz ich gromadzeniu one same w
symboliczny sposób przemówią. Otrzymałem mało dynamiczny wykład. Uwzględniający
ważne odniesienia do Barthes’a, Reinfussa
czy Hasiora, które sugerują, że jest to w pewnym stopniu popis erudycji. „Wyroby”
mogłyby być książką o naszych upodobaniach i nawet interesująco analizować
naszą tożsamość, jednak skupienie autorki tylko na rzeczach jest tu z jednej strony
świadectwem specyficznej czułości w przyglądaniu się im i badaniu genezy, z
drugiej jednak – na dłuższą metę tworzy bardzo statyczną narrację, którą
ożywiają jedynie oleje Marka Rachwalika. Sama
historia większych emocji nie wzbudza. Jest analityczna i bardzo skupiona na
przedmiocie rozważań. Poza tym oferuje niewiele. Żadnych fantazji. I ludzi,
którzy gromadzą durnostojki, krasnale ogrodowe, „gównidełka”, monidła, bibeloty…
Olga Drenda rozmawia jedynie
z Korą Kowalską, zbieraczką wszystkiego, a także z Maciejem Pietrukańcem, w
którego towarzystwie ogląda metalowe elementy świadczące o fantazji właścicieli
albo jej braku. Autorka sugeruje, że
interesują ją cechy dystynktywne opisywanych przedmiotów, takie jak amatorstwo,
niedoskonałość, a nade wszystko pomysłowość wykonania. Szkoda, że nie idą w
ślad za tym rozmowy z ludźmi, którzy otaczają się tytułowymi wyrobami, bo
przecież mogłaby to być świetna książka o tym, co przedmioty mówią. Także o
różnorodności ludzkich poszukiwań, by odnaleźć jakiś element zupełnie
nieprzydatnego drobiazgu uznanego za świetną dekorację. Nie ma w „Wyrobach”
czytelnych sugestii, dlaczego przedmioty nieużytkowe stają się ważne, co za tym
stoi i skąd bierze się ludzka przedsiębiorczość, by otoczyć się czymś, co u
innych może wywołać zdziwienie. Jest tu zdziwienie badacza, widoczne skupienie
na temacie, ale brak przyjrzenia się wynalazcom, dumnym właścicielom, ludziom
decydującym się na taki, a nie inny sposób zaznaczenia swego otoczenia, gustu,
przekonania. Godne podziwu jest to, jak Drenda portretuje różnorodność rzeczy
wydobytych z deficytów. Brakuje jednak ukazania ich wyjątkowości. Nie wiem,
skąd i dlaczego wzięły się dane upodobanie lub moda. Poza tymi, które są
bezrefleksyjnymi kopiami wzorów z zewnątrz, ale i za tym musi się kryć jakaś
oryginalna myśl, istotna emocja. Bo przedmiot w roli ozdoby to pewien sygnał
tego, jak myśli i odbiera rzeczywistość jego właściciel. Tutaj mamy uporządkowany
ciąg wniosków dobrych do przedstawienia na branżowym wystąpieniu. Nie wiem, czy
ta książka dotrze do zwykłego czytelnika, a przede wszystkim – czy naprawdę go
zainteresuje. A przecież każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu otacza
się przedmiotami, więc powinna to być rzecz dla wszystkich.
Ciekawie funkcjonuje tytuł.
Przykuwa uwagę równie silnie jak doskonale dobrana okładka. „To właśnie tam,
gdzie pomysłowość i dobre chęci zderzają się z oporem niedoskonałego materiału,
toporną techniką, z czasem z brakami warsztatowymi, powstaje prawdziwy wyrób”. Olga Drenda nie decyduje się na subiektywny czy
nawet naznaczony chaosem przegląd rozmaitości w domach i ogrodach Polaków.
Koncentruje się na rzeczach, które wytworzył człowiek, ale również na
okolicznościach, w jakich dany przedmiot się znalazł. Sportretowana
różnorodność tytułowych wyrobów jest skontrastowana z pewną jednolitością i
brakiem oryginalnych rozwiązań w przypadku dekorowania swego otoczenia w XXI
wieku. Drenda jest trochę etnologiem
badającym uwarunkowania do stworzenia rzeczy wymyślnych i jednocześnie
prostych, ale nie jest już socjologiem, bo w niewielkim stopniu daje do
zrozumienia, jaka mentalność lub emocjonalna potrzeba kryją się za projektem
oryginalnego wyrobu.
Autorka zaczyna od
modelowego przykładu wytworzenia czegoś w warunkach podwórkowych. Ale wstęp
odnosi się do rzeczy, którą ukrywa się przed innymi. Tymczasem stajemy wobec
analizy – i fotografii – przedmiotów, których unikalność niesie w sobie pytanie
o to, czym były dla właściciela i czym stawały się pod wpływem mijającego
czasu. Przyjrzymy się temu, jaką funkcję pełnią między
innymi ogrodowe łabędzie, oleodruki, metalowe ogrodzenia czy fantazyjne
pocztówki dźwiękowe. Drenda zasygnalizuje też, co stoi za przedsiębiorczością
innowacyjnych spadkobierców programu Adama Słodowego,
ale koncentruje się na gotowym materiale. Punktuje, diagnozuje, śledzi i
porównuje. Pracuje cały czas na przedmiotach i z przedmiotami. Nie mogę tu
odnaleźć ścieżki, którą ma wytyczać podtytuł książki. Niewiele się dowiaduję o
istocie ludzkiej pomysłowości – poza tym, że wszędzie ma miejsce i nigdy nie
ustaje.
„Wyroby”
to też książka o naszych sentymentach, choć sama w sobie nie jest
sentymentalna. Nie sugeruje, jak wiele niezwykłych historii może stać za
przedmiotami tak dokładnie wypunktowanymi i przeanalizowanymi.
Autorka skupia się na momentach przemian dziejowych, które w Polsce zaznaczały
zwrot ku określonym upodobaniom w dekorowaniu i otaczaniu się przedmiotami.
Sygnalizuje oryginalność ludzkiej potrzeby porządkowania najbliższego
otoczenia, ale nie wchodzi w istotę tej oryginalności. Tworzy solidny przegląd
tego, czym i w jakim stopniu się otaczaliśmy, zwracając także uwagę na to, że
przedmioty może i są trwałe, ale przywiązanie do nich już niekoniecznie. Ta
książka to ciekawy dowód zainteresowania niecodzienną inwencją twórczą, ale
jednocześnie punktowany wykład o wyjątkowo martwych w tej narracji
przedmiotach. Dlatego też uważam, że interesujący potencjał nietuzinkowej
opowieści niekoniecznie trafia tutaj w formę. Drenda momentami jest nużąca. Jej
przedmioty stają się naprawdę nieciekawe. Są obiektami do analizowania.
Rekwizytami, wokół których nie powstaje jakaś porywająca historia. „Wyroby” stwarzają wrażenie muzealnego
przewodnika, a ich ton przypomina młodzieńczy lęk przed tym, czy założyło się
filcowe kapcie i czy niczego przypadkiem nie dotknęło. Interesujący pomysł, mniej
interesująca jego realizacja. Choć oczywiście trzeba pochylić czoła przed
tym, w jak poważny sposób Olga Drenda podchodzi do tematu. A może zasadniczą
wadą tej książki jest to, że przedmiot (sic!) rozważań został potraktowany za
bardzo poważnie?
1 komentarz:
Pozdrawiam imiennika :)
Prześlij komentarz